Netflix ogłosił, że zamierza zekranizować „Problem trzech ciał” Liu Cixina, pierwszą część trylogii „Wspomnienie o przeszłości Ziemi”, a zadanie powierzono scenarzystom „Gry o tron”. Trylogia ukazała się w USA w 2014 r. i zyskała wielu fanów, w tym Marka Zuckerberga. Co ich zachwyciło?
Klasyczna SF przyzwyczaiła nas do tego, że gdy Ziemi zagrażają kosmici albo choćby asteroida, w imieniu ludzkości środki zaradcze podejmuje nasz naturalny globalny przywódca, czyli prezydent USA. Nawet fantastyka tworzona w naszym obozie zazwyczaj trzymała się tego schematu, u Lema też to Amerykanie próbują odszyfrować tytułowy „Głos Pana”, wysyłają Pirxa do szczeliny Cassiniego i konstruują Golema XIV. Powody były prozaiczne. Umieszczając choćby fragment akcji na Kremlu, autor otwierałby cenzorską puszkę Pandory. Bezpieczniej było się trzymać Ameryki i bohaterów o anglojęzycznych, a przynajmniej niesłowiańskich nazwiskach.
Wszystkie komentarze
zdobywa ich uznanie, stając się wspaniałym gawędziarzem. Publikuje dziesiątki historii, które ich zachwycają. Wydają się nieszkodliwymi fantazjami, jednak ukrywają "wielowarstwowe" metafory, które wymykają się obcej cenzurze i przesłane na Zachód, służą ostrzeganiu przed zbliżającym się niebezpieczeństwem.
żeby zobaczyć coś w Chinach sugerowałbym np. film Stonewalling.
twitter.com/J_Jakobowski
to jest właśnie kompletna bzdura orientalizująca: że istnieje strukturalna różnica miedzy Zachodem a "konfucjanizmem" i innymi. Wynikająca, ta bzdura, bazowo z przekonania zachodniego że istnieje jakiś "konfucjanizm" i to będący odpowiednikiem (równoważnikiem) "(judeo)chrześcijaństwa." Twórcami tego poglądu byli 17-wieczni jezuici, od których przejął to Voltaire, potem Max Weber, następnie Sartre, i tak ta "pogłoska trwa aż do dzisiaj" i ma się w najlepsze, wciąż uniemożliwiając Zachodowi rozumienie Wschodu, więc uniemożliwiając komunikację i wymianę.