To nie jest ciąg dalszy „Pieśni lodu i ognia”. Wydarzenia opisane w najnowszej książce George’a R.R. Martina rozgrywają się 300 lat przed tymi z „Gry o tron”, pierwszego tomu bestsellerowego cyklu.
Jeśli teraz westchnęliście z zawodem – niesłusznie. Choć równocześnie rozumiem smutek, bo Martin naprawdę długo każe czekać fanom na ciąg dalszy opowieści o walce o Żelazny Tron (to już sześć lat od premiery drugiego tomu „Tańca ze smokami”!).
Historia opisana w pierwszym tomie „Ognia i krwi”, który ukazał się w USA i kilkudziesięciu innych państwach 20 listopada, to uzupełnienie luk w historii Westeros. Uzupełnienie – trzeba przyznać – bardzo zgrabne. Wydawcy na całym świecie reklamują książkę jako odpowiednik „Silmarilliona” względem Tolkienowskiego Śródziemia („Silmarillion” to zbiór opowieści o Dawnych Dniach w świecie „Władcy pierścieni” i „Hobbita”).
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Jordan musiał wykorkować, żeby się Koło Czasu wreszcie domknęło... Kiedyś żartowałem, że Grę o Tron też mogłoby spotkać coś podobnego, ale a każdym rokiem robi się mniej śmiesznie.
Dokładnie tak. Podejrzewam, że ta nowa książka to po prostu rozszerzenie wątków z "nieznanej historii...", napisane w celu zgarnięcia nowej kasy.
Idź i wychędoż się sam.