Ta skromna, bezpretensjonalna opowieść o dzieciństwie zasługuje na wyróżnienie przede wszystkim dlatego, że autorce udało się bezpiecznie przepłynąć między Scyllą sentymentalizmu i Charybdą "demonizmu".

Nie znajdziemy tu ani cukierkowatej czułostkowości, ani - co dziś najczęściej się pojawia - katalogu okrutnych traum i pomniejszych zranień nabytych w dzieciństwie.

Niewielką książeczkę wypełniają obrazki z życia chorowitej i wrażliwej Wiolki. Zdarzenia zasadniczo rozgrywają się w latach 80. i są ulokowane w przestrzeni małej wsi Hektary. Geograficznie to Jura Krakowsko-Częstochowska, sama zaś osada niewiele ma wspólnego z Taplarami z "Konopielki" - blisko stamtąd do miast, na horyzoncie widać główny szlak komunikacyjny kraju usiany tirami. Mieszkańców Hektarów trudno doprawdy skojarzyć z ciemnym ludem; to raczej chłoporobotnicy, którzy robią lepsze zakupy w Katowicach, no i jak cała ówczesna Polska śledzą losy niewolnicy Isaury oraz Stephanie Harper z "Powrotu do Edenu".

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze