Gdy dwóch facetów na gwałt zwiewa do Meksyku, mamy pewność, że tam nie dotrą, a jeśli nawet, to na krótko. Ciekawość budzi jedynie rodzaj przeszkody, która ich zatrzyma. Może być to policja, bandyci podążający tropem uciekinierów, lub nawet wampiry Roberta Rodrigueza i Quentina Tarantino. W wypadku "The Hiccup" (2011) Matta Smuklera przeszkodę stanowi sympatyczna staruszka z sąsiedztwa.
Trudno stwierdzić, co dokładnie nawywijali Rob i Michael, wiadomo jedynie, że w całej awanturze istotną rolę odegrał miecz samurajski. Panowie zwiewają, straszliwie się spieszą i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie rzeczona starowinka. Pojawia się nagle i staruszkowym zwyczajem zaprasza Michaela na herbatkę, tłumacząc, że przecież zna go od małego. Michael wchodzi i tu sprawy przybierają dość nieoczekiwany, być może śmieszny obrót. Dość powiedzieć, że Matt Smukler jedzie po bandzie, przekracza granice i kruszy konwenanse jak Tyson szczęki swoich przeciwników. Nawet dynamika wariackiego początku nie zapowiada tego, co wydarzy się potem, niektórzy może się uśmieją, inni zgorszą lub dostrzegą opowieść o ludzkiej samotności, pechu i nieszczęściu, a jeszcze inni nawet wytrwają do końca tego świńskiego majstersztyku. Jedno jest pewne - żadnego Meksyku nie będzie.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze