Gry niezależne, stojące w opozycji względem głównego nurtu, to nic nowego. Tworzone za niewielkie pieniądze potwierdzały, że granie nie musi polegać na strzelaniu, bieganiu i rozwiązywaniu zagadek.

Rozwój branży sprawił, że urzeczywistnienie najdziwniejszych wizji jest możliwe stosunkowo małym kosztem. Co się zmieniło? Gry bez grania, dziwaczne i odrealnione sprzedają się coraz lepiej.

Plaża oślepia jak słońce, fale leniwie liżą brzeg, a gdy robię krok, mewy podrywają się do lotu. Ktoś wypisał słowa na piasku. Czytam, potem czyta je morze. Odpoczywam na ławeczce, robię jeszcze parę kroków i zawracam w stronę samotnego budynku na wzniesieniu. Tam, przy kawiarnianym stoliku, czeka kobieta. Siadam. Mam tylko zdania znalezione na plaży. Rozmawiamy. Z szafy grającej puszczam stare francuskie piosenki. Palę papierosy i piję mnóstwo wina. Rozmowa się nie klei. Wychodzę nad morze po nowe słowa i przedmioty wyrzucone na brzeg.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Agata Żelazowska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze