Armata ze średniowiecznego statku leżała w morzu na głębokości 20 metrów w pobliżu miejscowości Marstrand na zachodnim wybrzeżu Szwecji. Odkrył ją nurek rekreacyjny.
Statek prawdopodobnie zatonął w tym miejscu po uderzeniu w pobliski szkier Kleningen.
Badacze doszli do wniosku, że działo zanim spoczęło na dnie morza, było gotowe do użycia. Wskazują na to ślady ładunku w komorze prochowej. I to właśnie dzięki tym zachowanym pozostałościom możliwe było zastosowanie datowania radiowęglowego w celu ustalenia wieku znaleziska.
Wszystkie komentarze
...dopóki nie doczytałem do końca, myślałem, że to jest właśnie ten polski trop (made in Poland).
Co ciekawe - oryginalny artykuł nie zwiera wzmianki o możliwym rozpadnięciu po kilku wystrzałach.
www.tandfonline.com/doi/full/10.1080/00253359.2023.2225311
oryginalny artykuł nie zawiera wzmianki, bo nasz redaktor ma wiedzę metalurgiczną; stopy, odlewy, miedź, ołów, cyna nie mają przed nim żadnych tajemnic, że nie wspomnę o rusznikarstwie i bojowej praktyce :-)
Musiało być z Polski. Surowce transportowane były albo Odrą, albo Wisłą, ale żaden z nadodrzańskich ludwisarzy, nie dodał by ołowiu do miedzi. Niemcy znali technologię wytopu mosiądzu, a cynk pozyskiwali z Hartzu. Natomiast ołów był polskim towarem eksportowym, który wymieniano za węgierską miedź, właśnie z Bańskiej Bystrzycy.
A więc stawiam $$$, że armatę wykonał rzemiecha z Olkusza, a trafiła ona na statek w Gdańsku.
przecież do niektórych brązów dodaje się ołowiu - taki stop może mieć różny skład.