Nie skończyło się jeszcze sprzątanie po spustoszeniach spowodowanych najcięższą powodzią w Hiszpanii, a mieszkańcy południowych regionów już muszą stawiać czoła kolejnej fali opadów. Dziewięć rejonów Walencji, Castellon, Alicante, Murcii, Granady i Malagi służby objęły w środę (13.11) ostrzeżeniami pierwszego, czerwonego stopnia. W wielu innych miejscach, np. w Katalonii, obowiązuje stopień drugi, pomarańczowy.
Spodziewane są kolejne katastrofalne nawałnice, co może oznaczać opady powyżej 120 i 180 litrów na metr kwadratowy, wystąpienie z brzegów rzek i strumieni, zerwane drogi i lawiny błotne. Tak obfite ulewy nawet w normalnych warunkach niosą ryzyko, ale w miejscach zniszczonych przez powódź grożą kolejnymi zniszczeniami, tym bardziej że ziemia nasiąknęła wodą.
W nawałnicach, w odmętach rwących rzek i pod lawinami błota zginęły w Hiszpanii 223 osoby. W środę rano służby poszukiwawcze wydobyły kolejne ciała ofiar, dotąd uznawanych za zaginione.
We wtorek i środę w całej Hiszpanii spadła także gwałtownie temperatura, a w górach na północy i centrum kraju, w Kantabrii, Aragonii, Kastylii i Katalonii, a nawet wyższych rejonach Estremadury, znacznie poniżej zera. W niektórych miejscach spadło po kilkanaście centymetrów śniegu.
We wszystkich miastach i miasteczkach od wtorku (12.11) mieszkańcy budują zapory z worków z piaskiem, przenoszą dobytek do jak najwyżej położonych miejsc, przeparkowują samochody. Z niektórych osiedli i dzielnic władze ewakuują mieszkańców.
W Walencji, gdzie znowu leje, wojsko i służby nieprzerwanie usuwają z ulic i placów spiętrzone gruzowiska, samochody i góry zastygłego błota. Pomagają im zastępy strażaków oraz setki ochotników przybyłych z innych regionów Hiszpanii. Wszyscy walczą z czasem, by m.in. oczyścić ze szlamu zatkaną kanalizację. Ulicami Malagi płynie woda.
W Granadzie i Maladze zamknięto szkoły, biblioteki i inne instytucje użyteczności publicznej. Wstrzymano niektóre połączenia kolejowe. W wielu miastach nie pracują sądy. Wszędzie gdzie leje, mieszkańców wzywa się do pozostania w domach, a w szczególności do rezygnacji z podróży samochodowych. Mieszkańcy nie muszą chodzić do pracy. W Maladze i Granadzie ulice istotnie w środę opustoszały. Ze względu na ulewy inauguracyjny mecz Billie Jean King Cup Finals z udziałem Igi Świątek został odwołany.
Mimo kolejnych nawałnic nie ustają zawzięte zapasy polityczne między rządem i opozycją. Kraj szuka odpowiedzi, kto był odpowiedzialny za to, że dwa tygodnie temu nie ostrzeżono ludności na czas przed spodziewanych potopem, kto i dlaczego uruchomił pomoc i ratunek ludności tak późno i opieszale, gdy pozostawiona sama sobie ludność Walencji tonęła w wodzie i błocie.
W miniony weekend kilkadziesiąt tysięcy ludzi, wciąż wściekłych i zrozpaczonych, demonstrowało swój sprzeciw wobec nieudolności władz. Już w ubiegłym tygodniu spóźnioną delegację władz, z królem Filipem i premierem Pedro Sanchezem, rozgniewani mieszkańcy obrzucili błotem i zbieranymi na ulicach śmieciami. Premier obrócił się wówczas na pięcie i uciekł do Madrytu, ale król Filip pozostał na miejscu, wysłuchując długo skarg i pocieszając mieszkańców.
Rząd Pedro Sancheza obwinił regionalne (prawicowe) władze Walencji o to, że zareagowały zbyt późno oraz że nie poprosiły o pomoc rządu centralnego w Madrycie. Media wytykają Carlosowi Mazonowi, premierowi autonomicznego regionu Walencji, m.in. to, że w dniu, gdy ulice wielu dzielnic Walencji oraz okolicznych miasteczek spływały już rwącymi potokami wody, jadł do późna kolację w restauracji. Faktem jest, że premier Walencji, z opozycyjnej prawicowej Partii Ludowej, nie błysnął refleksem i „zawalił sprawę". Także opozycyjne i niezależne media go nie oszczędzają.
Ale najcięższa krytyka spada na rząd Pedro Sancheza. Nie tylko wytyka mu się unikanie odpowiedzialności: w ubiegłym tygodniu oświadczył, że „pomoc zostanie udzielona, kiedy lokalne władze poproszą". Premier bronił się w ten sposób, twierdząc, że to rząd autonomiczny odpowiadał za ogłoszenia stanu wyjątkowego, a rząd centralny nie miał prawa go uprzedzać i mógł tylko interweniować na jego prośbę.
Media szydzą także z premiera, który zaraz po ucieczce z Walencji do Madrytu przypisał napaść mieszkańców Walencji „ukartowanemu spiskowi skrajnej prawicy", choć wszyscy mogli oglądać w telewizji rozeźlony tłum zrozpaczonych ludzi.
Ciąg dalszy tekstu pod zdjęciem
Przede wszystkim eksperci wskazują, że hiszpańskie prawo jednoznacznie zobowiązywało rząd w Madrycie od początku, gdy wszystkie warunki klęski były spełnione, do ogłoszenia stanu narodowej klęski żywiołowej, bez czekania na prośby władzy lokalnej.
Tak stanowi czarno na białym ustawa z 1981 „o stanach alarmowych, wyjątkowych i oblężenia", która w art. 4, rozdziału 2, nakłada na rząd obowiązek ogłoszenia stanu alarmowego „w całym kraju lub części jego terytorium" w przypadku „katastrof i kataklizmów takich, jak trzęsienie ziemi, powódź, pożar lub innych katastrof o wielkim zasięgu", a także „epidemii czy zagrożenia sanitarnego". Żadnej zgody ani prośby władz lokalnych rząd Hiszpanii nie potrzebuje, by zacząć działać.
Wiadomo już także, że premier Pedro Sanchez pominął głównego dowódcę sił zbrojnych przy mobilizacji armii do akcji ratunkowej (wojsko było gotowe do działania) i dopiero po kilku dniach posłał wojsko na pomoc do Walencji.
Od kilku dni rząd i przychylne mu media usiłują odeprzeć refren, którym Hiszpanie kwitują nieudolność władz: „Tylko sam lud może ocalić lud".
W środę w parlamencie minister polityki terytorialnej Angel Torres oględnie i bezosobowo wspominał o „popełnionych błędach" i na próżno domagał się zgody narodowej wobec tragedii:
Kiedy tracisz wszystko, zostaje ci państwo. Ale przecież wszyscy jesteśmy państwem
- wołał.
Rzecznik opozycyjnej prawicy Cesar Sanchez zdecydowanie zaprotestował: - Nie polityka zawiodła, nie państwo zawiodło. Zawiódł rząd Pedro Sancheza — odpowiadał.
I powtórzył, że to rząd w Madrycie miał obowiązek od razu ogłosić stan klęski (emergencia nacional) bez oglądania się na rząd lokalny w Walencji.
Nie tylko opozycja, ale również sojusznicy i koalicjanci rządu Pedro Sancheza ze skrajnej lewicy Sumar i Podemos, a także nacjonaliści katalońscy, z oburzeniem skrytykowali rząd, w tym zwłaszcza samego premiera, za nieobecność na debacie. Premier Sanchez wolał w środę polecieć do Baku na szczyt klimatyczny.
red. Michał Olszewski
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
W czasach dinozaurów padało więcej a wtedy nie spalano węgla. Czy coś w tym stylu
Cofnij się jeszcze dalej, może o 4,5 mld lat i opisz nam swoje wnioski.
młotkiem bym cię nazwał, ale to by implikowało jakąkolwiek użyteczność.
@04.2019
@Burkoslaw
Przecież to był oczywisty żart ze stronh mart223
Za to ty skończonym ktetynem. Największy głupek na tej planecie wyłapałby ironię, ty niestety nie.
Szanuję Twoją wiedzę, dlatego zapytam - ile węgla spalali ludzie w czasie tego nie monolitu?
Pilnie słuchał wykładów giertycha seniora o ludziach i dinozaurach.
Dinozaury nie spalały węgla ani ropy - więc oczywiście masz racje. Ale - dinozaurów było sporo, a te największe, jak zauropody, mogły pewnie zrobić niezły bałagan gazowy swoimi roślinnymi dietami! Można sobie wyobrazić, że ich naturalna przemiana materii rzeczywiście wypuszczała trochę metanu do atmosfery. Ale i tak, nawet ich „gazowe imprezy” to nic w porównaniu z emisjami, jakie produkujemy dziś my, ludzie!
Nie tylko oni. Koalicja 13 października dalej nie zamknęła ani jednej kopalni węgla.
Przecież to jest to samo myślenie
Problem w tym, że:
- normalnie opady są niższe i koryta spływowe (między górami - nie wiem jak to się nazywa) zawsze dawały radę - teraz opad roczny zdarzył się w jeden/dwa dni
- tereny najbardziej dotknięte powodzią zawsze były zalewane, miasta budowano na terenach wzniesionych. Taka Paiporta była zalewana nie raz, ale to nie przeszkodziło powiększyć obszaru miejskiego 3 krotnie od 1990 roku
- Po powodzi w 1959 roku koło Walencji zbudowano kanał, który przez 360 dni w roku jest suchy, tym razem (choć wylał to i tak) uratował miasto. Ten kanał zaczyna się tam gdzie koryta spływowe się łączą i jest mniej więcej w kształcie lini prostej. Takiego kanału nie wybudowano w najbardziej dotkniętych miejscowościach, bo... wszystkie tereny zabudowano...
Kto zawinił?
- AEMET czyli hiszpańska agencja meteorolgiczna alarmowała juz 2 dni wcześniej, że tegoroczna Dana będzie inna. Dzień wcześniej, że będzie katastrofa, tylko co z tego, bo nikt tej aplikacji nie używa, a i mało osób siedzi na X
- Kiedy zaczęły się potężne opady, nie wysyłano, ŻADNYCH ostrzeżeń o zagrożeniu, bo wiadomo, ekonomia ważniejsza (to akurat powinien był zrobić prezydent prowincji Walencja) - ludzie zostaliby w domach, pozamykano by szkoły, firmy, etc.
- Pierwszy alert RCD wysłano o godzinie 20.10... jak już było po fakcie.
Moim zdaniem wina leży po stronie administracji Walencji (uniknięcie tylu zabitych, bo materialne szkody byłyby takie same), ale rząd Sancheza dał kompletnie ciała po fakcie. Ci ludzie przez 5 dni byli pozostawieni sami sobie. Strażacy z Francji pojawili się tam przed UME (wojskowa jednostka ratunkowa)... Pedro sprzeda własną rodzinę nim odda władzę.
BTW w tym zdaniu "Tylko sam lud może ocalić lud" chyba powinno być " Solo el pueblo salvará al pueblo" :)
Zgadzam sie ze rzad mogl zrobic wiecej. Ale pamietajmy ze ustroj hiszpanski jest taki ze wladze regionalne maja fizycznie kontrole nad sluzbami mundurowymi i to one maja wiedze o regionie. We wtorek po poludniu rzad regionalny powolal rade zarzadzajaca kryzysem. Tylko ze dopiero po 20 mogla oglosic alarm bo prezydent regionalnego rzadu nie odbieral telefonu, a druga osoba ktora mogla to zrobic nie wiedziala jak. Pozniej przez nastepne dwa dni rzad regionalny z szefem opozycji pokazyali sie w telewizji i twirdzili ze dzialaja. Pamietajmy ze nie bylo dostepu do informacji. Tak naprawde to jakby rzad centralny zaczal dzialac z madrytu, nie znajc terenu, nie majac dostepu do lokalnych sluzb kryzysowych i przejmujac kontrole nad sytuacji, bylby jeszcze wiekszy balagan. Wyobaz sobie ze ktos z Warszawy przejmuje zarzadzanie powodzia na Podhalu, i wysla tam wojsko i policje z Warszawy. Moze i tak trzeba bylo zrobi widzac jak bardzo nieudaczne byly rzady regionalne. Tez tak myslalem. Ale teraz to nie jestem tak pewny, czy to by pomoglo.
"Salva" al pueblo, bo powtarzalnie. :-)
Prognozy Aemetu stale są na 20minutos, nie trzeba mieć ani apki, ani śledzić ich na X, samo włazi przed nos.
Kiedy ostatnio? Wtedy, kiedy gazeta mi o nim napisala, bo mnie nawet pogoda za oknem nie obchodzi a co dopiero na drugim koncu kontynentu
Ściśle biorąc, to nie jest niż genueński, który owszem, też powstaje nad M. Śródziemnym (w okolicach Genui, stąd nazwa) i też w tych samych warunkach atmosferycznych, ale różnica polega na tym, że niż genueński się przemieszcza, i to na spore odległości. W tym roku dotarł aż do Polski, zalewając po drodze Austrię, Słowenię, Czechy itd. Po czym znowu zawrócił nad północno-wschodnie Włochy.
A ta pier***a gota fria, jak sobie powstanie przy wybrzeżu Hiszpanii, tak tam siedzi i ni w tę, ni wewtę. Może czasem lekko zawadzić o wybrzeże Francji, ale to raczej rozprzestrzenianie się niż wędrówka. Rozciąga się od Walencji do (zasadniczo) Barcelony w jedną, a w drugą to zależy od jej siły - albo tylko do Alicante, albo i do Kadyksu. Tyle dobrego, że w "normalnych" latach robi się z tego zwykła deszczowa trzydniówka, może ciut silniejszy deszcz niż normalnie w Polsce, i na tym się kończy. A w tym roku... jak widać. :(
co to ma do tematu ..