Plan pokojowy dla Bliskiego Wschodu, suflowany w przeciekach przez amerykańskich urzędników, jest tak wielowarstwowy, że wywrócić go może każdy niedopasowany klocek.
Jest ironią losu, że Joe Biden wikła się na Bliskim Wschodzie. Kiedy trzy lata temu obejmował urząd, zerwał z tradycją swoich demokratycznych poprzedników, od Cartera po Obamę: nie mianował specjalnego wysłannika ds. konfliktu izraelsko-palestyńskiego, nie szykował kolejnej rundy negocjacji. Przejął za to strategię Donalda Trumpa: promowanie traktatów pokojowych między Izraelem a państwami arabskimi z pominięciem sprawy palestyńskiej. Biden uznał, że jego wyzwaniami były Chiny i Rosja.
Wszystkie komentarze
Ale tym bardziej trzeba dokładać wszelkich starań i dążyć do sprawiedliwego pokoju.
Lepsza jest jakakolwiek inicjatywa niż nic nie robienie. Jeżeli ten plan to tylko marzenie, to też dobrze, od marzeń może krok po kroku - może uda się przekształcić w coś konkretnego, i nawt jeśli nie rozwiąże sytuacji to mozę ją polepszy.
Nie będzie żadnego pokoju bez zaangażowania Izraela dlatego Izrael rozdaje dzisiaj karty w Palestynie. Niestety obawiam się że przynajmniej do wyborów prezydenckich w USA, Netanjahu będzie ignorował wszystkie plany dążące to pokoju, zakładając że po wyborach plan Bidena będzie historią.
Tylko zagrożenie załamania się stosunków USA-Izrael i inne sankcje społeczności międzynarodowej mają jakąś szansę na wymuszenie zaangażowania Netanjahu w jakimkolwiek procesie dążącym do pokoju.
Sprawiedliwosc to sprawa umowna,wazne co dobre dla Izraela.
dobre
Pełna zgoda.
W przeciwieństwie do propagandowych pro-izraelskich tekstów pani Marty Urzędowskiej teksty pana Roberta Stefanickiego są wolne od tego tonu propagandowego.
Jeszcze radykalniej pro-izraelski jest Bartosz Wileński, który pisze bardzo sensowne teksty dotyczące polskich spraw wewnętrznych, a w kwestii Izraela jest nieprofesjonalny i skrajnie stronniczy.
O tekstach Konstantego Geberta nie wspomnę, to jest hasbara w najczystszej postaci.
O czym ty mówisz? Toż Gebert od początku zwalcza Bibiego jak tylko potrafi. Oczywiście wspiera państwo Izrael, ale z całą pewnością nie jego rząd.
Netanjahu nie będzie wspierał żadnego planu dążącego do pokoju przynajmniej do wyborów prezydenckich w USA. Zmobilizuje aparat państwa Izrael do wsparcia Trumpa (lub jakiegokolwiek Republikanina) licząc na to że po wyborach nikt już mu nie będzie zawracał głowy jakimś tam państwem Palestyna czy ludobójstwem. Nawet jeżeli wygra Biden, to do wyborów będzie mógł skutecznie niszczyć infrastrukturę cywilną w Gazie (a z czasem w Zachodnim Brzegu).
Wszyscy autokraci, dyktatorzy, nacjonaliści i fanatycy czekają z uśmiechem na twarzy na Trumpism (z Trumpem lub bez).
Dzięki za Twój głos ... całkowita zgoda. Niby to tak oczywiste a jednak tak trudne. Problem właśnie tkwi w:
"Izrael wpadł w szpony skrajnej prawicy Netanjahu, która jest bezwzględna i zatruła umysły wielu Izraelczyków, podobnie, jak rządy PiS w Polsce"
Gwarancje bezpieczeństwa powinny iść w obie strony - żaden, absolutnie żaden człowiek izraelskich służb nie powinien mieć prawa postawić choćby kawałka palca na palestyńskiej ziemi.
Poza tym zwolennicy okupacji w Izraelu to nie tylko wyborcy Natanjahu, ale też cała masa wyborców jego oponentów i odnośnie do polityki anty-palestyńskiej w Izraelu panuje szeroki konsensus.
Plan współistnienia dwóch państw nie jest ostatnią deską ratunku, tylko jedyną deską ratunku. To też nie jest wyjście idealne - nie da się rozwiązać problemu palestyńskieg bez pozostawiania żalu i powodów do dalszych walk, po każdym kompromisie zostaje ktoś niezadowolony. Tyle że taki plan tych powodów zostawia najmniej.
Nie ma "palestynskiej ziemi".To wymysl Moskwy i "pozytecznych" idiotow, ktorym wydaje sie ze naprawiaja swiat a "swiat powinie byc sprawiedliwy".Nic bardziej naiwnego.