Korespondencja z Walencji
Jeszcze 30 lat temu przy wjeździe do Walencji (stolica prowincji o tej samej nazwie) znajdowała się tablica zachęcająca turystów do poświęcenia jej dwóch godzin. Dziś to kosmopolityczne miasto, które przeżyło metamorfozę.
Walencja to obecnie jedno z najprężniej rozwijających się miast i ważny ośrodek naukowo-kulturalny śródziemnomorskiej Europy. Jest reklamowana jako modna, tania i innowacyjna, bary i restauracje tętnią życiem.
Należy do największych miast na Półwyspie Iberyjskim, liczy ok. 800 tys. mieszkańców. W 2022 r. Wspólnota Walencka zyskała ich ponad 108 tys., z czego 9 na 10 to obcokrajowcy. Przybyło tu wielu uciekających przed wojną Ukraińców (jedna czwarta wszystkich, którzy przybyli do Hiszpanii) a także rosyjskich imigrantów chcących uniknąć przymusowej rekrutacji oraz imigrantów zarobkowych z Karaibów, głównie z pogrążonej od lat w głębokim kryzysie Wenezueli.
Głęboką metamorfozę, jaką w ciągu ostatnich lat przeszło całe miasto, uosabia Mercado Central, jedna z wizytówek Walencji.
Usytuowany w centrum, naprzeciwko kościoła Los Santos Juanes, powstał w latach 30. XIX wieku. Od zawsze pełen był przede wszystkim handlarzy owoców i warzyw oraz rybaków sprzedających to, co udało im się złowić w sieci. Przez dekady był najważniejszym ośrodkiem handlowym w mieście, ale nigdy nie był tak modny jak dziś.
Poza miejscowymi zobaczymy tu studentów Erasmusa, turystów, a nawet przewodników kulinarnych oprowadzających przyjezdnych z zagranicy i udzielających informacji na temat lokalnych produktów. Przesuwają się powoli, przystając co chwilę przy stoiskach pełnych warzyw, owoców, mięs i przypraw. Przewodnik informuje ich o wyjątkowych właściwościach szafranu, wychwala pod niebiosa ogromne pomidory, słodką paprykę, pokazuje różne odmiany fasoli i ryżu.
Pojawiają się i cyfrowi nomadzi, których coraz więcej w Walencji. Gubią się w tłumie, robiąc zakupy wśród miejscowych i turystów.
W Walencji znajduje się też jeden z największych w Europie kompleksów popularyzujących naukę i kulturę. Wyróżnia się awangardową architekturą i jest dziełem uznanych autorów – Santiago Calatravy i Felixa Candeli.
Miasto Sztuki i Nauki powstało w dawnym korycie rzeki Turia, na długości prawie dwóch kilometrów. Składa się z sześciu dużych obiektów. Są to: Hemisfèric (kino IMAX, projekcje cyfrowe), Umbracle (otoczony ogrodami piękny punkt widokowy), Muzeum Nauki im. Księcia Filipa (oferuje mnóstwo zajęć interaktywnych), Oceanogràfic (największe akwarium w Europie, ponad 500 morskich gatunków), Pałac Sztuki im. Królowej Zofii (poświęcony operze) oraz Agora (obszar wielofunkcyjny, organizuje się tu koncerty i liczne zajęcia).
Walencja szczyci się też wspaniałym gmachem dawnej Giełdy Jedwabiu (Lonja de la Seda), od 1996 r. wpisanym na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Według badania przeprowadzonego przez społeczność ekspatów InterNations (pytano ich o jakość życia w mieście, do którego się przeprowadzili), Walencja nie rozstaje się z tytułem „jednego z najlepszych miejsc do życia". Najlepiej wypada w „opiece zdrowotnej", zwłaszcza pod względem przystępności cenowej opieki medycznej, jej dostępności i jakości.
Podobnie ocenia Walencję portal Money.co.uk, który w 2021 i w 2022 r. uznał ją za "najzdrowsze miasto na świecie".
Została także uhonorowana tytułami Światowej Stolicy Designu 2022 (doceniono m.in. awangardową architekturę Miasta Sztuki i Nauki, skarby secesji i wyjątkowe przestrzenie zielone) oraz Europejskiej Stolicy Inteligentnej Turystyki 2022 ("smart tourism" warunkują takie czynniki, jak infrastruktura informacyjna i komunikacyjna, kapitał społeczny, ciekawe środowisko przyrodnicze i dziedzictwo kulturowe, zapewnienie rozwiązań usprawniających podróżowanie i wykorzystywanie turystycznej infrastruktury).
Niedawno zaś amerykański dziennik „The New York Times" uznał Walencję za jedno z 52 najlepszych miejsc na świecie, które warto odwiedzić w 2024 r. I podkreślił walory: miejskie plaże, deptak w centrum, tętniąca życiem scena kulturalna plus bogata tradycja gastronomiczna.
„To miasto, które zachęca do aktywności fizycznej na świeżym powietrzu i zdrowej diety oraz ją ułatwia, a średnia długość życia wynosi tu 83,5 roku" – wyliczył "NYT".
Walencja jest również tegoroczną Zieloną Stolicą Europy. Nie bez powodu.
– Zdobyła ten tytuł dzięki swojej ambitnej strategii zrównoważonego rozwoju. Wyciągnęła też wnioski z doświadczeń z przeszłości – oznajmił w sieci Euronews Virginijus Sinkevičius, unijny komisarz ds. środowiska, oceanów i rybołówstwa. – Przez wiele dziesięcioleci rozwój miasta napędzany był przez odważny ruch obywatelski, który wspierał autentyczne zmiany. To ludzie są atutem Walencji.
W całym mieście wdraża się pilotażowo liczne zielone inicjatywy. Np. targowisko miejskie o powierzchni 3500 m kw. w dzielnicy El Cabanyal ma klimatyzację zasilaną dzięki umieszczonym na dachu panelom słonecznym. W pobliżu należącego do władz miasta centrum innowacji społecznych i miejskich Las Naves powstała zaś pierwsza w Walencji uspołeczniona elektrownia słoneczna. W ok. 80 proc. jest finansowana przez samych obywateli, z których każdy przekazał od 100 do 2000 euro za udziały w generatorze energii odnawialnej.
Walencja posiada sporo ogrodów i terenów zielonych, gdzie można uciec od zgiełku i cieszyć się przyrodą. Jardín del Turia, Parque Central, przecinająca miasto dziewięciokilometrowa trasa obejmująca ogrody oraz przestrzenie sportowe i rekreacyjne (niegdyś płynęła tędy rzeka Turia). Plus dwa parki naturalne na obrzeżach, do których można łatwo dotrzeć środkami transportu publicznego bądź na rowerze.
Tutejsza kuchnia korzysta z bogactwa świeżych, lokalnych składników. Miasto otacza bowiem L’horta de València – ciąg sadów i upraw.
Okolice Walencji szczycą się niskim poziomem zanieczyszczeń, 2696 godzinami światła słonecznego w roku i aż 160 km ścieżek rowerowych.
Według badań InterNations, aż 92 proc. emigrantów czuje się w Walencji bezpiecznie. Mieszkający tu ekspaci są także zadowoleni ze swojego życia towarzyskiego i doceniają życzliwość mieszkańców oraz łatwość, z jaką nawiązuje się przyjaźnie.
„Czujemy się tutaj dobrze. Kochamy kulturę, jedzenie i nie potrzebujemy samochodu. Wszystko jest w zasięgu spaceru" – przyznaje na łamach brytyjskiego dziennika „The Times" Ian Palmer, konsultant ds. technologii linii lotniczych, który przeprowadził się tu wraz z żoną z Buckinghamshire. – Należę do ok. 100 tys. obcokrajowców, którzy stanowią blisko 13 proc. populacji [Walencji]".
Według danych Registrars, zagraniczni nabywcy nieruchomości to 13 proc. tutejszego rynku. Zdecydowaną większość stanowią Brytyjczycy.
„Mam długą listę Brytyjczyków, którzy planują ubiegać się o wizę dla cyfrowych nomadów" – wyjaśnia w tym samym artykule Graham Hunt z agencji nieruchomości València Property.
Wiza ta pozwala na pracę w Hiszpanii obywatelom spoza UE, którzy zarabiają co najmniej 2334 euro miesięcznie.
Jedna rosnąca liczba przybyszy i nieustający rozwój turystyki zaczyna też dokuczać mieszkańcom. Coraz częściej mówi się również o gentryfikacji niektórych dzielnic.
W starej dzielnicy El Cabanyal osiedlali się niegdyś głównie żeglarze, rybacy i rolnicy. Pod koniec XVII wieku stała się popularna ze względu na bliskość dużego miasta, ale i z uwagi na nadmorskie położenie. Na przełomie XIX i XX w. drewniane chaty zostały zastąpione przez budynki murowane. Dziś pełno tu kolorowych secesyjnych kamienic wyłożonych kafelkami. Wciąż przybywa modnych kawiarni i burgerowni, powstało też wiele restauracji prowadzonych przez ekspatów, choćby wenezuelskich czy meksykańskich.
Lokale pełne są wąsatych hipsterów w hawajskich koszulach i w sandałach, którzy piją rzemieślnicze piwo bądź koktajle i pochłaniają dania podawane na deskach do krojenia. Opaleni "guiri" (to jakby hiszpański odpowiednik słowa "gringo" rodem z Ameryki Łacińskiej) jeżdżą na wypożyczonych rowerach. Grupa blondynek pozuje do selfie przy budynku wyłożonym niebieską mozaiką; ich toczona w jednym z języków skandynawskich rozmowa niesie się po alejkach...
– Okolica stała się znacznie bardziej turystyczna – wyjaśnia w rozmowie z The New European 52-letni Pablo, mieszkaniec El Cabanyal. – Zwiększyła się liczba apartamentów przeznaczonych na turystykę i Airbnb, więc czynsze poszły w górę.
"El Cabanyal – pisze internetowa gazeta „El Diario" – zmieniła się z bardzo taniej dzielnicy w jedną z droższych".
Żyje tu coraz więcej młodych guiri, głównie Brytyjczyków, Niemców, Holendrów i Skandynawów. Wielu z nich pracuje zdalnie – to nieznające granic pokolenie cyfrowych nomadów z laptopami, a nie zwykli wczasowicze.
– Bardzo wyraźnie widać, że obcokrajowcy przyjeżdżają tu nie tylko latem, ale i zimą – podkreśla Pablo.
Post-pandemiczny wzrost liczby osób pracujących zdalnie widać nie tylko w El Cabanyal, ale i w centrum. Wielu cyfrowych nomadów można spotkać w dzielnicach Ruzafa i El Carmen.
Tak samo często jak hiszpański słychać angielski. Kamienice pełne są apartamentów na wynajem. Pojawiły się też przestrzenie coworkingowe. W księgarniach działy angielskojęzyczne niemal dorównują hiszpańskim i walenckim. Właściciele uzupełniają zapasy; wiedzą, że władających angielskim klientów będzie tylko przybywać.
A czynsze rzeczywiście wzrosły. Według danych Universitat Politècnica de València, cytowanych w lokalnych mediach, w ubiegłym roku ceny wynajmu w mieście osiągnęły historyczne maksima i wzrosły o 9,9 proc. w zestawieniu rok do roku. Czynsze są obecnie o 28 proc. wyższe niż przed pandemią.
„Walencja jest w modzie – pisze na łamach dziennika „La Vanguardia" Neus Navarro, znawczyni miasta. – Mieszkań dla zwykłych Hiszpanów jest coraz mniej, zastępuję je kwatery przeznaczone dla turystów, a moi przyjaciele nie mogą się usamodzielnić, dosłownie nie są już w stanie płacić ceny ustalonej przez właściciela. Bo większości mieszkańców nie stać na 850 euro miesięcznie za locum zamiast dotychczasowych 600".
Z kolei inwestorzy spekulują i kupują całe budynki – również te z rodzinami mieszkającymi tu od dziesięcioleci – by zaspokoić potrzeby rozwijającego się przemysłu turystycznego. Na krótkoterminowym wynajmie można zarobić nawet czterokrotnie więcej niż na tym dla rodowitych walencjan.
Miasto wciąż udowadnia, że ma do zaoferowania coś więcej niż doskonała paella, słońce i piękne plaże. Walencja to także Centre del Carme Cultura Contemporània i Institut Valencià d'Art Modern (IVAM), prezentujące sztukę nowoczesną. I gmach opery Les Arts z futurystycznym teatrem i światowej klasy programem, od zarzueli i flamenco, po operę, taniec i jazz.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
A co do przyjemności zamieszkiwania: wyobraźcie sobie, że macie dzieci, które trzeba posłać do szkoły i okazuje się, że nie ma żadnej, w której nauczano by po hiszpańsku lub angielsku, bo to zabronione. Musi być kataloński, ups. przepraszam walencki. Czy to takie przyjazne i przyjemne?
No i? Kase jednak na miejscu wydaja
Kasę w większości ładują w akcje, bitcoiny albo inne „inwestycje”, lokalna gospodarka zwykle wychodzi na minusie na takim interesie.
No tak przeciez zaopatrzenie i pracownikow hotel sobie sprowadza z ojczyzny..... Wodz emoda na nagonke ma turystów jak byl covid to bylo wycie ze och nie ma
Dodajmy, że 95% tych "ekspatów" to imigranci, bo nie wysłała ich żadna firma tylko sami się wysłali, no ale przecież nie będą się nazywali ekspatami bo to im w jakiś sposób uwłacza.
No i że duża część tych "ekspatów" nawet po dłuższym czasie marnie albo wcale nie mówi po hiszpańsku, o katalońskim/walenckim nie wspominając.
*nie będą się nazywali imigrantami* chciałem napisać
W zasadzie już jest zajechana...
Wszechobecna zieleń, współczesna architektura (architekt Santiago Calatrava), plaże, brak tłumów, świeże powietrze. Był też polski akcent - przepiękne rzeźby Mitoraja.
Samolubnie pomyślałam: oby Walencja nie została "odkryta" przez turystów. Tak więc, nie polecam :)
No już po ptokach, mleko (czyli reklama) się rozlało.
mieszkam w Walencji wiele lat, od mniej więcej maja do listopada jest bardzo dużo turystów, oraz w marcu podczas Las Fallas to już w ogóle :) tak też chyba już za późno..
Tak, tam też nie chcą turystów. Łatwo jest wyrażać opinię o czyimś kraju na podstawie tego, co pisze zagraniczna prasa w długi weekend i opinii "ekspatów", którzy mieszkają w mieście od dwóch miesięcy
Tam jeszcze chcą, ale za czas jakiś pewnie będą rozwieszać "Tourists go home" jak w Barcelonie.
O tym byś szybko kupił, bo taniej już nie będzie.
Tak sobie właśnie pomyślałem.