Od kilku miesięcy mieszkańcy Lopburi, starożytnego miasta o 150 km na północ od Bangkoku, żyją w strachu. Nie tylko z powodu koronawirusa, ale też hord agresywnych małp, które zajęły miasto. Stada makaków grasują po ulicach, napadają na ludzi, okradają sklepy. W 800-tys. mieście sytuacja wymyka się spod kontroli.
Wskazując na siatkę, którą przykryła taras, Kuljira Taechawattanawanna przeklina małpy i skarży się, że zmieniły życie jej rodziny w piekło. "My żyjemy w klatce, a małpy na zewnątrz" - utyskuje w rozmowie z agencją AFP. Kobieta narzeka też na smród: „Wszędzie leżą ich odchody, nie da się oddychać, zwłaszcza gdy spadnie deszcz".
Wszystkie komentarze
No to lepiej nie mow kapucynku.
2% 5%? Bez wpływu na demokrację, rozdział kościoła od państwa, prawa człowieka i inne takie osiągnięcia europejskiej cywilizacji.
Które nasze małpy rozpirzają, wrzeszcząc donośnie
to może też je wysterylizować
Każdy reżim totalitarny odczłowiecza wroga poprzez jego porównanie ze zwierzętami nim przystąpi do masowych mordów.
W Polsce jeden polityk nazwał swoich przeciwników politycznych "elementem animalnym" sam stając się przez to świńskim trollem otoczonym bandą goblinów o fizjonomiach gargulców.
Faszystom kij w ryj!
Niech żyją wolne makaki!
> W Polsce jeden polityk nazwał swoich przeciwników politycznych "elementem animalnym"
W ramach rewanżu ten dziad i jego chamska hołota to dla mnie "element analny".
Czyli Polanusy.
I to turyści wpadli na ten pomysł?...
I bardzo dobrze...
Brakuje mi najważniejszej informacji: czy te małpy są pod ochroną?
To jest kraj buddyjski...
"opiekun buddyjskich ołtarzyków"