"Czy zamierzamy stworzyć unię europejską, czy nie? Czy wobec nieuniknionej i rzeczywiście pożądanej perspektywy rozszerzenia zamierzamy wzmocnić i pogłębić Wspólnotę, czy nie?" - pytał Roy Jenkins, przewodniczący Komisji Europejskiej.

Członek brytyjskiej Partii Pracy zadawał te pytania w XV-wiecznym gmachu opactwa św. Bartłomieja, na wzgórzach położonych na północ od Florencji. Nie zakłócił modlitwy mnichów, bo od 1976 r. zespół budynków był siedzibą Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego, ośrodka naukowego powołanego przez państwa skupione w EWG. W tym miejscu Jenkins zaproponował kolejny krok europejskiej integracji – stworzenie unii walutowej.

Coś trzeba było zrobić, bo po kryzysie naftowym sytuacja gospodarcza europejskiej dziewiątki nie nastrajała do optymizmu. Liczba bezrobotnych była szacowana na sześć milionów, a inflacja rosła – we Francji osiągnęła ponad 9 proc. Osłabienie kursu dolara potęgowało spekulacyjne przepływy krótkoterminowych kapitałów głównie do RFN, co z kolei odbijało się na wzroście kursu marki. Wzrost wartości niemieckiej waluty zmuszał zaś rządy do podwyższania stóp procentowych w państwach gospodarczo związanych z Niemcami, jak Belgia, Dania czy Holandia. Efektem było osłabienie aktywności gospodarczej w tych krajach.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze