Koncepcja „seasteadingu”, czyli mieszkania na pełnym morzu na zaadaptowanych do tego celu starych platformach wydobywczych, zdobywa coraz większą popularność. Na wizualizacjach widać luksusowe apartamenty na sztucznych wyspach pełnych zieleni albo ekosystemy zamknięte pod szklaną kopułą chroniącą przed zanieczyszczeniami, kaprysami pogodowymi i wszelkimi nieprzyjemnościami realnego świata.
To dopiero przyszłość, teraźniejszość wygląda bardziej spartańsko. Projekt domu opracowany przez firmę Ocean Builders, reklamowany jako „pierwszy na świecie seastead”, zadowoliłby Szymona Słupnika. To ośmiokątna kapsuła o powierzchni 25 m kw. przykryta dachem z paneli fotowoltaicznych i osadzona na 20-metrowej kolumnie. Cena: 150 tys. dol.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Ja mieszkam w skromnym mieszkaniu, mam konto w banku oraz chodzę na wybory i twierdzę, że jestem o wiele bardziej wolnym człowiekiem niż ten, który swojej "wolności" musi szukać w domku na wodzie za 150 tysięcy dolarów.
Prawdziwą wolność daje wiedza, kolejny kierunek studiów, znajomość języka obcego, prawo wykonywania zawodu lekarza itp. a nie myślenie "jeżeli tylko będę miał ten bunkier/własną jaskinię/zapas konserw na 20 lat to będę wolny". Nie, nie będziesz.
Wolny od wolności? ;)
Odsalacze nie są problemem energia z paneli , a woda wokół jest pełna ryb itp. Oczywiście problem z urozmaiceniem diety. Przestrzeń też klaustrofobiczna ale co kto lubi.
A najlepsze będzie, jak się para pokłóci ;-)
Spisz na sofie, e... ma rafie!
Tam rzadko mocno wieje, to tzw. dead horses latitude, okolice okolorownikowe.
Jest wyraźnie napisane, że nie została dochowana staranność inwestycyjna - brak zgody władz!
I za to kara śmierci? Kim mieni się ta władza?
"New frontier" tam było? Żenujące...
Pewnie taka, że w razie czego osłoni ich niewidzialna ręka rynku.
panbuk...
Może to tacy co nie wierzą w sztormy ;)
to samo co tajscy rybacy :-)
Figurki z bronzu?
Do woreczków.
A woreczki gdzie?
Zjadali
Jednocześnie to pociągająca wizja zmiany uwarunkowań politycznych. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do ciekawej książki autorstwa Joe Quirk'a, jednego z weteranów idei seasteading-u:
"Seasteading: How Floating Nations Will Restore the Environment, Enrich the Poor, Cure the Sick, and Liberate Humanity from Politicians. Hardcover – March 21, 2017, by Joe Quirk".
Mam nadzieję, że może za 10 lat, a może za pokolenie, w międzynarodowych strefach wód morskich na Ziemi będziemy mieć szereg społeczności zamieszkujących sztuczne, pływające wyspy i poszukujących nowych, innowacyjnych form organizacji społecznej, politycznej, gospodarczej. Bez ryzyka nie ma postępu, innowacji, zmiany. Jest marazm.
Z przykrością czytam złośliwe, prześmiewcze, a nawet nienawistne, pełne jadu komentarze pod artykułem.
Zapewne podobne komentarze pojawiały się, kiedy do publicznej świadomości docierały informacje o innych, podobnie "groźnych" i obrazoburczych wynalazkach czy innowacjach społeczno-politycznych takich jak: druk, maszyna parowa, prawa człowieka, równouprawnienie kobiet, czy powszechna opieka medyczna.
Na razie ci, którzy próbują realizować kolejne wizje spotykają się z nieufnością, agresją, hejtem, wynikającymi często z niewiedzy, albo z innych, niskich pobudek.
Typowe. "Człowiek to brzmi dumnie".
Życzę krytykom bez wiedzy i wyobraźni miłych świąt w ich betonowych klatkach.
Sztuczna wyspa, na którą wszystkie zasoby trzeba dostarczać z lądu, to z pewnością rozwiązanie zarąbiście wygodne, ekologiczne i opłacalne, nie ma co. A jaką to daje niezależność, to już bohaterowie artykułu się przekonali - i tak samo przekonają się wszyscy inni, którzy w te libertariańskie bajeczki uwierzą.