Franciszek rozmawiał z kilkudziesięcioma dziennikarzami na pokładzie samolotu lecącego z Seulu do Rzymu. Trwającą 1,5 godziny rozmowę zdominowały pytania o Irak, ale po nich przyszła kolej na dużo bardziej prywatne kwestie.
Pytany o to, jak radzi sobie z popularnością, papież mówił, że na początku był zatrwożony okrzykami "Francesco! Francesco!". Prosił, aby je zamienić na "Chrystus! Chrystus!". - Teraz widzę w tym ofiarność ludu Bożego. To forma wyrażenia przez ludzi radości z obecności Pana. A ja sam staram się żyć bardziej naturalnie niż wcześniej. Myślę o moich grzechach, moich błędach. Wiem, to będzie trwało przez krótki czas. Dwa lub trzy lata, a potem... do domu Ojca - mówił zaskoczonym dziennikarzom.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze