- We wsi Hatówka niedaleko Iwieńca starsza kobieta wyszła na spotkanie weterynarzy i milicjantów z siekierą w jednej ręce i stłuczoną butelką w drugiej. Milicja poinformowała przełożonych, że nie może wykonać rozkazu, i dano kobiecie spokój. Jej świnia została nietknięta - opowiada "Gazecie" dziennikarz telewizji Biełsat Źmicier Hurniewicz.
Czasem opór przybiera bardziej zorganizowane formy. Portal Tut.by donosił, że "we wsi Łazduny ludzie z łopatami bronili swoich świń". "Jadą, milicja, weterynarze i jeszcze jacyś w krawatach. Stanęliśmy w poprzek drogi, żeby ich do wsi nie wpuścić. Starzy, młodzi, dzieci na rowerach... Mówimy: Nie macie tu nic do roboty (...). Złość i żadnego strachu. Nie oddamy i już!" - tak niezależna gazeta "Narodnaja Wola" opisywała inną akcję obrony zwierząt.
Wszystkie komentarze