- W skoku w dal uczniowie i uczennice radzą sobie znacznie gorzej niż 10 czy 25 lat temu. Różnica to nawet 20 cm. To wyniki gorsze o 10 - 12 proc. - mówił minister sportu Sławomir Nitras podczas poniedziałkowej konferencji prasowej. Razem z ministrą edukacji Barbarą Nowacką przedstawili wnioski z badania kompetencji ruchowych przeprowadzonego wiosną tego roku przez oba resorty.
Znacznie gorsze wyniki młodzi osiągnęli także w tzw. beep–teście, czyli 20-metrowym wytrzymałościowym biegu wahadłowym. Okazało się też, że u dziewcząt sprawność maleje od 13. roku życia, a u chłopców - od 16.
Wszystkie komentarze
- każda szkoła ma mieć fajną bibliotekę, pracownie ale też szatnie i prysznice
- WF jako ostatni na planie lekcji
- a teraz czas na WIELKI TEST WFistów, i też na światową skalę: czy są na bieżąco z trendami ogólnorozwojowki, czy oprócz fikołka mają coś do zaoferowania? Obawiam się, że wynik zaskoczy jeszcze bardziej niż ten opisany w artykule.
Dodałabym jeszcze - wielki test z tych ich fikołków i przewrotów, bo idę o zakład że niejeden wuefista wcale nie wytrzyma w desce dużo dłużej niż ci uczniowie których tak krytykują...
Oprócz fikołków powiadasz...
W pierwszym tygodniu września moja 11letnia córka została przepędzona w sztafecie w 30st upale.
Rodzice zwrócili uwagę na pierwszym zebraniu (w tym samym tygodniu), że może przy tym upale spacer, albo lekkie zajęcia.
Wychowawczyni przekazała prośbę/sugestię wfiscie.
Na kolejnych zajęciach wfista z uśmiechem powiedział do dzieci, że skarżenie nic nie da i znowu było bieganie na niekrótkie dystanse. Znowu był upał.
Pytanie: czy te dzieci będą lubić WF?
Wskazówka: obecnie dzieci siedzą wiele przed ekranami i dużo trudniej ich nie zniechęcić zmęczeniem się. ...oczywiście zawsze można zmusić...
Piękny plan. A teraz wyjaśnij, jak to jest, że 25 czy 35 lat temu panował "okrutny terror" oceniania, trzeba było robić "fikołki", co gorsza, kazali nawet biegać (!!!), dzieciaki mimo to chodziły na WF, a statystycznie i populacyjnie były znacznie sprawniejsze, niż dzisiaj?
Dzieci biegały na podwórku i chodziły po drzewach (np ja).
Teraz siedzą w smartfonach.
Świat się zmienił, a nauczyciele/my(?) musimy te dzieci przekonać do ruszania.
właśnie. może zaczniemy pracować nad dyscypliną, a nie rozczulać się, że się bobas zmęczył. nie mówię, że bieganie w upał to standard, ale skoro klimat się ociepla, to za jakiś czas okaże się, że trzeba jednak biegać w niesprzyjających warunkach, a ograniczanie siedzenia przed ekranami należy do rodziców
Motoryka gatunku ludzkiego ewolucyjnie zmienia się dość wolno. Obawiam się,że "fikołki" nie będą passe jeszcze przez kilkaset tysięcy lat. Chyba, że chcemy trenować palce wskazujące do scrollowania, to co innego.
Na poważnie - kompletnie nie rozumiem obecnego trendu, który każe oczekiwać,że wszystko będzie fajne, trendy, cool i do wszystkiego trzeba młodzież i dzieci zachęcać. Nie na tym polega nauka i nie na tym polega praca.
Natomiast na WF brakuje całej podbudowy teoretycznej - nauki o żywieniu, o cyklach energetycznych, pasmach tętna, periodyzacji treningów etc. Być może tą wiedzę powinno się zdobywać na biologii, ale tak się nie dzieje. To jest znacznie ważniejsze niż dwutakt czy inne skoki przez kozła.
Na marginesie - nie znam placówki sportowej, w której są indywidualne szatnie.
" przepędzona w sztafecie w 30st upale"
a mogła w ramach wf sobie poleżeć prawda?
Podpowiedz - wfista który ma w głowie w interesujący sposób wytłumaczy cel ćwiczenia wplatając informacje o których wspomniałeś. Obecnie niestety króluje nieudolna prezentacja i wrzask ćwicz.
Najlepiej w klimatyzowanym salonie z widokiem na basen.
np. moje dziecko, poszło z klasą i wuefistką na spacer do parku. Biegają natomiast od wczoraj, gdy upał zelżał. Szkoła średnia.
Istnieją tylko te 2 opcje? Albo ktoś zaproponował leżenie w ramach wf?
Uprawianie sportu w szkole powinno mieć miejsce codziennie. Ale nie lekcje przymusowe, lecz gry zespołowe wg zainteresowań. Nie chodzi o bicie rekordów lecz o umiarkowany, relaksujący ruch Dla dzieci z nadwagą specjalny program. Szkoła powinna być całodzienna do godz. 16 ze zdrowym obiadem wegetariańskim. Początki arteriosklerozy zaczynają się już w tym wieku. Do szkoły należy wpuścić kluby sportowe ale także inne organizacje z ofertą naukową, artystyczną, muzyczną itp.
Albo zrobią zajęcia z wf po lekcjach do wyboru. Jak w klubie fitness. Z każdej grupy zajęć jedno obowiązkowe.
20 lat temu pryszniców, pojedynczych szatni i dłuższych przerw nie było, a dzieci były sprawniejsze i więcej ich brało udział w zajęciach (procentowo). To nie tu leży problem.
Bo była akceptacja dla przemocy. Uniemożliwianie komuś utrzymania higieny osobistej lub zmuszanie do naruszenia swojej prywatności by tę higienę zachować (a taka była i w większości - jest oferta szkół) to przemoc.
To może zacznijmy od higieny osobistej na co dzień. Bo z nią bywa co najmniej problematycznie- “ czyścioszki” po wf nie myją zębów, mają brudną bieliznę, brrr
Sprawdzasz ludziom czy mają czystą bieliznę?
Chodziłam do liceum w latach '70 i prysznice były, podobnie jak kategoryczne wymaganie korzystania z nich. A pojedyncze szatnie? Gdzie takie są? Bo chodziłam z wnukami na basen i balet (za ciężkie pieniądze) i pojedynczych szatni nie było.
Niekoniecznie szkoła jest problemem. Były "zdrowsze" bo do sklepu szły po zakupy same lub z rodzicami - na piechotę, spacerem. Dzisiaj zakupy niektórym dowiezie ktoś pod drzwi, bramę.
Żeby iść po lekcje trzeba było jak się miało telefon zadzwonić, ale fizycznie znaleźć się u jednej z koleżanek lub kolegów. Czasami parę klatek dalej, ale bywało, że minimum parę bloków lub nawet dalej np. w czasach nie podstawówki, ale liceum.
Nie było serwisów streamingowych, a 1-2 kanały, potem kilka, ale często i tak wiało nudą. Były pierwsze komputery PC, konsole.
Tylko żeby kupić grę na PC lub konsolę trzeba było w 90% przypadków iść ponownie do sklepu. Kolejne kilka tysięcy kroków, parę kilometrów. Bo w większości 12-18 nie miał własnego samochodu, a czekała go droga przynajmniej na przystanek autobusowy.
No i wychodziło się nierzadko z kumplami, koleżankami. Na dyskoteki, do klubów, nawet tych szkolnych. Fajnie jest zobaczyć koncert jakiegoś artysty na portalu, bo może nie mamy pieniędzy na bilet, nie mieliśmy czasu albo nie grał akurat w Polsce.
Jednak dzisiaj procent dnia spędzany przez dzieci i młodzież aktywnie, nawet na spacerach, na tzw. trzepaku, placach zabawach spada. Oczywiście ludzie dalej wychodzą z domów, jeszcze.
Puby np. w Anglii się zamykają, jest tyle rzeczy, które odwracają uwagę i biorą od nas pieniądze. Filmy, seriale, gry online, PC, konsolowe. Po grę nie idzie się do Empiku czy na giełdę. Teraz kupujemy ją online - zamiast kilku tysięcy kroków mamy parę kliknięć.
Kupujemy buty, sukienkę, telefon, baterię do zlewu, a nawet warzywa czy mięso ? Online, w sklepie na rogu czy dojeżdżając z punktu A do B samochodem.
A zaoszczędzony czas w większej mierze spędzamy online, niby jeszcze ze znajomymi, ale osobno. Ludzie wychodzą z domów i w klubach siedzą na telefonach, portalach. Nic w tym złego zrobić zdjęcie i się pochwalić. Po koncercie. W domu. Pisanie do kogoś kto siedzi w domu, kiedy samemu wyszło się z grupą znajomych na piwo, film, na spacer ciągle sprowadza się do tego samego. Życie ludzie stało się w wielu dziedzinach prostsze, wygodniejsze. Co przełożyło się na bardzo "leniwe" spożytkowanie tego czasu. Robot sprzątający zamiast odkurzacza, liczba samochodów jako środka transportu, spędzanie wolnego czasu bez ruchu.
To tylko wymiar czysto fizyczny, ale dochodzi zdrowie psychiczne - wyjście z czterech ścian. Z domu, do ludzi. Dymki, rolki, czaty to nie są ludzie. Tam się mogą kryć emocje, ale nie są tym samym. Park czy boisko to nie zdjęcie czy film nawet 4K czy 8K. Niektórzy biegają, a raczej podjeżdżają na siłownię. I wchodzą...po schodach żeby mieć ładne pośladki. A wystarczy wchodzić po schodach. Nastolatki szprycują się dla większych mięśni, inni/inne stosują lekki na cukrzycę jako terapię odchudzającą. Łatwiej kupić (kolejną) paczkę ciastek, zamówić jedzenie na dowóz niż samemu (w parze czy z przyjaciółmi) przygotować jakiś posiłek, nawet kaloryczny.
Jeśli mięśnie, stawy i głowa nie dostają bodźców to skutki są oczywiste, tutaj działa czysta matematyka, logika.
Po co pojedyńcze szatnie? Mieszkałem w internacie. Tam pod prysznic chodziło się grupowo 3 lub 4 osoby. Było to dla nas normalne. Nikt nie miał z tym problemu.
Niestety jako lekarz mam wątpliwą przyjemność oglądać na co dzień “ czyste” ludzkie ciało i bieliznę. Przy czym zaznaczam, że nie dotyczy to ludzi ciężko chorych , którzy mają problem z samoobsługą czy trudności z umyciem
Się. O nie!!!!!
I ci chorzy to dzieci które wracają z wf-u? Bo nie rozumiem związku
20 lat temu, a 30 lat temu to dopiero było. Tylko chyba na szczęście od tego czasu trochę się w tym kraju zmieniło na lepsze? Państwo stać, żeby zbudować prysznice przy sali gimnastycznej lub boisku, skoro stać go na postawienie kolejnych tysięcy Orlików. Stać także na zrobienie dłuższej o 10 minut przerwy po WFie.
Chociaż tak właściwie to zacząłbym od tego, żeby każda szkoła w ogóle salę gimnastyczną miała.
Nie, to portret własny bardzo, bardzo wielu Polaków, którym z czystością nie jest po drodze. Jestem całym sercem za możliwością wzięcia prysznica po wysiłku fizycxnym( tu wf), ale zwalanie niechęci do ćwiczeń tylko dlatego, że nie ma natrysku jest nadużyciem. Wielu z tych płaczących z powyższego powodu rodziców/dziadków myje się od wielkiego dzwonu a dzieci nie są lepsze. Znacznie mniej szkodliwe jest umycie się w domu niż…. unikanie ćwiczeń z powodu braku możliwości wejścia pod prysznic.
no z takim podejściem społeczeństwa, to nie wróży dobrze temu społeczeństwu...mniejsza sprawność=częstsze choroby czy to doraźne czy przewlekłe. Dla chcącego nic trudnego. Kiedyś do gry w piłkę wsytarczało, że zebrało sie kilku chętnych, jakaś piłka, a bramki często były wirtualne (zmyślone); dzisiaj musi byc wszystko na gotowo i indywidualnie...za daleko jako naród indywidualnościa nie zajedziemy...
ps: zgadzam sie z cała mocą tylko do jednego - lekcje wuefu powinny być na ostatniej lekcji i to conajmniej dwie i do domu; co do pro wezła sanitarnego, to różnie - szkoły, ktore nie byly odpowiednio zaprojektowane niczego u siebie nie zmienią; nowe należałoby budować z uwzglednieniem obecnych standardów;
ps2: młody człowiek dla zdrowia psychofizycznego powinien byc minimum 6-8godzin w ruchu...DZIENNIE!!!
Teraz popatrz na swoje dziecko i zastanów sie nad tym, a także nad tym ile TY rodzicu spedzałes czasu w ruchu w wieku twojego dziecka...nie dziękuj
I wf jako ostatnia lekcja by nie siedzieć wyczerpanym na pozostałych?
Kiedyś się jeździło autobusami, ludzie stłoczeni jak śledzie, gorąco, zapach potu. A dziś to każdy by chciał wygodnie swoim autkiem! Miękiszony...
bo rzadko się zdarza że lekcje w- f są ciekawe.Jezeli prowadzi je facet to najczęściej dzieciaki grają w nogę i dziewczynki są wtedy sadzane na ławkę albo stoją podkreślam stoją na obronie. Należy w szkole podstawowej przerobić wszystkie dyscypliny sportu z tancem, aerobikiem włacznie po to ,aby dzieciaki się w którejś odnalazły i w końcu polubiły w'f.
Tak, tak, dobry kierunek. To wszystko wina facetów. Pamiętaj, samiec Twój wróg!
Albo przez większość roku ćwiczyły to, w czym się nie odnajdują i czego nie lubią.
Moim zdaniem lepszy jest taki system, jak na uczelniach wyższych - dowolny wybór z różnych dyscyplin.
Rozumiem że WFy w szkole są ważne i trzeba je udoskonalić, ale to tylko 2-3 godziny lekcyjne w tygodniu.
Wydaje mi się, że jeszcze ważniejsze jest to, aby wszystkie dzieci i młodzież miały szansę na bezpłatne uprawianie całorocznych dyscyplin sportowych w wymiarze prawie codziennym - i to takich dyscyplin, jakie im będą pasować.
Nie - zamiast WFu tylko oprócz - bo WF to jednak niezbyt wymagająca unifikacja umiejętności sportowych: podciąganie ich w miarę wszechstronnie do poziomu bardzo podstawowego. Dziś każdy powinien umieć pływać choć trochę, mieć szansę na kontakt z grami zespołowymi etc. i do tego jest WF. A do tego aby być na całe życie zdrowym, przyzwyczajonym do samodyscypliny i regularnej pracy - własna, ulubiona, pozaszkolna dyscyplina sportowa.
Moja córka właśnie poszła do pierwszej klasy. Znam jej rówieśników z sąsiedztwa, których ani razu nie widziałem na rowerze. Nigdy na placu zabaw. Mniej drastyczne przypadki: Koleżanka córki nie da rady przejść na nogach 2 km bo... za daleko. Dla nas to jest zwykły spacer.
Jest 800, czy nie ma?
"Mamusia ogarnia dom, tatuś z piwkiem przed telewizorem, a dziecko z nosem w komputerze"
Ale dokładnie tak samo było za mojego dzieciństwa 40 lat temu. Może tylko z tą różnicą, że ojcowie nie siedzieli przed TV (bo nie było nic ciekawego w TV) ale np. grali w karty z kumplami przy piwku.
A dzieciaki i tak lubiły sport, rowery, trzepaki, wypady nad jezioro.
Nikt nam tego nie pokazywał i nikt nas nie zachęcał. Nie potrzebowaliśmy tego.
40 lat temu bezpłatne aikido, wiele osob trenujących więcej niż jedną sztukę walki, dostęp do basenu....
jednak resortowe dzieci to inny świat
Zgadzam się w 100 proc.
Właśnie m.in. na darmowe zajęcia sportowe mogło pójść 500+, ale to nie byłaby taka fajna łapówka. Brak łatwo dostanych klubów, brak zajęć na powietrzu po lekcjach na szkolnych boiskach, brak zaangażowania nauczycieli. W najważniejszych klasach I-III wf nie uczą absolwenci AWF, tylko nauczycielki nauczania początkowego. To błąd! Właśnie te najmłodsze dzieci należy uczyć profesjonalnie i ciekawie, żeby im zaszczepić radość ruchu i nauczyć np. stania na rękach, gwiazdy, skoków przez skrzynię itp.
Długo można mówić, sport w naszych szkołach to żenada.
tak było i pewnie jest. wuefiści nigdy na poważnie nie traktowali niewysportowanych uczniów i nie przygotowywali dla nich dostosowywanych treningów. trendy wyznaczała garstka wysportowanych, przeważnie półinteligentów, i to oni byli oczkiem w głowie wuefistów.
A ja właśnie byłam bardzo sprawnym i giętkim dzieckiem, nigdy nie miałam problemów z tymi ukochanymi ministerialnymi fikołkami, skokami przez coś tam, przewrotami itd. W podstawówce mieliśmy dużo tego typu zajęć i nawet lubiłam WF. Potem poszłam do gimnazjum i trafiłam na wuefistę spod znaku "macie tu piłkę i grajcie w siatkówkę". A że ten sam artysta od siatkówki nauczał również w liceum, to oznaczało to 6 lat katowania sportu, którego nie cierpię. Bez praktycznie żadnej alternatywy (czasem zamiast siatkówki był "hokej" na sali, jeszcze gorszy). Na szczęście pod pierwszym lepszym pretekstem udało mi się zdobyć zwolnienie z wf. Jako dorosła osoba ćwiczę regularnie i bardzo to lubię, więc to nie w braku chęci był problem tylko w monotonii - ileż lat można się męczyć z dyscypliną która mi akurat nie leży?
Za "komuny" była ocena i dzieci były traktowane znacznie bardziej surowo (wstydem się nikt nie przejmował), ale rekordy szkolne były o 20% lepsze od dzisiejszych. Co się zmieniło?
Za komuny wszyscy byli traktowani bardziej surowo.
nie było cyfrowego świata, który jest czego dla tych dzieci atrakcyjniejszy, niż rzeczywistość
Bzdura. Kiedyś wszyscy brali udział w ćwiczeniach. Grubasy jak się starały dostawały dobre oceny na zachętę. Wf to nie tylko ćwiczenia. To nauka współzawodnictwa, radzenia sobie z kompleksami, super socjalizacja między dziećmi i ich różnicami aż wreszcie praca zespołowa. Bo jak się pomogło grubasowi to on później pomógł w chemii. Itd itp
A jak z WF nie będzie oceny, to rodzice masowo ruszą do gabinetów lekarskich po zwolnienia dla dzieciątek, bo po co się mają męczyć, jak nawet średniej sobie tym WF-em nie poprawią.
Zmieniła się forma spędzania czasu poza szkołą i średni poziom codziennej aktywności powiązany z rodzajem dostępnych rozrywek i środków transportu.
WF akurat niewiele się zmienił, identyczne lekcje według identycznego schematu.
Jeżeli w domu aktywność fizyczna będzie fajnie spędzonym czasem i w szkole będzie podobnie to wszystko będzie dobrze.
To nie tylko luz ale okazja aby po matmie czy polskim zrobić reset głowy. Ja po trudnym dniu w pracy idę biegać. Jak pogoda słaba to basen lub sauna. Potrzebuję takie resetu.
Miałam dokładnie tak samo. Spacery z rodzicami( oboje pracowali ), w niedzielę rodzinne wycieczki, często plywalnia( oj, nie było łatwo o karnet). Wakacje spędzane aktywnie, no i podwórko, na którym grało się w gumę, w klasy, w berka, w piłkę. Potem rower…..
Wyobraź sobie, że nie idziesz pobiegać. Zamiast tego ktoś ci mówi, co, kiedy i ile masz ćwiczyć, dodatkowo wystawia ci oceny i porównuje z innymi. Nie masz żadnej kontroli, aktywność jest narzucona z zewnątrz. Reset głowy jest równie udany?
Nie można porównywać aktywności z własnej woli, samodzielnie wybranej, kiedy skupiasz się na sobie i własnych myślach, z lekcją wf.
20 lat temu to nie było problemem, a teraz jest? Żyjemy w nieciekawych czasach. Tych chłopców może dotyczyć pobór. Na szkoleniu unitarnym nie dadzą sobie rady.
Dowód anegdotyczny nie ma żadnej wartości.
Ma, bo gdybym jako dziecko nie miała nawyku ruchu pewnie dziś z trudem weszłabym na 2 piętro i walczyła z nadwagą.
Nie ma wartości, bo dotyczy jednej osoby. Taka już natura dowodu anegdotycznego. Ktoś z twojej klasy może powiedzieć "Za moich szkolnych lat wf był jedną z najokropniejszych lekcji." To są jednostkowe doświadczenia, które dopiero w wielkiej liczbie mówią cokolwiek o rzeczywistości.