Ustawa powinna powstawać w porozumieniu z przedstawicielami Akademii. Bez tego efekt może być taki, że wygra ten, kto będzie miał lepszy dostęp do ministerialnego ucha - mówi Dariusz Jemielniak, wiceprezes PAN.

Polska Akademia Nauk i branżowe pismo "Forum Akademickie" zorganizowały w grudniu otwarte konsultacje, dotyczące pomysłów na naprawę nauki i szkolnictwa wyższego. Dostali ponad 750 zgłoszeń. Nadsyłano zarówno drobne sugestie techniczno-prawne, jak i większe modyfikacje. Na podstawie tych głosów ze środowiska powstał raport "Nauka do naprawy". Spośród wszystkich zgłoszeń grupa ekspertów wybrała te, które uznała za kluczowe. Powstał katalog zmian koniecznych do wprowadzenia w systemie nauki.  

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Nareszcie trzeźwy głos i wskazywanie obszarów patologicznych. Pozwolę sobie wszak skorygować Profesora: nie ma powodu spierać się, z czym mamy gorzej - ze strukturą czy z kulturą, ponieważ struktury są wytwarzane w obrębie kultury. Jeśli jednym z głównych schematów jakiejś kultury jest "tak jakby", to zrozumiałe jest, że będzie się w niej produkować (m. in.) tak jakby prawo, tak jakby uczciwość, tak jakby naukę... I opór przed ograniczeniem tego schematu będzie fundamentalny: zamach na święte świętych co najmniej.
    Mamy ustawę o nauce i szkolnictwie wyższym; mamy w niej zmiany z 2018 r. I co z tego wynika? A cóż ma wynikać z tak jakby ustawy, do której - razem ze zmianami - nie ma przepisów wykonawczych? Każdy pan na włościach bierze sobie z jednej i drugiej wersji, co tam mu się spodoba; a zawsze znajdzie się prawnik, który wyda pożądaną opinię, choćby była ona skrajnie nierzetelna (implementująca do aktualnego stanu prawnego część przepisów uchylonych!). Ministerstwo tego dostrzegać nie raczy.
    Mamy tak osobliwe materii pomieszanie, że dyskutując o sprawach nader istotnych, choćby o tej habilitacji, porównujemy kwadratowe z zielonym, czyli habilitację z tenurą. I przede wszystkim, dyskutując, zbyt często pilnujemy, żeby to była, jak tradycja i obyczaj każe, tak jakby dyskusja.
    @Jael jasne, struktura emanuje z kultury, ale to kultura ma wiekszą bezwladność
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    @pundit
    Toteż tego się obawiam, że każda zmiana, a nawet próba zmiany struktury ugrzęźnie w kulturowym bezwładzie. Niestety, taka operacja musi być mocno nieprzyjemna, tzn. prowadzona przez dość długi czas pod nadzorem, czyli ze znacznym ograniczeniem autonomii akademickiej. Trudno, skoro w ramach tak jakby reformy beztrosko utożsamiono autonomię uczelni (lub instytucji badawczej) z samowolą rektorską, to innej ścieżki nie widać. Tym bardziej, że na taką konieczność wskazuje też i wspomniana przez Dariusza Jemielniaka przedziwna słabość do wszelkiej maści plagiatorów, i cała polityka "tak jakby rozwoju". Ktoś tych marnych doktorów promuje, ktoś przyklepuje seriami habilitacje, wśród których te przyzwoite są ledwie takie sobie... I nie są to przecież jednostki anonimowe, bo kto w takiej procedurze uczestniczy, ten jest znany z imienia, nazwiska oraz stanowiska, jakie w procedurze zajął. Cóż, wiele mówi, że recenzje w postępowaniu habilitacyjnym są (tak jakby) półjawne - trzeba się troszkę pofatygować, żeby je wyszukać.
    już oceniałe(a)ś
    5
    2
    "Pojawił się postulat, by doktoranci zamiast stypendiów mieli płacę. Żeby to była asystentura"
    Mam takie dziwne wrażenie, że kiedy na początku lat 90. minionego stulecia zaczynałam studia, to tak najczęściej wyglądała droga do doktoratu...
    @a.r.c.o
    Z całym szacunkiem, czy osoba, która to napisała, ukończyła studia? Bo… tak nie było, jest tylko pozór analogii.
    już oceniałe(a)ś
    0
    8
    @rebjat
    Oczywiście, że tak było. Tylko to nie byli doktoranci. Po prostu asystenci, zatrudniani po studiach magisterskich, pracując, przygotowywali doktorat. Studiów doktoranckich, takich jak dzisiaj, praktycznie nie było (mówimy raczej o latach 80-tych i początku 90-tych).
    już oceniałe(a)ś
    14
    0
    @Mol62
    I to byl najlepszy system. Etat asystenta, dydaktyka i 8 lat na doktorat. Było dużo czasu, by napisać ambitną pracę i czytać literaturę ogólnorozwojową.
    już oceniałe(a)ś
    7
    0
    @NikNiezajety
    Nie najgorzej to szło, nawet gdy rok po roku dokładano po 90 - 150 godzin dodatkowych.
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    @Mol62
    Jak było to było, ale doktorant nie zostawał automatycznie asystentem, a o to chyba chodzi w tej propozycji? Poza tym - systemowo wyglądało to inaczej, niż piszecie, bo były dwie ścieżki do otworzenia przewodu - poprzez zatrudnienie na uczelni (np. asystentura), lub z wolnej stopy. Pomiędzy tymi ścieżkami były też przewody powierzone, czyli finansowane przez inne instytucje lub uniwersytety. Tak więc nie było tak, jak sugeruje komentowana propozycja.
    już oceniałe(a)ś
    3
    1
    @Jael
    No tak, ale n prowadzeniu zajęć korzystał intelektualnie także prowadzący asystent. Poza tym obowiązywało pensum 210 godzin a na zaocznych się dorabialo, lepiej niż dzisiaj. Potem ktoś wymyślił studia doktoranckie i zamiast utrzymać asystentury i dwutotorowosc robienia doktoratu zlikwidowano asystentury, bo z jakimś wzorkiem matematycznym się nie zgadzało. Był to czysty idiotyzm.
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    Z tą płacą/stypendium dla doktorantów to jest żenujące od dziesięcioleci. Pamiętam, jak chciałam kupić mieszkanie i musiałam przyjść do banku z zaświadczeniem o dochodach rodziców, bo sama nie mogłabym wziąć. Tutaj doktorant nie może mieć umowy, bo musiałby załapać się na minimalne wynagrodzenie i zrównać się z płącą adiunkta: Boszsz.... - to tylko pokazuje, jak nędznie naukowcy zarabiają. Tymczasem w Szwajcarii rozwiązali to bardzo ładnie - doktorant jest zatrudniany na umowę o pracę z płacą 50% płacy adiunkta. Tylko że tam adiunkt nie zarabia na poziomie płacy minimalnej.
    @mooseser
    Doskonale pamiętam płace doktorantów i adiunktów na ETH.
    Inna sprawa, że w konfederacji helewetyckiej nieliczni posiadają
    lokum na własność. Większość Helwetów w poszczególnych kantonach mieszkanie wynajmuje.
    już oceniałe(a)ś
    4
    0
    "Jeśli minister chce robić rewolucyjne zmiany w PAN, dlaczego nikt w PAN o tym nie wie?"
    Dlatego, że w polskiej nauce zainteresowani dowiadują się jako ostatni, to uświęcona już od dziesięcioleci tradycja...
    @nagilumsinistrophobicum
    Niestety.
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    Odpowiedniki PAN istnieją w wielu przodujących krajach na Świecie. PAN powinien być sensownie dofinansowany, bo w wielu dziedzinach
    związanych z prowadzeniem badań podstawowych to PAN bije na głowę uczelnie.
    @bcd
    Jakie jest pensum dydaktyczne w PAN, zapytam? Na uczelniach prowadzi się zajęcia dydaktyczne, ma obowiązki administracyjne i prowadzi badania. A w PAN?
    już oceniałe(a)ś
    4
    3
    @trydent202`
    AMEN!!!
    Gdy przypomnę sobie czasy mojej asystentury w końcówce lat '80. Pracownie trwały od 9 do 16 z przerwami na ćwiczenia rachunkowe, które naturalnie prowadziłem. W pozostałych dniach proseminarium, kolejna pracownia i eksperymenty podczas wykładów. Przygotowanie do demonstracji zjawisk i procesów podczas trwającego 2 godzinny wykładu zabierały mi cały dzień. To oczywista konsekwencja konieczności sprawdzenia krok po kroku przebiegu eksperymentów, przygotowanie szkła i odczynników etc. Praca badawcza? Doktorat? W sobotę i niedzielę. Dziś, by to nie było możliwe. Inne pokolenie doktorantów.....
    już oceniałe(a)ś
    4
    1
    Dyskusja trwa, ale chyba ten p. prof. mówi najbardziej sensownie, oraz nie wykazuje objawów nawiedzenia.
    już oceniałe(a)ś
    16
    2
    W wywiadzie Pan Profesor conajmniej dwukrotnie wskazuje, choć nie wprost, że prawdopodobnie największym problemem w polskiej nauce jest nepotyzm, korupcja i brak niezależności akademickiej. Raz, gdy mówi, że nie da się wprowadzić listy czasopism budowanej ze zdań ekspertów z różnych jednostek naukowych, bo Minister "Nie bierze pod uwagę, że w określonych dyscyplinach mamy grono dość dobrze umocowanych profesorów, dziekanów czy rektorów, którzy grają w swoją grę i będą promowali te czasopisma, w których sami publikują, mimo że ich jakość jest niska." (Czyli taki profesor czy rektor może wprost skorumpować eksperta oddelegowanego do tworzenia rankingu, albo nakazać mu działanie wbrew niezależności akademickiej czy w końcu postawić na odpowiednim stanowisku "swojego człowieka"). Drugi przypadek: "Jeśli z tego [habilitacji] zrezygnujemy, trzeba będzie grać w lokalną grę." (tu nie trzeba tłumaczyć zjawiska). Do tego szereg wskazań na działania pozorowane, mobbing itd.

    Może warto by większy nacisk położyć na rozwiązanie tych zjawisk? Gdzie np. postulat usprawnienia kanałów zgłaszania i rozliczania takich zjawisk?
    @Gryfilen
    Ba... Istnieją, co prawda, uczelniane komisje, których zadaniem jest zajmowanie się rzeczonymi zjawiskami. Jest tylko jedno ale: zwykle te komisje są podporządkowane... pełnomocnikom rektora. To jeden z tych elementów, które tworzą coś, co nazywam pełzającą oligarchizacją uczelni.
    już oceniałe(a)ś
    9
    0
    @Jael
    Jest jeszcze jeden szlak przewidziany w demokracji. Trudny, wymagający ogromu odwagi i kosztowny: postępowanie administracyjne w sądzie.
    Dopiero wówczas, widzisz całość patologii w świetle scenicznego reflektora. Jeśli SN uzna Twoje racje korporacja uczonych na chwilę ukorzy się lecz NIGDY nie wybaczy i nie zapomni. Jeśli przegrasz zlinczują Ciebie natychmiast i bez litości.
    Z ziemi polskiej do wolski......
    już oceniałe(a)ś
    5
    0
    @Jael
    Rozmowy kwalifikacyjnye w instytutach i na uczelniach wyższych wyglądają niczym scenariusz filmowy o życiu mafijnych karteli:
    oferujemy nasz szacunek i renomę instytucji (afiliacja). w zamian oczekujemy wiedzy o swym fachu, codziennej ofiarnej pracy i pieniędzy.
    i pamiętaj przyjacielu, że to nasza odwieczna instytucja rozdzieli pieniądze na twoje utrzymanie.
    i nie będziemy niczego dokładali do twojego utrzymania.
    jeśli chcesz dla nas pracować zdobądź pieniądze na wszystko....
    już oceniałe(a)ś
    5
    0
    @janzizka1313
    "Zabawniej" też bywa: piszesz wniosek grantowy do jednego z programów NCN. Widzisz potrzebę zatrudnienia osoby, określonej w nim jako senior researcher; widzisz warunki (uczelnia winna ponieść połowę kosztów jego zatrudnienia); idziesz zapytać w stosownym biurze obsługi. I dowiadujesz się, że nic z tego - to Ty masz zdobywać pieniądze dla uczelni, ale nie ośmielaj się liczyć, żeby na Twoje pomysły uczelnia trochę z nich dorzuciła.
    Drogę sądową zaś wytrwale przemierzają pracownicy krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego (wiem, teraz nazywa się inaczej, bardziej pretensjonalnie). Nawet wygrywają, także w SN - a uczelnia dalej robi swoje, bo dla niej orzeczenia żadnego sądu nie mają takiego znaczenia, żeby się do nich stosować. Nie są jedyni, ale inni są albo sprytniejsi, albo mają osłonę antymedialną.
    już oceniałe(a)ś
    4
    0
    @Jael
    Ufam, że nie pozostanie nam tylko żywot wędrownego badacza nomady (od uczelni do instytutu i z powrotem) by dostać zatrudnienie na czas OKREŚLONY z całkowitym finansowaniem pi z własnego projektu badawczego. Zawsze jednak warto nosić w kieszeni laboratoryjnego kitla patyczek do namiotu Jael. Kto wie, czy nie lepszy byłby kołeczek osinowy.
    już oceniałe(a)ś
    4
    0
    Mam wrażenie że w tych wszystkich dyskusjach nad stanem polskiej nauki mówi się tylko o ekstremach - tych najlepszych prowadzących badania na światowym poziomie i tych najgorszych wręcz patologicznych jednostkach. A pozostaje cała armia średniaków starających się robić naukę na tyle na ile mają finansowania, możliwości, kontaktów, czasu, sprzętu... a w nagrodę są albo zaliczani do najgorszych albo porównywani ta samą miarą z najlepszymi. Najlepiej świadczy o tym współczynnik sukcesu grantów NCN wynoszący około 10% co znaczy że "system" uważa pomysly 90% naukowców za niewarte finansowania.
    @Kkk
    To dość niesprawiedliwe podsumowanie. Od lat otwarcie się mówi (zaczynając od niedawnego szefa NCN), że z braku środków przepadają dobre i bardzo dobre wnioski. I że aby system grantowy był sensowny, to współczynnik sukcesu winien wynosić 25% - 30%.
    Osobiście powód do dużego zmartwienia widziałabym nieco inaczej: w znaczącej nierównowadze między najlepszymi i tym biegunem przeciwnym. On, niestety, jest nieproporcjonalnie duży. Tak duży, że wypiera porządnych średniaków. I co najgorsze, robi to w procesie reprodukcji. Kandydaci na doktorów, w dużej mierze z przyczyn ekonomicznych, często chcą sobie jakoś życie ułatwić. O ile nie są pasjonatami, zamożnymi z domu lub fenomenalnie zorganizowanymi, nie wybiorą promotora z tych najlepszych, bo będą się obawiać nawału pracy. Nie wybiorą też uczciwego średniaka, przekonani (nie bez racji), że będzie wymagał żmudnej i mało porywającej dłubaniny. Zgłoszą się do kogoś, o kim wiadomo, że nie tyle robi naukę, ile montuje układy i skutecznie nimi zarządza. Strategicznie to dobra decyzja. Efekt dla nauki - jako się rzekło na początku.
    już oceniałe(a)ś
    5
    1