Nauce i szkolnictwu wyższemu poświęcono tylko dwa ze stu konkretów, których zrealizowanie Koalicja Obywatelska zapowiadała w ciągu pierwszych stu dni swoich rządów. Niemal zamykały stawkę.
Konkret 96. jest tak sformułowany, że próba oceny, czy i w jakim stopniu został zrealizowany, jest zadaniem dość karkołomnym. Brzmi bowiem: "Wzmocnimy autonomię uczelni i zabezpieczymy apolityczność szkół wyższych poprzez zwiększenie finansowania nauki i poprawę transparentności wydatkowanych środków".
Wszystkie komentarze
Wszyscy humaniści wiedzą, że to absurd, ale wygląda na to, że nic w tym względzie się nie zmieni. Już nawet habilitacje i profesury planowane są w oparciu o artykuły. Jednym słowem, można mieć szczątkowe doświadczenie z dłuższą formą i zostać promotorem dysertacji doktorskiej i recenzentem książek prof. humanistów, którym się chciało popracować nad prawdziwym dziełem.
Jestem medykiem i nie mam pojęcia jaka jest wartość Waszych prac. U nas monografia nic nie znaczy. Naprawdę współczuję osobom, które mają za zadanie jakoś posklejać tak różne światy.
Należałoby opracować różne standardy oceny dla różnych dziedzin. Dlaczego humaniści, którzy powinni pisać książki mają być oceniani poprzez pryzmat artykulików, które wymagają wyłącznie „błyskotek”, a nie pogłębionej, retorycznie przekonującej argumentacji? Artyści oceniani są za koncerty i wystawy, a humanistów wrzucono do jednego „worka” z medykami i matematykami. Dlaczego? Odpowiedź wszyscy znamy.
w humanistyce na swiecie licze sie przede wszystkim publikacje ksiazkowe, i wazne, wycenione jako wazne.
wazne i wycenione jako ważne
o co cho?
a teraz najlepsze: placa minimalna 4300.
nakłady finansowe na naukę 1.5 procent pkb. Gdula i Wieczorek pieją z zachwytu nad 200 milionami dla ncn w sytuacji gdy istnieje lista rezerwowych. budżet ncn pozostaje w tej samej wysokości co w czasach smuty Czarnka.
wiara w utrzymanie uczelni i pan z grantów fnp, ncn i erc jest absurdem. współczynnik sukcesu fnp mniej niż 3%, ncn mniej niż 10%, erc wprawdzie ok 20% lecz niewielu liderów grup badawczych w rp zdobywa granty erc. chciwość rektorów, kanclerzy, dziekanów i dyrektorów prowadzi do outsourcingu nauki i działalności statutowej uczelni oraz przerzucenia kosztów na beneficjentów finansowania projektów badawczych. na pohybel hipokrytom!
istotnie ostatni gasi światło.
Dla Rektora Grant to chwała.
Powinien wypłacać wykonawcy premie, a nie ich łupić!!!
To taki absurd, jak społeczna służba zdrowia,
za która sie dodatkowo płaci.
Wiem, bo place za badania na urządzeniach
na których jest serduszko Owsiaka.
Czy jest wyjście?
"Kasa chorych" i prywatyzacja szpitali i przychodni.
przecież to banalnie proste.
rektor nie szanuje najwybitniejszych zdobywających
prestiżowe granty? to niech się buja.
jakie wy nam warunki zatrudnienia takie my wam granty prestiż, publikacje i forsę do uczelnianej skarbonki.
ale o co chodzi? sprzedałeś patenty to masz hajs na wszystko. no chyba że nie sprzedałeś ;-)
dlatego mlodzi wybitnie zdolni nie bede budowac karier w Polsce. Gorsza rzecza od niskich plac jest chyba irracjonalny system punktacji. Obudzcie sie w Polsce i protestujcie!
nie myślisz chyba, że doktoranci i asystenci zaczną palić swoje publikacje w Science i Nature przed ministerstwem i rektoratem a w szyby ministerstwa zaczną rzucać karmą dla szczurów laboratoryjnych?
I to też jest patologia, przynajmniej w dziedzinach humanistycznych (w innych zresztą zapewne również). Nie bierze się pod uwagę (albo bierze w stopniu nieproporcjonalnie małym) działań statutowych jednostek, nie docenia się w ewaluacji przygotowywanych przez dziesięciolecia podstawowych wydawnictw, wielotomowych słowników, atlasów, bibliografii, wydawnictw źródłowych, z których naukowcy (i nie tylko naukowcy) korzystają i będą korzystać latami - tylko wymaga się, żeby ich autorzy, oczywiście oprócz swoich podstawowych zadań, wykazywali się publikacją artykułów, o których po paru latach nikt nie będzie pamiętał.
Trzeba wrócić do listy JCR. Gowinowo - Czarnkowe pomysły się nie sprawdziły, szybko się zdegenerowały. Jedną z 28 zasad JCR jest "external peer review". A jeśli chodzi o "wysokie opłaty", to powoli wszystkie pisma je wprowadzają, także te poza Open Accessem.
"Czasopisma notujące nadmierny napływ autorów z polską afiliacją (co jest oznaką małej selektywności i niskiego prestiżu) miałyby obniżaną punktację. "
To głupi pomysł. Polska drobiazgowa ewaluacja, 4 sloty, itp. nakłania władze uczelni do manipulacji, np. do wydawania pseudomonografii dla zapełnienia slotów, a także do straszenia pracowników przeniesieniem na etaty dydaktyczne. Ta stała presja i ocenianie na bieżąco, czy i czym się wypełniło slot w kolejnym roku, zmusza polskich naukowców do publikowania w miejscach, gdzie jest szybkie recenzowanie i cykl publikacyjny. Trzeba pracować w rytmie maszyny, nie ma czasu na ryzykowne eksperymenty, bo się dostanie po głowie. A jeśli już się zaryzykowało, coś nas na dłużej zaciekawiło, to potem trzeba na łeb na szyję publikować, żeby wypełnić sloty. Czasopisma szybko recenzujące i publikujące, typu Open Access mają wszystkie wielkie stare wydawnictwa, w tym: Springer, Elsevier, Wiley, nie tylko nowe: PLOS, MDPI. Wcale bym się nie zdziwił, jakby tam publikowało dużo Polaków. System nie dający oddechu to wymusza. To nie jest "oznaką małej selektywności i niskiego prestiżu", tylko tego, że polski system jest wynaturzony.
caly system punktacji w Polsce nie ma sensu. Czy ktos to w koncu powie. Dlatego naukowe miernoty w tej punktacji doczolguja sie do profesur belwederskich i strasza miernymi wynikami, brakiem cytowan, brakiem obecnosci w swiatowej nauce, w swiatowych badaniach.
Po tych słowach powinien złożyć urząd.
Naturalnie, powinien.
Gdy uzmysłowić sobie, że 150 miliardów złotych wyasygnowanych na cpk imienia solidarności baranów wystarczyłoby w teorii na finansowanie badań naukowych z grantów ncn przez kolejne stulecie człowieka szlag trafia.
A najśmieszniejsze, że przy podprogowym finansowaniu mamy prowadzić działalność naukową na najwyższym światowym poziomie. Minimum Harvard. Litości.....
Tak jestem przeciwny temu, żeby DW był Ministrem Nauki. Bo on się na tym zwyczajnie nie zna i nawet nie umie się otoczyć ludźmi, którzy się znają. Ostatni raz miał do czynienia z nauką kiedy został mgr. inż. w 1989r. Zapytajcie w Szczecinie, kogokolwiek.
Polecam poświęcić 3-4 minuty na artykuł GW z 2015r. i komentarze bardzo dobrze oddające rzeczywistość: szczecin.wyborcza.pl/szczecin/7,34939,17774754,wieczorek-nowym-szefem-sld-w-regionie-dobijanie-napieralskiego.html
I cóż, 9 lat później: "Pierwsza lekcja pragmatyzmu lewicowego ministra nauki. Swą pełnomocniczką zrobił prawą rękę propisowskiego rektora UWr", też GW.
>po co wyważać otwarte drzwi? Jest już JCR, można zobaczyć jaka jest przeciętna liczba cytowań w danej dziedzinie
Tyle tylko, że JCR i w ogóle cały system cytowań nie przystają do sposobu pracy naukowej w humanistyce (oraz w mniejszym stopniu w części nauk społecznych). Widzę to po moich artykułach publikowanych w czasopismach humanistycznych i w czasopismach z różnego rodzaju nauk ścisłych (pracuję na pograniczu tych dwóch światów, w zespołach interdyscyplinarnych). Te drugie zdobywają cytowania w tempie dla mnie niepojętym, te pierwsze - po kilku latach mają jedno-dwa. I tak po prostu jest, zdaję sobie sprawę, że 90+% cytowań moich tekstów będzie miało miejsce po mojej śmierci (a mam 36 lat, więc mam nadzieję, że ta nastąpi jednak nie jutro, a raczej za wiele dekad).
Dałeś mi minusa. Myślę, że się nie zrozumieliśmy. Moim celem było tylko pokazanie, że świat już wie, które czasopisma są dobre, a które nie. Nigdzie nie powiedziałem, że to powinna być jedyna składowa oceny.
W matematyce i w dziedzinach technicznych możesz mieć na koniec całego, udanego!, naukowego życia jakieś dwa tysiące cytowań. Więc nie tylko humaniści są na straconym. Na naszym uniwerku jest lekarz, który ma ponad 100 tys. cytowań. Dlatego potrzebny jest współczynnik korygujący z powodów opisanych w pierwszym poście.
Nie ma co porównywać liczby cytowań między biologią a matematyką, tylko między biologią a filologią polską albo między matematyką a historią, bo tu jest poważniejszy problem i znacznie bardziej istotna różnica. Podobnie jak zastarzałe kompleksy, uznające publikacje w języku angielskim za z założenia lepsze niż te w językach narodowych - i to nawet w dziedzinach, mających służyć rozwojowi tego języka narodowego.
Możesz mi powiedzieć jaka jest przeciętna liczba cytowań w historii a jak w matematyce? Poważnie pytam. Bo ja mam tylko przykłady anegdotyczne. Kolega matematyk, jeden z trzech najlepszych na świecie w swojej dziedzinie, po 25 latach pracy naukowej ma ok. 500 cytowań i tylko dlatego, że niektóre odkrycia akurat miały bezpośrednie zastosowanie. Ja w dziedzinie technicznej mam dwa razy tyle, tylko dlatego, że mieliśmy zastosowania medyczne. Stricte techniczne artykuły to kilka, kilkanaście cytowań na każdy. Mam wrażenie, że humaniści mocno przeceniają liczbę cytowań w naukach ścisłych. Co innego nauki o życiu. Na naszym uniwerku pracuje lekarz, który zebrał ponad 100 tys. cytowań. A co do filologii i angielskiego to całkowicie się zgadzam. Mamy w domu nawet takie powiedzenie: oczywiście, jak coś jest po angielsku to od razu jest lepsze (z przekąsem, jeśli to nie było oczywiste).
Niezłe. Nie wiem czy współczuć czy gratulować. Co by nie powiedzieć, MDPI jest niezwykle sprawne.
Potwierdzam. Czołowi naukowcy z mojej dziedziny publikują także w MDPI.
Bo jakby sie tak uczciwie zastanowić to czym różni sie mdpi od elseviera, springera czy innego wileya?
To, że w MDPI "kupuje się publikacje" bez rzetelnych recenzji można włożyć między bajki. Mogą się takie zdarzyć, ale tak bywa w każdym czasopismie. Oczywiście, może boleć to, że tyle pieniędzy z budżetu polskiej nauki przepływa do MDPI, ale na przyszłość dobrego rozwiązania nie widać, bo inne wydawnictwa podążają tym samym tropem.
Zróbcie też dwie matematyki.
Dla Kolegium Tumanum
i dla reszty świata.
Jedna lista gdzie Ziemia jest płaska
a druga, że nie.
I potem się powie, że tej kwestii
zdania są podzielone.
Jakby nie było to się punkty zbierze i tu i tu.
Bo czterech ludzi pisze cztery teksty,
każdy jeden.
A potem wszyscy wzajemnie się dopisują jako czterej autorzy każdego tekstu i punkty liczą się poczwórnie.
A ten sam tekst publikuje się w tzw. Zeszytach Naukowych po polsku a potem puszcza przez translatora, szybkie zmiany, koniecznie inny tytuł i kolejne punkciki lecą.
Potem to samo się prezentuje na tzw. konferencji, idzie publikacja w materiałach konferencyjnych.
Wartości to żadnej nie ma. Nikt tego nie czyta, nawet recenzenci, bo i po co.
Jest grzecznościowy schemat recenzji, wstawia się tylko inne nazwiska i inne tytuły i kasa za recenzję się zgadza.
Nie rozumiesz. Osobne listy dla humanistów, którzy NIE piszą jednego artykułu o działaniu aspiryny na erekcję w 16 osób, tylko ślęczą nad książkami miesiące i lata.
zawsze mogą napisać książkę o wpływie aspiryny na erekcję. każdy z 16 autorów jeden BARDZO dobry rozdział.
wiem, kolegium tumanum
w ZADNYM normalny kraju, gdzie nauka kwitnie, nie wycenia sie przez rzad naukowcow, badaczy. Dlatego swiat akademicki, nauki, badan w Polsce wycenianym przez smieszny system punktacji jest beznadziejnym modelem, rujnujacym kreatywnosc w Polsce. Dla tych, ktorzy nie doswiadczyli nauki poza Polska nie maja pojecia w jakich destruktywnych akdemickich kregach poruszaja sie.
brednie!