Metody projektowe, "odwrócone lekcje", prace w grupach - to modne dziś metody stosowane przez nagradzanych nauczycieli. Mają też pomóc w zdalnych lekcjach, gdy metody ze szkoły stacjonarnej stosować trudno. Jednak badania nie zawsze potwierdzają ich skuteczność - przekonuje dr hab. Maciej Jakubowski z Uniwersytetu Warszawskiego, wiceminister edukacji za rządów PO, współtwórca ośrodka naukowego Evidence Institute.
Dr hab. Maciej Jakubowski: Problem z nauką zdalną polega na tym, że nie do końca wiemy, co się wydarzyło. Nie mamy reprezentatywnych badań na ten temat. Te, którymi dysponujemy, dają nierealny obraz, bo udział wzięli w nich ci, którzy chcieli. I albo są zdenerwowani, albo im się podoba. Nie wiemy, co dzieje się z resztą i jak to się procentowo rozkłada.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Projekty - super - tylko w naszej polskiej praktyce kończy się na tym, że projekt odwala jedna osoba (z pomocą rodziców), a reszta ekipy się podpisuje.
Poza tym, jak słusznie zauważono - polska szkoła nie ma w swojej filozofii uczenia rozróżniania wartościowych informacji od śmieci i większość projektów (kiedy próbowałam je wdrażać, zmanipulowana informacją, że jak nie robię projektów, to jestem złym nauczycielem) nie miała kompletnie żadnych walorów edukacyjnych.
Poza tym sama ze swojej szkoły wspominam cudowną polonistkę, która często pracowała właśnie metodą projektów. Dla mnie było to super, ponieważ literatura była (i jest) moją miłością. Ale większa część klasy dzieliła się na grupę kombinatorów, którzy nie czytając lektur otrzymywali oceny celujące (bo "umieli w projekty") oraz na grupę ludzi, którzy z przerażeniem patrzyli na zbliżającą się maturę, bo nie wiedzieli kompletnie nic z tego, co się na języku polskim działo. Kiedy w klasie maturalnej przyszedł polonista, który zaczął z nami porządkować wiedzę. to okazało się, że lekcje języka polskiego nie muszą być WOW! żeby były ciekawe - ale takie zwykłe lekcje pozwalają po prostu się czegoś dowiedzieć i nauczyć.
Zgadzam się w całej rozciągłości!!! Żeby tylko jeszcze dziennikarze piszący o edukacji, czy kuratoryjni urzędnicy to przeczytali i wyciągnęli wnioski...
Właśnie problem jest w tym, że w klasach od 1-3 program jest bardzo okrojony, a potem nagle zaczyna się ogromny przeskok.
Na przykład z języka angielskiego praktycznie powtarza się te same słówka, a potem nagle w klasie czwartej oczekuje się od uczniów, że będą umieli pisać zdania w języku angielskim, pojawia się rozumienie tekstu czytanego czy rozumienie ze słuchu.
Problem dotyczy nie tylko nauki języka obcego.
Wiem. Ja piszę z własnego podwórka (uczę języka angielskiego), bo najlepiej je znam.