Przeczytałem tekst Piotra Żytnickiego "Boże Narodzenie u wyczyszczonych lokatorów" ("Wyborcza" z 27 grudnia) opisujący gehennę lokatorów kamienicy w Poznaniu. Tekst chwyta za serce i budzi współczucie wobec nękanych mieszkańców. Jednak pozostawia dziwne wrażenie, że za owe nieszczęścia wyłączną odpowiedzialność ponoszą właściciele wyzyskiwacze.
Nie ma tam słowa wyjaśnienia dla osób, które mniej biegle od autora poruszają się w gąszczu przepisów. Czytając historię o tym, że właściciel odcina dopływ wody i prądu lokatorowi swojego domu, normalny czytelnik zadaje sobie pytanie: dlaczego w cywilizowany sposób po prostu nie wypowiedział lokatorowi umowy najmu? A jeżeli nawet to zrobił - o czym nie ma mowy w tekście - to dlaczego lokator upiera się nadal tam mieszkać pomimo jawnych szykan, jakich doznaje.
Wszystkie komentarze