W Arktyce robi się gorąco, dosłownie i w przenośni.
Wraz ze wzrostem tempa zmian klimatu, szybciej niż oczekiwano topnieje grenlandzka czapa polarna i zmniejsza się grubość i zasięg pokrywy lodowej.
Z drugiej strony, geopolityczne ambicje i ekonomiczne apetyty wielkich mocarstw mogą zamienić ten rozległy region w nowy główny teatr międzynarodowych sporów.
Te dwa zjawiska wiążą się nierozerwalnie. Od paru lat ten nadal słabo rozpoznany obszar pojawia się nieustannie w światowych wiadomościach – oderwanie się kolejnej góry lodowej, rekordowo wysokie temperatury, czyjeś roszczenia terytorialne, zdjęcie niedźwiedzia polarnego dryfującego na lodowej krze. Z tej medialnej perspektywy sytuacja wydaje się katastrofalna, wręcz apokaliptyczna.
Dzwonię do Heather Exner-Pirot z kanadyjskiego Instytutu Macdonalda-Lauriera. W jej głosie słychać znużenie zaprawione nutą sarkazmu. – Pisze pan o Arktyce? O „nowej zimnej wojnie" i „wyścigu o zasoby"? Dobrze się składa, bo napisałam mały podręcznik dla dziennikarzy, którzy przymierzają się do tego tematu.
W swej ironicznej książeczce badaczka sposób daje autorom wszystkie wskazówki potrzebne do napisania „idealnego artykułu, którego oczekuje żyjący na średniej szerokości geograficznej mieszczuch".
Exner-Pirot wylistowuje cały szereg komunałów stosowanych automatycznie w pisaniu o regionie: że ociepla się „znacznie szybciej niż którykolwiek inny", że będzie najpewniej teatrem kolejnego poważnego globalnego konfliktu, może nawet nuklearnego, i że wydobycie z tamtejszych złóż kolejnych 90 miliardów baryłek ropy jedynie nasili globalne ocieplenie. No i nie zapominajmy o oczywistości – często jest tam nadal bardzo zimno.
Faktycznie, opowieść jest zawsze mniej więcej taka sama. Topnienie lodów Arktyki sprawi, że będzie ona bardziej dostępna, a więc Zachód musi przygotować się do konfrontacji z Rosją i Chinami w nowym wyścigu po zasoby naturalne. – To dziś podstawowy strach na wróble: przyjdą źli ludzie i ukradną "nasze" zasoby – mówi Exner-Pirot. – Tylko że już teraz Rosja posiada w Arktyce połowę terytorium, dwie trzecie jego ludności i trzy czwarte wytwarzanego tam PKB.
Dla laików Arktyka, obszar wokół bieguna północnego, to rozległa, jednostajnie biała przestrzeń, po której wędruje Święty Mikołaj w otoczeniu kilku Inuitów polujących na foki. W odróżnieniu od Antarktydy, która jest kontynentem pozbawionym stałej populacji, Daleka Północ podzielona jest formalnie między osiem krajów: Kanadę, Finlandię, Islandię, Norwegię, Rosję, Szwecję, Stany Zjednoczone (z Alaską) i Danię (z Grenlandią).
Od 1996 r. te osiem państw tworzy Radę Arktyczną, ale tylko sześć z nich ma dostęp do Oceanu Arktycznego, bo Szwecję i Finlandię oddziela od niego terytorium Rosji i Norwegii. Rada, uważana często za instytucję pozbawioną faktycznej władzy decyzyjnej, zdołała mimo to wynegocjować szereg umów szanowanych przez jej członków i kraje sąsiadujące z regionem, które mają status obserwatorów.
Czy Arktyka, jak Antarktyda, jest więc oazą pokoju i domeną dyplomacji? Jednak nie. W 2007 r. Rosjanie w symbolicznym geście umieścili swoją flagę na dnie morskim pod biegunem północnym, w 2018 r. chiński rząd opublikował proklamację opisującą ze szczegółami jego ambicje dotyczące nowego szlaku handlowego wiodącego przez lodowate wody północy, w 2019 r. Donald Trump ogłosił, że chce kupić Grenlandię, a Norwegia ogłosiła niedawno, że pragnie kontrolować gigantyczny obszar morski, by zapewnić sobie dostęp do podwodnych złóż minerałów, na które według Oslo mają apetyt inni.
- Nie rozumiem, jak ktoś mógłby „ukraść" cokolwiek z Arktyki – dziwi się Exner-Pirot. Poza prostymi atakami na statki towarowe, co jednak byłoby aktem wojny, budowa kopalni wydobywającej surowce trwa średnio 16 lat. Nie jest to coś, co można zagarnąć ot tak, z dnia na dzień. Innym problemem są koszty eksploatacji arktycznych zasobów. Pomyślmy o zdolnościach inżynieryjnych i nakładach finansowych potrzebnych do budowy i utrzymania kompleksu Jamal LNG, wysuniętej najdalej na północ i skutej lodem przez ponad osiem miesięcy w roku fabryki skroplonego gazu ziemnego. Plany tego iście faraońskiego przedsięwzięcia powstawały od 2000 r., budowa zaczęła się dopiero w 2013 r., a pierwsze partie gazu wyekspediowano w 2017. Koszt to ponad 24 mld dol. Inwestycja nie byłaby możliwa bez infrastruktury pomocniczej, m.in. miasta i portu Sabetta na Półwyspie Jamalskim.
W 2019 r. zespół francuskich badaczy zwrócił uwagę na rozziew między przedsiębiorczym entuzjazmem, jaki budzi Arktyka, a rzeczywistością. „Coraz częściej mowa o ekonomicznej szansie, jaką oferuje Arktyka, ale to na razie myślenie życzeniowe" – twierdzili naukowcy, wymieniając główne przeszkody, jakimi są wysokie koszty inwestycji i trudności prawne.
Dla firm inwestowanie w poszukiwanie i eksploatację bogactw Arktyki oznacza wysokie koszty – czyli ogromne potencjalne zyski, ale równie duże ryzyko. Pod koniec pierwszej dekady XXI w. Shell zainwestował ponad 7 mld dol. w badania obszarów mórz Beauforta i Czukockiego u wybrzeży Alaski. Jednak w 2015 r. spółka zrezygnowała z inwestycji przez kolosalne ryzyko związane z działalnością na wodach, po których pływają monstrualne góry lodowe. Jeśli chodzi o zasoby rybne, w 2021 r. weszło w życie międzynarodowe porozumienie regulujące połowy na Oceanie Arktycznym – dokument ratyfikowany przez dziesięć stron, w tym UE i kraje członkowskie Rady Arktycznej, a także Japonię i Koreę Południową.
Co więc z ryzykiem, że region polarny stanie się w przyszłości nowym polem wielkiego globalnego konfliktu? Zamiast mówić o „nowej zimnej wojnie", trafniej byłoby nazwać ją „odgrzewaną zimną wojną". Daleka Północ jest miejscem kulminacji napięć między mocarstwami już od połowy XX w. Wtedy właśnie powstały główne bazy wojskowe rozsiane po całej Arktyce, podobnie jak sieć wczesnego ostrzegania, Distant Early Warning Line i jej radziecki odpowiednik.
Pomysł wojny arktycznej, w sensie faktycznej inwazji, eksperci traktują jak żart. „Gdyby wroga armia najechała północną Kanadę, moją pierwszą decyzją byłoby ruszyć jej na pomoc" – ironizował kiedyś wysoki rangą kanadyjski oficer.
Ostatnim konfliktem zbrojnym na wielką skalę na tak mroźnym obszarze była tragiczna inwazja Rosji na Finlandię w latach 1939-40. Dodajmy, że wojna w Ukrainie i jej skutek, jakim było przystąpienie do NATO Szwecji i Finlandii, zwiększyła napięcie także w regionie Arktyki. Z drugiej strony, Rosja boi się obecnie głównie o swój dostęp do Bałtyku, odcinany przez Sojusz Atlantycki.
– W Arktyce rosną napięcia – podsumowuje Heather Exner-Pirot – dlatego że Stany Zjednoczone zwykle chcą dominować wszędzie, a Rosją rządzi paranoik. Do tego dochodzą ambicje Chin, obecnie prawdziwego przeciwnika USA, którym folgowanie nie leży w doraźnym interesie Zachodu.
Obszar podbiegunowy jest dziś wielką szachownicą, na której grają duchy starych światowych konfliktów. Kilka wieków po przetarciu szlaków przez odkrywców takich jak Amundsen, Nansen i Peary, powinien pozostać Daleką Północą, osłabioną przez globalne ocieplenie, którą wciąż można zdobywać. Ale przede wszystkim chronić.
tłum. Sergiusz Kowalski
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Tak będzie sprawiedliwie.
Wydaje mi się że przypadnie raczej Obajtkowi?