Przez 16 lat Angela Merkel decydowała o kierunku rozwoju UE. Ale przede wszystkim ratowała ją z kolejnych kryzysów. Jak się jej to udawało? 17 lipca 2024 r. była kanclerz Niemiec obchodzi 70. urodziny.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu
embed

„Kiedy była dzieckiem, na zajęciach z pływania weszła na pięciometrową trampolinę i skoczyła jako ostatnia. Skoczyła, ale dopiero wtedy, kiedy musiała".

Nieliczne anegdoty, które krążą o Angeli Merkel, mówią sporo o jej charakterze, jak właśnie ta przytoczona przez Wolfganga Schäuble, kluczowego ministra jej rządu przez 12 lat. – Ma styl przywództwa, który charakteryzuje się nieangażowaniem aż do ostatniej chwili. Trzyma otwarte wszystkie możliwości – wyjaśnia Schäuble, dziś przewodniczący Bundestagu.

Koniec wybitnej kariery

Enigmatyczna i otoczona bardzo wąskim kręgiem zaufanych osób, Merkel zbliża się do końca wybitnej kariery politycznej, która uczyniła z niej najważniejszą europejską liderkę XXI wieku. Jesienią zakończy swoją czwartą z rzędu kadencję – był to okres, w którym ukształtowała Europę, jaką znamy. Berlin był de facto ośrodkiem władzy Unii Europejskiej przez te 16 lat, podczas których prawie żadna decyzja nie zapadała bez zgody Niemiec. Dlatego zrozumienie Merkel jest niezbędne do zrozumienia Unii, którą ukształtowała poprzez działania, ale również poprzez zaniechania.

Merkel sprawowała to przywództwo, nie dając się omamić władzy ani nie ustępując nawet na centymetr w ochronie swojej prywatności, również tej rozumianej metaforycznie. Wielu światowych przywódców próbowało rozgryźć sposób rozumowania tej flegmatycznej polityczki, która łączy nadzwyczajną zdolność analizy i słuchania z odpornością fizyczną i psychiczną, mogącą rozłożyć na łopatki nawet najbardziej wprawnego polityka.

Ci, którzy ją znają, mówią o szczególnym poczuciu humoru, czymś niemieszczącym się w jej wizerunku nieustępliwej i surowej polityczki.

„Pamiętam, jak w 2015 r., w szczycie kryzysu migracyjnego, spędziliśmy jakieś trzy godziny na luźnej rozmowie. Dobrze się bawiliśmy, gadaliśmy o piłce nożnej, ona bardzo lubi futbol" – wspomina Mariano Rajoy, były premier Hiszpanii.

Rajoy jest jednym z wielu, którzy rysują tu portret wybitnej polityk. Niektórzy zgodzili się na publikację ich nazwisk, inni nie. Osoby, które ją znają, które z nią negocjowały albo podróżowały, które miały z nią do czynienia w sali Rady Europejskiej, w samolocie albo w restauracji. Ich opowieści dają spojrzenie z innej niż zwykle perspektywy na brukselskie korytarze władzy.

Niemcy ery Merkel dobiegają końca, co zbiega się w czasie z końcem epoki, w której multilateralizm, europejska integracja i waluta euro były brane za pewnik.

Jednocześnie zaczyna się historyczna ocena postaci Merkel. Popularność kanclerz w kraju i zagranicą kontrastuje z dość kiepskim stanem Unii, którą po sobie zostawia – Unii z kontrolami na granicach, z autorytarnymi tendencjami w wielu stolicach oraz wciąż niepełnej unii monetarnej.

Pojawienie się koronawirusa, największego – według słów Merkel – wyzwania od czasów drugiej wojny światowej, dało jej niespodziewaną możliwość, aby ostatecznie zaznaczyć swoją pozycję wielkiej europejskiej liderki. Porozumienie z Francją pokazuje, że Merkel jest gotowa podjąć ryzyko i przypieczętować swoje dziedzictwo wielkim krokiem ku dalszej integracji europejskiej, jakim jest emisja wspólnego długu.

Hagiografowie i krytycy

Hagiografowie kanclerz przypisują jej uratowanie euro i jedności Europy. Jej krytycy oskarżają ją o pogłębienie podziałów i nieufności podczas kolejnych kryzysów: finansowego, potem migracyjnego, a teraz pandemicznego. Jej przywództwo przypadło na czas, w którym Europa być może pokonała kryzys egzystencjalny, ale przeżyła również największą recesję w historii UE, brexit i dojście do głosu populizmów. Historycy osądzą, czy Merkel była po części zapalnikiem tych zjawisk, czy antidotum, które je złagodziło i opóźniło. Niezależnie od werdyktu, piętno Merkel jest odczuwalne w każdym momencie tego krytycznego dla UE okresu.

„Była dla Europy kotwicą" – mówi były premier Włoch, Mario Monti, który objął urząd w dużej mierze dzięki Merkel i francuskiemu prezydentowi Nicolasowi Sarkozy’emu, którzy wymusili dymisję Silvio Berlusconiego, próbując poskromić finansową zapaść Włoch. Berlusconi był jednym z wielu premierów, którzy upadli podczas kryzysu strefy euro (jak Hiszpan Zapatero, Portugalczyk Socratesa i Grek Papandreu, a nawet sam Sarkozy).

W Europie jej siła rosła po części na słabości innych, zwłaszcza Francuzów i Anglików, pogrążających się stopniowo we własnym chaosie. W Niemczech odziedziczyła całą serię reform swojego poprzednika, Gerharda Schroedera, który zapoczątkował upadek socjaldemokracji, ale dał kanclerz „zastrzyk tlenu". Analiza jej europejskiej spuścizny wymaga zrozumienia, do jakiego stopnia Merkel była w stanie wykorzystać te 16 lat niemieckiego dobrobytu, aby zmienić Europę i wpłynąć na jej przyszłość.

Kompas moralny. Kto jeszcze ma taki?

Arancha González Laya, była minister spraw zagranicznych Hiszpanii, docenia konsekwentne przywiązanie kanclerz do wartości, którego dowodzi nawet teraz, „u schyłku kariery". Nie tak dawno Merkel interweniowała, by w Turyngii przerwać zaloty jednej z frakcji swojej partii CDU ze skrajnie prawicową AfD.

„Merkel wyznaje kilka żelaznych zasad, co do których nie dopuszcza żadnych kompromisów. Ma wybitny kompas moralny" – mówiła nam Laya na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, której głównym tematem była kruchość Zachodu i UE.

Jednocześnie twierdzi, że „kanclerz zabrakło trochę kreatywności i śmiałości w trudnych czasach, np. w zarządzaniu kryzysem finansowym w 2008 r.". Kryzys strefy euro był momentem przełomowym dla kanclerz, której rządy połączyły niemal bezprecedensowy sukces gospodarczy Niemiec ze społecznymi podziałami w wielu krajach Unii, wtedy szczególnie w Grecji.

Koronakryzys także stawia wiele pytań na temat przyszłości Niemiec i UE. „To, jak Europa wyjdzie z tego kryzysu, zależy nie wyłącznie, ale w dużej mierze od kanclerz Merkel. Ona wie, że jest to kryzys systemowy i że stawką jest jednolity rynek europejski. Im bardziej ambitna będzie reakcja Europy, tym szybciej wszyscy z tego wyjdziemy. Im bardziej się wahamy, tym bardziej ryzykujemy rozdrobnienie rynku europejskiego i pozostanie w tyle w rosnącej rywalizacji geopolitycznej między Chinami a USA" – uważa Laya.

Również Javier Solana, były sekretarz generalny NATO, uważa obecny moment za decydujący. „Niemcy muszą być w stanie zaakceptować, że [fundusz odbudowy] nie jest prezentem dla biednych krajów; to kwestia sprawiedliwości. Chciałbym, aby Merkel przeszła do historii jako ta, która pozostawiła te drzwi otwarte dla Niemiec i żeby zrobiła to z pedagogiczną jasnością, ponieważ ten, kto przyjdzie po niej, zamknie je" – twierdzi Solana.

„Merkel, której popularność wzrosła dzięki dobremu zarządzaniu koronakryzysem, postanowiła wykorzystać ją do bardziej wizjonerskiego podejścia do UE. I wspólnie z Emmanuelem Macronem i Ursulą von der Leyen przygotowali odważny pakiet odbudowy" – mówi Monti i dodaje: „Po raz pierwszy budżet UE, głównie dzięki wkładowi Niemiec, będzie bardziej przypominał budżet państwa federalnego, który pobudzi Europę do przemian".

Nie od razu euroentuzjastka

Merkel stała się obywatelką UE niedługo po upadku muru berlińskiego. Jej wiara w projekt europejskiej integracji rosła stopniowo. „Początkowo była raczej sceptyczna" – mówi Jean-Claude Juncker.

Były premier Luksemburga i były przewodniczący Komisji Europejskiej był świadkiem dojścia Merkel do władzy i jej debiutu na europejskich szczytach w 2005 r. I osobiście doświadczył jej stylu zarządzania niemiecką polityką podczas kryzysów.

Uważa, że poprzednik Merkel, Helmut Kohl, „miał Europę w trzewiach, a czasem w głowie; natomiast Merkel ma Europę w głowie, a czasem w trzewiach".

W każdym razie jej osobista przemiana była błyskawiczna. Weszła do rządu Kohla, pod którego skrzydłami zrobiła szybką karierę. Dziesięć lat po zjednoczeniu została wybrana na przewodniczącą Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) i już wtedy jej cień zaczął odbijać się na Unii Europejskiej.

Zarówno w opozycji, jak i będąc już u władzy, Merkel stroniła od wielkich, długofalowych wizji, przekonana, że świat zmienia się w niezwykle szybkim tempie i że lepiej dostosowywać się do danej chwili. Nie lubi górnolotnych przemówień, ani też nie upiera się przy kwestiach makrostrategicznych. Stawia na zarządzanie. Polityka małych kroków – tak często jest nazywana jej strategia. „Problem w tym, że długoterminowe koszty polityczne rosną, ponieważ, koniec końców, zaczyna się poruszać zygzakiem" – twierdzi jedno z naszych brukselskich źródeł.

Jej pierwszym zadaniem było wyciągnięcie UE z kryzysu konstytucyjnego. Narzuciła pragmatyzm i, współpracując z Sarkozym, przeforsowała Traktat Lizboński, który reguluje funkcjonowanie UE od 2009 r. „Wraz z nią nastała stabilizacja. Jest matką traktatów" – mówi Elmar Brok, były deputowany i polityk CDU, który zna Merkel od lat 90. I przez wiele lat zasiadał z nią na spotkaniach Europejskiej Partii Ludowej poprzedzających szczyty w Brukseli.

Potem kanclerz odważyła się na bardziej ryzykowny krok. W 2010 r., w Kolegium Europejskim w Brugii, zaproponowała, by przyjąć tzw. metodę unijną, czyli aby przenieść siłę napędową UE z Komisji Europejskiej do Rady. Propozycja ta spotkała się z przerażeniem ze strony najbardziej federalistycznych sił w Brukseli. Prawda jest jednak taka, że szczyty, podczas których głowy państw i rządów negocjują, stawały się coraz częstsze – czasami nawet dwa tygodniowo. I de facto kanclerz narzuciła swoją metodę ważenia wpływów opartą na sile PKB.

O ile na ulicy, pośród zwykłych ludzi, sprawia wrażenie skrępowanej, to w Brukseli Merkel bryluje. Dominuje tam jak żaden inny lider. Przed wybuchem pandemii Merkel jeździła do Brukseli na posiedzenia Rady Europejskiej coraz częściej. W normalnych czasach rozmawiała ze swoimi unijnymi kolegami przynajmniej raz dziennie.

„To robiło niesamowite wrażenie, gdy widziałem, jak pracuje, nie rozpraszała się nawet na chwilę" – wspomina Monti. „Kiedy negocjacje były w impasie i była chwila przerwy, to ona zabierała na bok bezpośrednich zainteresowanych i starała się odblokować sytuację" – dodaje.

Kiedy jeździ do Brukseli, towarzyszy jej wąska grupa – jej rzecznik prasowy, doradca ds. polityki zagranicznej i zastępca szefa personelu. Zatrzymuje się zawsze w tym samym hotelu. To właśnie tam, po spotkaniach, niezależnie od godziny, zdaje szczegółową relację członkom swojej delegacji.

Ma dobre relacje z każdym członkiem Rady, a w systemie opierającym się na jednomyślności ma to znaczenie. „Zwraca uwagę na małe państwa, coś, czego np. Macron nie robi. Wie, że ich głos waży, a wiele z nich gospodarczo zależy od Niemiec. Świat w jej wizji jest złożony, opiera się na współzależnościach" – mówi Stefan Kornelius, redaktor działu zagranicznego „Süddeutsche Zeitung" i autor biografii kanclerz. Z Korneliusem spotykamy się w atrium Bundespressekonferenz, budynku, gdzie rzecznicy rządu, ministrowie i sama Merkel przychodzą trzy razy w tygodniu, aby odpowiadać na pytania dziennikarzy.

Ci, którzy ją znają, podkreślają, że Merkel charakteryzuje się ponadprzeciętną wytrzymałością fizyczną, a w Brukseli dobre propozycje pojawiają się zawsze na koniec, w środku nocy.

Tak samo w Berlinie. Negocjacje w sprawie utworzenia ostatniej koalicji rządowej były istnym maratonem, z politykami śpiącymi na podłodze i powiadomieniami o postępach na telefonach o piątej rano. To samo podczas negocjacji niemieckiego pakietu klimatycznego: po nieprzespanej nocy, negocjacjach za zamkniętymi drzwiami, przed południem odbyła się konferencja prasowa i ministrowie, jeden po drugim, ujawniali wyniki. Wtedy Merkel skinęła głową, pakiet klimatyczny przeszedł.

Maratonka

Wolfgang Schäuble, dziś przewodniczący Bundestagu: „Merkel nigdy nie opuszcza negocjacyjnego stołu".

Relacje Merkel z Schäublem, jej ministrem finansów przez osiem lat, nie zawsze były łatwe. Szczególnie podczas greckiego kryzysu, kiedy napięcia sięgnęły zenitu. Schäuble chciał, by Grecja na jakiś czas wyszła ze strefy euro. Merkel się nie zgodziła i Schäuble przyznał później, że był bliski dymisji. Mimo to podziwia modus operandi Merkel w Europie. „Ma niespotykaną zdolność zapamiętywania wszystkich faktów. Charakteryzuje ją niesamowita siła intelektualna, nie wspominając już o jej niewyczerpanej cierpliwości" – wyjaśnia Schäuble, który od 30 lat, wskutek zamachu jeździ na wózku inwalidzkim.

Niemalże naukowa analiza argumentów i obsesyjne dążenie do porozumienia. Polityk, który zasiadał z Merkel przy negocjacyjnym stole, tak ją opisuje: „Podczas spotkań zaczynała zawsze od wysłuchania drugiej strony, odpowiadała, a potem toczyła się dyskusja. Na koniec dyskusji pytała "Czego się dziś nauczyliśmy?" i podsumowywała w punktach to, co wydarzyło się podczas spotkania, 1, 2 i 3".

Zanim podejmie jakąś decyzję, konsultuje się z naukowcami, biznesmenami oraz osobami, których bezpośrednio dotyczy problem. Ludzie zgodnie podkreślają umiejętność słuchania i brania pod uwagę punktów widzenia wszystkich możliwych rozmówców.  Merkel nigdy nie podejmuje decyzji pod wpływem emocji.

Podczas kryzysu strefy euro takie podejście okazało się niemal zabójcze. Jej oszczędność i wahania doprowadzały do desperacji europejskich partnerów. I wprowadziły zamieszanie na rynkach, które wręcz postawiły na rozpad strefy euro.

Natomiast w kryzysie pandemicznym wyrachowana ostrożność okazała się wyjątkowo skuteczna. Merkel ma doktorat z chemii kwantowej i dobrze czuje się w liczbach i naukowych formułach. Taki kryzys pasuje do jej pragmatycznego i skrupulatnego podejścia do problemów. Z pomocą najwybitniejszych ekspertów podjęła decyzje, które potrafiła przekazać społeczeństwu, które wciąż jej ufa, a już zwłaszcza w trudnych momentach. Wideo, w którym Merkel wyjaśnia współczynnik rozprzestrzeniania wirusa, stał się hitem sieci społecznościowych, jakby kanclerz była co najmniej gwiazdą rocka. Sposób, w jaki zarządzała tym kryzysem podniósł rok temu poparcie dla jej partii, co dało jej legitymację do podejmowaniu decyzji, które były trudne do przełknięcia dla wielu Niemców.

„Jest dobra w przewidywaniu wyników, konsekwencji podjętych decyzji. Ma zmysł taktyczny, potrafi odczytać sytuację i natychmiast reagować" – mówi Günter Verheugen, były unijny komisarz ds. przedsiębiorstw i przemysłu oraz weteran niemieckiej polityki. Kilka lat temu niemiecki tabloid "Bild" przypomniał słowa wypowiedziane przez młodą naukowiec Merkel w obronie spokoju w podejmowaniu decyzji, a nie kierowania się impulsem. „Ludzie w laboratorium trzymali zawsze palce na wszystkich guzikach jednocześnie. I w każdej chwili mogło to wybuchnąć, powodując nieodwracalne zniszczenia".

Dziennikarz Kornelius: „Ma wyjątkową umiejętność czekania, potrafi długo milczeć". Biograf uważa, że takie zachowanie może mieć coś wspólnego z jej dzieciństwem. „Jej wychowanie jako córki protestanckiego pastora w Niemczech wschodnich nauczyło ją cierpliwości. Znoszenia rytuałów. I bycia świadomą, że w każdej chwili może być szpiegowana".

Angela Merkel. Prawie jak matka: słucha i dotrzymuje słowa

Rajoy, były premier Hiszpanii zaznacza, że udział Merkel w Radach dotyczył „spraw wielkich i małych, również takich, które nie dotyczyły Niemiec".

„W UE, na 28, teraz 27 liderów maksymalnie 12 wie, o czym tak naprawdę rozmawiają. Kiedy negocjacje zaczynają się komplikować, to jedynie Macron, Rutte, Merkel i może garść innych osób wiedzą, o czym mowa" – twierdzi jedno z naszych źródeł europejskich. „Ona słucha. I dotrzymuje słowa, co daje duże poczucie bezpieczeństwa" – dodaje Rajoy

Rajoy wspomina kilka ich wspólnych spotkań. „Zabrałem ją na kolację w starej części Santiago de Compostela, zjedliśmy wybitnego turbota. W rewanżu w Mesebergu w Niemczech spędziliśmy trzy godziny przy stole – i też nie piliśmy wody". Ich dobre relacje nie stanęły na przeszkodzie poważnemu spięciu politycznemu podczas kryzysu strefy euro.

Obama chce rozgryźć Merkel

Monti, były premier Włoch, opowiada, że tydzień przed odwiedzeniem Obamy w lutym 2012 r., amerykański ambasador w Rzymie uprzedził go, że w Białym Domu, zanim przejdą do rozmów, amerykański prezydent będzie chciał go zapytać o niemiecką kanclerz.

I faktycznie, w Waszyngtonie Obama z Montim poświęcili 20 minut „kwestii niemieckiej". „Obama chciał wiedzieć, jak rozmawiać z Merkel o kwestiach gospodarczych.

Wyjaśniłem mu, że dla Niemców ekonomia jest gałęzią filozofii moralnej i że rozwój jest etyczną nagrodą za dobre zachowanie gospodarcze i że jego keynesowscy doradcy nie przekonają jej, broniąc deficytu budżetowego" – wspomina Monti w swoim gabinecie na mediolańskim Uniwersytecie Bocconiego.

Obama i Merkel nauczyli się budować doskonałe relacje. Jednak Amerykanin, poważnie zmartwiony ciągłą niestabilnością strefy euro, nie był w stanie pojąć logiki kanclerz w tak trudnym momencie, kiedy euro mogło wylecieć w powietrze. Większość Europy uważała, że jej interpretacja problemu jako walki sumiennych (wierzycieli) z rozrzutnymi (dłużnikami), przyczyniła się do pogłębienia kryzysu strefy euro. A z drugiej strony w ojczyźnie presja narastała i krytykowano ją za zbytnią hojność dla Europy.

Monti i Rajoy zadali Merkel pierwszą porażkę w Radzie Europejskiej, której ona narzucała swoją receptę na wyjście z kryzysu opartą na oszczędzaniu i reformach strukturalnych. To był czerwiec 2012, Rajoy twierdzi, że to on jako pierwszy powiedział, że nie będzie żadnego porozumienia, jeśli południowe państwa nie zostaną wzięte pod uwagę. „Merkel wyszła rozwścieczona". Włochy i Hiszpania zażądały, aby szczyt wysłał rynkom jasną informację, że Europejski Bank Centralny wystąpi w obronie wspólnej waluty. W rzeczywistości zwycięstwo to nie było aż tak spektakularne, gdyż nigdy nie zatwierdzono bezpośredniego dokapitalizowania banków, a unia bankowa też się nie skonkretyzowała.

Tamtej nocy, o czwartej nad ranem, Merkel ustąpiła. „Była poruszona, to była jej pierwsza porażka" – wspomina jedno z europejskich źródeł. Spotkanie zbiegło się w czasie z meczem mistrzostw Europy rozgrywanym między Niemcami i Włochami – wygrali ci drudzy.

Po zaledwie dwóch czy trzech godzinach odpoczynku w hotelu, Merkel podczas śniadania mogła już przeczytać tytuły gazet mówiące o podwójnej upokarzającej porażce – w piłkę nożną i na szczycie europejskim. „Była nie tylko zaskoczona, ale i bardzo, bardzo wściekła" – wspomina Juncker. „Od tamtego czasu po każdym szczycie od razu podaje prasie swoją wersję".

Tamten szczyt był punktem zwrotnym w kryzysie euro i karierze Merkel. Niedługo potem prezes EBC Mario Draghi wypowiedział swoją słynną formułę – „whatever it takes" – i rynki w panice wycofywały swoje opcje grające na rozpad strefy euro.

„Ścieżka, jaką wyznaczyliśmy w tamtych miesiącach i latach, planując nowe mechanizmy mające ratować euro, była w dużej mierze zasługą Merkel" – przyznaje była premier Danii, Helle Thorning-Schmidt, która pełniła półroczną prezydencję w UE w 2012 r.

Jednak zarządzanie kryzysem ujawniło jedno z zagrożeń niesionych przez polityczną metodę Merkel, opierającą się na załatwianiu wszystkich kwestii tygodniami, a nawet miesiącami, jeśli jest taka potrzeba, zanim podejmie się ostateczną decyzję. „Jest naukowcem, niestety" – mówi Juncker, który najpierw jako przewodniczący Eurogrupy, a potem Komisji Europejskiej, doświadczał stałego „nein" ze strony Berlina na wszystkie ambitne propozycje. „Wahała się i nie miała odwagi powiedzieć swoim wyborcom, że nadszedł czas, by Niemcy przejęły przywództwo w Europie. Zamiast tego odłożyła na później rozwiązanie kryzysu greckiego, co ostatecznie odbiło się na całej Europie" – mówi González Laya.

„W Niemczech nie było jej łatwo, za utrzymanie Grecji w strefie euro była krytykowana nawet przez własną partię" – mówi Brok. Weteran brukselskich korytarzy pamięta, jak podczas jednego z wielu starć w Bundestagu z CDU Merkel ostrzegła ich: „Nigdy nie odwrócę się od Europy, nawet jeśli miałabym zagłosować przeciwko własnej partii u boku SPD".

Były francuski prezydent François Hollande pamięta, że latem 2015, kiedy między Brukselą a greckim rządem Alexisa Tsiprasa i Yanisa Varoufakisa mosty były już spalone, Merkel rozważała wydalenie Grecji ze strefy euro. „Po raz pierwszy powiedziała mi, że naszym obowiązkiem jest praca nad scenariuszem wyjścia ze strefy euro". Jej ówczesny minister finansów, Schaüble, zagorzały zwolennik grexitu, zachęcał ją do podjęcia tego kroku. Bezskutecznie.

Kryzys euro odbił się piętnem na wszystkich. Również na Merkel, która weszła w swoją trzecią kadencję (2013-17) z lekko naruszonym autorytetem, zarówno w kraju, jak i za granicą. W Berlinie zaczęły pojawiać się głosy, że powinna przygotowywać się na przekazanie sterów. W Brukseli dawało się we znaki zmęczenie oszczędnościami i restrykcjami w Grecji i na Cyprze, i zarówno MFW, jak i CEB zaczynały się dystansować.

Jednak kanclerz raz jeszcze wykazała się odpornością. Podczas gdy pozostali zaczynali już spisywać ją na straty, ona stała się najwybitniejszym liderem w i po kryzysie.

Sprawy Unii w damskiej toalecie

W grudniu 2005 trafiła do Rady Europejskiej, forum, które od powstania w 1974 r. miało w swoim składzie zaledwie garstkę kobiet, z których najważniejszą była Margaret Thatcher. Merkel, która unika wszelkich etykietek, nie określa się nawet jako feministka. Niemniej jednak, ostatnimi czasy zwraca większą uwagę na kwestie płci. Była premier Danii wspomina spotkanie z Merkel w toalecie w budynku Justus Lipsius (siedzibie Rady w Brukseli) podczas jednego ze szczytów. „Obydwie stałyśmy nad umywalkami i jednocześnie omawiałyśmy budżet europejski. Wychodząc, wybuchnęłyśmy śmiechem: oto negocjacje wreszcie przeniosły się do damskiej toalety".

González Laya uważa, że „chociaż Merkel nie chce tego przyznać, to w jej sposobie uprawiania polityki jest być może element kobiecy, władza, której nie sprawuje się za pomocą krzyków czy patosu, a intelektem i słuchaniem". Sama kanclerz powiedziała parę lat temu w dość nietypowym wywiadzie dla "Die Zeit": „Głos kobiety nie jest tak silny i donośny jak głos mężczyzny. Dla kobiety emanowanie autorytetem jest czymś, czego musi się nauczyć".

Jej kolejną mocną stroną jest teflonowość. Niewidoczna powłoka, niemalże nieludzka, która sprawia, że wszystko, co mogłaby odebrać osobiście i mogłoby wybić ją z procesu podejmowania decyzji, spływa po niej. „Ma naprawdę grubą skórę i nie pozwala, by cokolwiek dotykało ją osobiście" – mówi jeden z jej znajomych. Thorning-Schmidt wspomina lata kryzysu euro, kiedy odbywały się manifestacje, podczas których na greckich ulicach palono wizerunek niemieckiej kanclerz. „Wyjaśniłam Merkel, że moja trzynastoletnia córka była w szoku, widząc, jak ją atakują. Widziałam, jak ją to poruszyło, ale czułam również, że jej sposobem było zdystansowanie się i przyjmowanie krytyki na barki osoby publicznej, a nie prywatnej".

Otwarcie granic? Nie, tylko ich niezamykanie

W 2015 r. spotkała ją zmasowana krytyka – i to być może przy jedynej okazji, kiedy podeszła do europejskiej kwestii z sercem, odstawiając na bok chłodne kalkulacje.

Obrazy tysięcy stłoczonych na dworcu kolejowym w Budapeszcie uchodźców, którzy wyruszają w „marsz nadziei" do Niemiec, zmusiły Berlin do podjęcia epokowej decyzji w celu uniknięcia jeszcze większej tragedii humanitarnej. Rozporządzenie dublińskie zobowiązuje państwo, przez które osoba starająca się o azyl wjechała na terytorium UE, do zajęcia się jej wnioskiem, ale Węgry nie chciały mieć nic wspólnego z tymi ludźmi i wynajęły autobusy, żeby zawieźć ich na granicę austriacką. Uchodźcy z pogrążonej w wojnie Syrii mieli tylko jeden cel w głowie: „Germany, Germany, yala, yala [Niemcy, jedziemy]" – krzyczeli.

Merkel postanowiła nie zamykać granic kraju i ponad milion uchodźców przybyło wtedy do Niemiec – decyzja, która była piętnowana nawet w jej partii, ale której kanclerz broni po dziś dzień. „Wir schaffen das" (uda nam się) – oświadczyła Merkel. Zachęcający slogan i zdjęcia miały być symbolem szczodrości i otwarcia Niemiec w samym środku humanitarnego kryzysu. Na dworcach kolejowych Niemcy czekali na nowo przybyłych z maskotkami dla najmłodszych.

Ale ta „kultura gościnności" została przyćmiona, kiedy ksenofobiczna narracja zaczęła zdobywać coraz więcej przestrzeni. Merkel nie mogła przypuszczać, że polityka tymczasowo otwartych drzwi miała pomóc skrajnej prawicy poszerzyć swoje szeregi w niemieckim parlamencie do 92 deputowanych.

Dużo spekulowano na temat prawdziwych powodów decyzji, która zmieniła Niemcy i Europę. Ale po raz pierwszy Merkel się zachwiała. W Europie skutki są wciąż odczuwalne.

Donald Tusk, były premier Polski, który został przewodniczącym Rady Europejskiej w dużej mierze dzięki poparciu Merkel, miał z nią pierwsze poważne starcie w następstwie tego właśnie sporu.  

„Powiedziała mi, że fala uchodźców była zbyt wielka, by ją zatrzymać; ja powiedziałem jej coś wręcz przeciwnego, że była zbyt wielka, by jej nie powstrzymywać".

Ci, co ją znają, twierdzą, że jako polityczka, która spędziła dzieciństwo i młodość po drugiej stronie żelaznej kurtyny, obiecała sobie, że będzie walczyć, by nigdy więcej nie powstały żadne mury na granicach.

„Niemcy zachowały się odpowiedzialnie, ponieważ sytuacja mogła eksplodować w wielu krajach" – mówi były deputowany CDU Elmar Brok. „Merkel nie chciała patrzeć na matki z dziećmi pod gołym niebem. To było współczucie. Ci ludzie byli już w Europie".

Również zdaniem Junckera medialny lincz, którego doświadczyła Merkel, był niesprawiedliwy, szczególnie ten w szeregach Europejskiej Partii Ludowej.

Fala krytyki narastała wraz z coraz większym napływem uchodźców. Thorning-Schmidt uważa, że „błędem było przyjęcie uchodźców bez wcześniejszego skoordynowania operacji z pozostałymi krajami". Były socjalistyczny komisarz Günter Verheugen jest jeszcze bardziej surowy w ocenie decyzji Merkel. "Niemcy nie powinny same podejmować decyzji. Merkel złamała zasady. Nie starała się podjąć wspólnej decyzji i nikt nie rozumiał, dlaczego tak postąpiła. Ostatecznie dała broń do ręki  brexiterom i podsyciła AfD, powstałą, by atakować strefę euro, a teraz przekształciła się w partię antyimigracyjną".

W Niemczech prawicowa frakcja jej partii do dziś nie wybaczyła jej tej decyzji i uważa, że uskrzydliła skrajną prawicę. Nie wybaczyła również konserwatywna prasa tabloidowa, która od tamtego czasu szaleje. „Prawicowa prasa i niektóre partie" – dodaje Juncker – „sprawiły, że opinia publiczna uwierzyła, iż Merkel szeroko otworzyła drzwi, podczas gdy ona ich tylko nie zamknęła, by uniknąć katastrofy humanitarnej". Niemiecka kanclerz wyszła niezwykle osłabiona z całej tej sytuacji, w którą zainwestowała dużo swojego kapitału politycznego.

 "Dlaczego ci Francuzi się nie reformują?!"

Ale potem nadeszła pandemia i z impetem rozpaliła na nowo napięcia i żale nieprzetrawione przez dekady. Decyzja Niemiec, podjęta na początku kryzysu sanitarnego, a potem cofnięta, by nie eksportować środków medycznych, wywołała oburzenie państw, gdzie umierały tysiące ludzi.

Rozłam między bogatą Północą a Południem, najbardziej dotkniętym przez wirusa i potrzebującym europejskich funduszy, groził katastrofą. Merkel zrozumiała, że ten kryzys jest czymś więcej niż powtórką kryzysu euro, i w odróżnieniu od niego jest symetryczny – atakuje wszystkie państwa jednakowo. Ale jednocześnie kanclerz okazała się nieugięta jeśli chodzi o ustępstwa w kwestii przekroczenia czerwonej linii, wyrytej w niemieckiej psychice przez historię i nagłówki tabloidów – uwspólnienie długu, którego domagało się Południe.

„Stanowisko Merkel było jasne: Europa musi wspólnie sfinansować odbudowę, nie jest to problem narodowy i Niemcy muszą zapłacić więcej niż inni, a jest to polityczne ryzyko wewnętrzne, które musiała podjąć" – uważa Kornelius. Ale dodaje: „Merkel nie wyjdzie poza niemieckie ograniczenia, ponieważ nie możemy uwspólnić długu w tym sensie, że nasza konstytucja na to nie zezwala".

Były komisarz ds. przemysłu Verheugen zgadza się z tym. „Obarcza się ją odpowiedzialnością, zwłaszcza na Południu, za opór w stosunku do koronaobligacji, ale jest to niesprawiedliwe, gdyż wymagałoby to zmiany konstytucji, a nawet referendum" – twierdzi Verheugen, który jest „mocno zmartwiony" przyszłością Unii. „Mierzymy się z największym wstrząsem zewnętrznym i potrzebujemy zdecydowanego przewodnictwa i silnego zaangażowania w europejską solidarność, ale tego nie mamy" – ubolewa.

Francusko-niemiecka propozycja stworzenia funduszu odbudowy, ale przede wszystkim umożliwienia finansowania go europejskim długiem, jest historycznym kamieniem milowym. Najwięksi optymiści uważają, że Merkel i Macron zasiali ziarno pod przyszłe euroobligacje, ale kanclerz dała do zrozumienia, że jest to tylko rozwiązanie ad hoc na ten kryzys.

Wielu jej rywali, począwszy od byłego socjalistycznego kanclerza Gerharda Schroedera, przez lata nie doceniało kanclerz, nie zdając sobie sprawy z jej wytrwałości i uporu. Merkel – przyzwyczajona do przeżywania swoich politycznych nekrologów – przetrwała cztery kadencje u sterów Niemiec, podczas gdy we Francji już trzech prezydentów odeszło w niepamięć: Jacques Chirac, Nicolas Sarkozy i François Hollande. Z żadnym z nich tak naprawdę się nie dogadywała, a brak harmonii między Berlinem i Paryżem przez ostatnie 15 lat uniemożliwiał osiągnięcie większych postępów w Unii, która w erze Merkel ograniczała się do ratowania przed całkowitym zatonięciem.

Pojawienie się Macrona początkowo zapowiedziało powiew świeżości na linii Francja-Niemcy, ale żywiołowy Francuz starł się z osłabioną Merkel, oczekującą wtedy na sformowanie rządu wielkiej koalicji (CDU i SPD) całe pół roku, a potem broniącą się w kolejnych wyborach w landach.

„Merkel wierzy, że francusko-niemiecki pakt jest niezbędny dla UE, ale nie do końca rozumie francuski model. Nie rozumie, dlaczego Francja się nie reformuje" – mówi Javier Solana.

Dochodziło też do wielu nieporozumień z Londynem. Brytyjski premier David Cameron nigdy nie potrafił właściwie zinterpretować sygnałów z Berlina, a wielokrotnie próbował wykorzystać podobieństwa Wielkiej Brytanii i Niemiec, aby zaszantażować UE za pośrednictwem Berlina. Merkel nie raz odrzuciła takie próby, jak np. wtedy, gdy Cameron próbował załatwić szczególne traktowanie londyńskiego City jako ośrodka finansowego, wychodząc poza reguły strefy euro.

UE częściowo uległa pragnieniom Camerona, by tymczasowo dyskryminować europejskich pracowników w Wielkiej Brytanii. Miało to pomóc premierowi w wygraniu referendum dotyczącego brexitu. Jednak plan nie zadziałał. 23 czerwca 2016 Brytyjczycy skazali UE na pierwszą w historii amputację. Priorytetem Brukseli i Berlina stało się, aby brexit nie był początkiem końca UE. Juncker: „Merkel wzięła na siebie odpowiedzialność za przetrwanie Unii".

Następczyni Camerona, Theresa May, chciała nadal szukać w Berlinie klina, którym można by podciąć UE. Jednak bez powodzenia. Przez cały okres trwania negocjacji brexitowych Merkel pozostała wierna europejskiemu zespołowi pod przewodnictwem Michela Barniera, chociaż odczuwała silne naciski ze strony niemieckiego przemysłu, by przyjąć niektóre z żądań Londynu.

Z Rosją należy rozmawiać i już

Kolejne wyzwanie dla spójności Unii nadeszło ze wschodu, obszarów teoretycznie dobrze znanym kanclerz, jak Moskwa. „Merkel nie jest prorosyjska, ale nie może też być antyrosyjska" – wyjaśnia Solana, który pamięta, jak wielokrotnie dyskutował z kanclerz o rosyjskim i irańskim kryzysie. „Wierzy w możliwość porozumienia, zadowalającego dla obydwu stron", mówi Hiszpan. Solana przypomina, że do największych tarć z Moskwą doszło w sprawie Ukrainy. „W 2004 r. zostały dobrze rozwiązane, ale w 2014 już nie".

Władimir Putin rozpoczął wojnę hybrydową, która zdestabilizowała Ukrainę w momencie, kiedy kraj zbliżał się do UE i NATO. Konflikt doprowadził do anektowania Krymu przez Rosjan – pierwszej terytorialnej okupacji w Europie od czasów drugiej wojny światowej. Równowaga między Merkel i Putinem zaczynała wkraczać na niespokojne wody.

Raz jeszcze kanclerz postawiła na pierwszym miejscu jedność UE i poparła sankcje na Rosję, które od tamtego czasu były już kilkakrotnie wznawiane. Mimo to Merkel uważała, by nie zerwać swoich relacji z Kremlem. Dalej co roku wysyła Putinowi w prezencie kilka skrzynek piwa (Radeberger), a w ramach rewanżu dostaje rosyjskiego wędzonego jesiotra. I pomimo europejskiej i amerykańskiej krytyki, Berlin kontynuował budowę drugiego bałtyckiego gazociągu (Nord Stream 2), aby zapewnić dostawę gazu do Niemiec z Rosji bez konieczności tranzytu przez m.in. Ukrainę.

Ostatnimi czasy napięcie w stosunkach z Rosją wzrosło. Niedawno w parlamencie Merkel „skandalicznym" nazwała fakt, że rosyjski szpieg stał za atakiem hakerskim na Bundestag w 2015 r. Kanclerz zapewniła, że „każdego dnia pracuje nad lepszymi relacjami z Rosją", ale przyznała, że działania Kremla „nie ułatwiają tego".

Jej relacje z państwami Europy wschodniej są naznaczone życiowymi doświadczeniami, nietypowymi dla zachodniego polityka. Merkel przybyła do UE dość późno, po upadku muru berlińskiego. Urodziła się w Hamburgu, ale dorastała w NRD, ponieważ jej ojciec, protestancki pastor, wyjechał tam w ramach misji ewangelizacyjnej. Dzięki temu nauczyła się rosyjskiego i studiowała nauki ścisłe na NRD-owskim uniwersytecie. Pierwszych 35 lat swojego życia spędziła za żelazną kurtyną. Pochodziła z innego świata.

To dlatego kiedy Merkel jedzie do Bułgarii, zna dworce kolejowe i dzielnice, albo wie, gdzie w górach można spotkać niedźwiedzie. I to właśnie dlatego Merkel nigdy nie zakwestionowałaby europejskiej przynależności takich państw jak Węgry, ponieważ to jest właśnie Europa, którą znała do 1989 roku. Również dlatego, że widzi UE jako siłę zdolną rozwiązywać konflikty. Berlin był zawsze bardzo przychylny powiększaniu Unii i czuł, że Europa staje się dzięki temu kompletna. Niemniej jednak kryzys uchodźczy stworzył szeroką przepaść między Berlinem a Europą Wschodnią, którą Merkel trudno będzie zasypać.

Jej nietypowy profil sprawia, że męski klub z Europy Zachodniej nie przyjął jej jeszcze do swojego grona. W berlińskiej kawiarni były komisarz Günter Verhuegen wyjaśnia: „Dla osób, które przeżyły okres powojenny, na przykład takich jak Kohl, stosunki z Francją są warunkiem sine qua non, są zakorzenione głęboko w historii, nas, którzy wiemy, czym jest państwo wyniszczone wojną, jest to niezwykle emocjonalne. Ona jest młodsza i pochodzi z Niemiec wschodnich. Nie ma tego emocjonalnego doświadczenia z Unią Europejską. Ma niezwykle techniczną wizję UE".

Solana pracował z nią wielokrotnie i został wyznaczony do wygłoszenia laudacji, kiedy Merkel otrzymała doktorat honoris causa w Lipsku w 2008 r., a potem miał również okazję gościć u jej rodziny. Nie ma wątpliwości: „Kanclerz wierzy w UE i martwi się o dobrobyt społeczny, jest klasyczną przedstawicielką chadecji w dawnym stylu. Jest bardziej socjalna od niektórych socjaldemokratów. We wszystkim jest bardzo ascetyczna. W życiu i w słowach. Chce działać dla społeczeństwa". W czasie jej czterech kadencji Niemcy uzawodowiły wojsko, zatwierdziły dochód minimalny i zadekretowały zamknięcie elektrowni jądrowych, nie mówiąc już o wpuszczeniu ponad miliona uchodźców.

Juncker, który poznał ją już w 1990 r.: „Oczywiście, że biografia przywódcy jest ważna i to że, pochodziła z NRD oraz nie miała doświadczenia w zachodniej polityce – ale za to bardzo szybko się wszystkiego nauczyła".

Prawda jest taka, że UE, którą pozostawi po sobie Merkel, przypomina trochę tę, którą widziała młoda naukowiec, wtedy minister środowiska w rządzie Kohla: jest na etapie tuż przed dużymi zmianami. Merkel otwarcie mówi, że obawia się, że wartości i konsensus, które przez dekady były mozolnie budowane w Europie, zostaną zburzone przez populistyczną i nacjonalistyczną ofensywę.

Jak powiedziała dwa lata temu podczas wystąpienia na Harvardzie: „Demokracja nie jest już czymś, co możemy przyjmować za pewnik, podobnie jak pokój czy dobrobyt".

tłum. Anna Wójcicka

Tekst opublikowany 20 września 2021 r.

Nasza Europa

Projekt WYBIERZMY NASZĄ EUROPĘ współfinansowany jest przez Unię Europejską w ramach programu dotacji Parlamentu Europejskiego w dziedzinie komunikacji.

PE nie uczestniczył w przygotowaniu materiałów; podane informacje nie są dla niego wiążące i nie ponosi on żadnej odpowiedzialności za informacje i stanowiska wyrażone w ramach projektu, za które zgodnie z mającymi zastosowanie przepisami odpowiedzialni są wyłącznie autorzy, osoby udzielające wywiadów, wydawcy lub nadawcy programu. Parlament Europejski nie może być również pociągany do odpowiedzialności za pośrednie lub bezpośrednie szkody mogące wynikać z realizacji projektu.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Marcin Ręczmin poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Kanclerz Merkel ma doktorat z chemii kwantowej, jak ciemniak prezesem zwany, bàdz inny prawnik może z takim politykiem konkurować?

    To jest właśnie polski problem.
    Wydawało mi się, że kanclerz Merkel ma doktorat z fizyki... ale nadal to zupełnie inna klasa niż nasi politycy
    już oceniałe(a)ś
    13
    1
    @calvados
    Bardzo ją szanuję i lubię. Dzień, w którym odejdzie od polityki, będzie bardzo złym dniem dla Polaków.
    już oceniałe(a)ś
    18
    1
    @calvados
    Kanclerz Niemiec ma doktorat z fizyki.
    Jej mąż z chemii kwantowej.
    już oceniałe(a)ś
    10
    0
    @QuQu
    Nie, ona jest fizykiem z doktoratem z chemii fizycznej i statystycznej. Posadę otrzymała na chemii teoretycznej pod kierownictwem Ulbrichta zanim została referentem kulturalnym do spraw propagandy rządu Honeckera.
    już oceniałe(a)ś
    3
    8
    @QuQu
    Merkel ma doktorat z chemii kwantowej, natomiast faktycznie studiowala wczesniej fizyke i z fizyki ma magisterium
    już oceniałe(a)ś
    3
    2
    @Czesio_
    Oczywiście,nikt już nie będzie miał tyle zrozumienia i cierpliwości.
    już oceniałe(a)ś
    3
    1
    @Marilla
    Kompletne bzdury...
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    @calvados
    Angela Merkel ma doktorat z chemii fizycznej - dziedziny, która analizuje zjawiska w układach chemicznych na poziomie makroskopowym, atomowym, subatomowym i międzycząsteczkowym.
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    @calvados
    Żadne doktoraty nie powstrzymały jej przed budową Nord Stream 2.
    już oceniałe(a)ś
    1
    1
    Przywódca wielkiego wymiaru. Będzie jej brakowało w obecnie trudnym świecie.
    Chcielibyśmy takiego dobrobytu i rządzących jaki mają cały czas Niemcy.
    @la_verdad_duele
    Wprost bzdurą jest to, że będzie jej brakowało! Prawdą jest, że Niemcy nie mogą już doczekać się jej odejścia. Dowodem tego jest choćby spadek notowań CDU do poziomu 20 proc., to jest ok. 15 proc. mniej niż w 2005r. gdy wygrała wybory po raz pierwszy. Jeśli nowy rząd nie skoryguje jej wyniszczającej polityki, to Niemcy za nie więcej niż dziesięć lat znajdą się na skraju gospodarczego rozpadu, nie nazywając tego po imieniu – katastrofy. Prawdą jest również fakt, że bardziej jeszcze niż CDU/CSU przyczynią się do tego partie Zielonych i Lewicy. Czasami wydaje mi się (a mieszkam tu od 45lat), że Niemcy jako naród stracili kontakt z rzeczywistością. A błędem UE jest to, że kroczyli za Merkel bez krytycznej oceny i analizy. To tak w absolutnym skrócie!
    już oceniałe(a)ś
    5
    5
    @la_verdad_duele
    Niemcy nie dzięki Merkel się wzbogacili, to się stało dużo wcześniej.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    @la_verdad_duele
    Nie tak wielkiego. Uzależnienie od Rosji to jej spuścizna. Zwłaszcza w czasie gdy Rosja mordowała czeczenów i najeżdżała wszystkie okoliczne kraje
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Jako praktykujący katolik byłem głęboko zasmucony, że córka pastora przyjęła milion uchodźców, pomimo ogromnych kosztów gospodarczych i politycznych, a matka katolickiego księdza ani jednego afrykańskiego dziecka z obawy o zrażenie się pasożytami.
    @krakowiak
    Proponuję zmienić kościół. Kościół Katolicki, żeby nie obrażać, delikatnie zasugerują, że w mowie i czynach trzyma stronę piekła.
    już oceniałe(a)ś
    9
    1
    @krakowiak
    on już nie jest księdzem
    już oceniałe(a)ś
    6
    0
    @krakowiak
    Największe były i są koszty społeczne. Ale to nie Merkel je ponosi.
    już oceniałe(a)ś
    3
    2
    @krakowiak
    Tak, przyjęła i później bardzo tego żałowała. Niemcy do dziś odczuwają skutki tej decyzji.
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    Moze Pani Merkel powinna zostac jeszcze jedna kadencje?
    Dla dobra wspolnej Europy!
    @clintan
    głupi pomysł.
    Starczy
    już oceniałe(a)ś
    4
    11
    @clintan
    Nigdy mojego glosu nie dostala, ale of 2015 szanuje jej polityczny dorobek. Super kobieta. Sama zadecydowala, kiedy jest dosc i za to nalezy jej sie szacunek. Nie tak jak Kohl, ktory myslal, ze bedzie na wieki. A CDU/CSU niech odejdzie na jakis czas w niepamiec. Oni na nia nie zasluzyli.
    już oceniałe(a)ś
    2
    3
    @clintan
    Żeby dalej niszczyła Europę?
    już oceniałe(a)ś
    2
    5
    Ehhhh, chciałoby się mieć przywódcę takiego formatu,
    @zwinka1
    O każdym można coś takiego napisać. O Putinie też.
    Może lepiej: ech, chciałoby się mieć takich dziennikarzy.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    UE po Merkel już nie będzie taka sama będzie jej brakować.
    już oceniałe(a)ś
    40
    5
    Czy jest wśród komentujących ktoś systematycznie konsumujący niemieckie media? Ja czytuję rzadko FAZ i Süddeutsche (czyli tytuły o różnych profilach), tam i w austriackiej prasie we wszystkich podsumowaniach pojawiają się opinie, że rząd Merkel nie radził sobie z koronawirusem. A z tego artykułu wynika, że radził sobie wzorowo, jakby to był jej ostatni wielki sukces... (Chyba zresztą przeoczono tu fakt, że i w tej kwestii polityka niemiecka była dość zdecentralizowana... Osobiście bardzo dobrze zniosłam rok pandemii w Bawarii). A tak ogólnie: W tym stuleciu żaden inny polityk nie zasługuje na tyle szacunku co Merkel. Ta pracowitość. I upraszczające jest przypisywanie jej winy za siłę AfD (jak twierdzą głosy z każdej frakcji).
    @Tnnengebirge
    Rząd Merkel radził sobie wzorowo z pandemią.
    Niemcy lubią sobie ponarzekać na najwyższym poziomie.
    już oceniałe(a)ś
    8
    1
    @Tnnengebirge
    Niemcy świetnie sobie poradziły z pandemią, mimo decentralizacji władzy.
    już oceniałe(a)ś
    4
    1
    Podziękowania za cierpliwość do naszego kraju.
    już oceniałe(a)ś
    30
    3