
- Większość spraw smogowych w Polsce udawało się rozstrzygać na gruncie krajowym, więc nie musieliśmy ich kierować do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Taka była np. sprawa Oliwiera Palarza, prowadzona przez Fundację Frank Bold, który kilka dni temu ostatecznie wygrał w Sądzie Najwyższym odszkodowanie za to, że zanieczyszczenie powietrza w Rybniku ogranicza jego prawa i swobody obywatelskie - mówi "Wyborczej" Anna Dworakowska z Krakowskiego Alarmu Smogowego.
W 2015 r. Palarz wniósł do sądu pozew wobec Skarbu Państwa, a konkretnie ministrów środowiska oraz energii o 50 tys. zł zadośćuczynienia za naruszenie swoich dóbr osobistych z powodu smogu. Argumentował, że jesienią i zimą nie może wietrzyć domu i musi korzysta z oczyszczacza powietrza, który pracuje praktycznie bez przerw, co kosztuje.
I nie może wychodzić z domu na spacery z rodziną ani uprawiać sportu.
W 2018 r. Sąd Rejonowy w Rybniku oddalił powództwo. Wtedy do postępowania dołączył Rzecznik Praw Obywatelskich. Wtedy był nim Adam Bodnar, obecny minister sprawiedliwości. Powoływał się m.in. na europejskie dyrektywy, które zapewniają obywatelom i obywatelkom UE prawo do korzystania z nieskażonego środowiska. Sąd Okręgowy uwzględnił apelację i zmienił wyrok sądu rejonowego, zmniejszając jednak kwotę do 30 tys. zł.
Do akcji jednak wkroczył prokurator generalny, Zbigniew Ziobro i skorzystał z tzw. skargi nadzwyczajnej. Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN oddaliła tę jego skargę.
To zamyka sześcioletnią epopeję w walce o czyste powietrze w Rybniku.
Dworakowska: - Natomiast na poziomie europejskim ciągle sprawą otwartą jest skarga Komisji Europejskiej na Polskę. Przegraliśmy tę sprawę, bo nie wdrożyliśmy dyrektywy powietrznej, stężenia pyłu zawieszonego były przez wiele lat za wysokie i znacząco przekraczały to, na co pozwala prawo. Ale ponieważ Polska podjęła pewne działania i jakość powietrza zaczęła się poprawiać, Komisja nie złożyła jeszcze wniosku o nałożenie na nasz kraj kary finansowej.
Aktywistka Krakowskiego Alarmu Smogowego uważa, że poprawa jakości powietrza w tym mieście to absolutny sukces jego mieszkańców.
Na pytania "Wyborczej" Katarzyna Misiewicz z biura prasowego urzędu miasta odpowiada, że w Krakowie zainstalowanych jest wciąż około 100 grzewczych opalanych paliwami stałymi. Mowa jest o około 80 budynkach, co stanowi 0,14 proc. wszystkich budynków mieszkalnych.
UMK jednocześnie przypomina, że kiedy zaczynała się walka ze smogiem, w mieście dymiło nawet 45 tys. palenisk i kotłowni.
"Budynki te znajdują się na obszarze prawie wszystkich dzielnic Krakowa z wyjątkiem dzielnic I (Stare Miasto) oraz V (Krowodrza) i głównie są to domy jednorodzinne. Wymienione różne sytuacje (m.in. społeczne, techniczne, prawne) będące barierami przy wymianie źródła ciepła, często przeplatają się dla jednej nieruchomości" - napisała nam Misiewicz. I przypomina, że obecna uchwała antysmogowa nie zabrania posiadania instalacji, ale jej eksploatacji. W Krakowie wielu ludzi ma np. wciąż kominki, ale nie pali w nich już drewnem.
Urząd miasta w Krakowie deklaruje też, że wspomnianą setkę pieców ma na radarze. "W ramach przestrzegania zakazu stosowania paliw stałych od stycznia do końca września 2024 roku przeprowadzono 587 kontroli. Efekty to 5 mandatów na kwotę 700 zł, 1 pouczenie, 2 sporządzone notatki pod wniosek do sądu" - podlicza Misiewicz.
Dworakowska: - Kiedy zaczynaliśmy działać [jako Krakowski Alarm Smogowy - red.] w mieście dymiło jeszcze około 30 tys. kopciuchów. Potem w 2012 r. nastąpił zryw mieszkańców i mieszkanek. Ludzie wyszli na ulicę domagając się prawa do oddychania czystym powietrzem. Dzięki społecznej presji przyjęto zakaz ogrzewania węglem i drewnem w domach położonych na terenie miasta. Gdyby nie to, pewnie dalej kisilibyśmy się w smogu.
Dziesięć lat temu mieliśmy około 120-130 dni z wysokim stężeniem pyłów w powietrzu rocznie. Obecnie to około 20 dni, w zależności od stacji pomiarowej.
W 2023 r. pierwszy raz mieliśmy normy stężenia dla pyłów spełnione na wszystkich stacjach. Tego sukcesu by nie było bez uchwały antysmogowej i bez zakazu palenia węglem i drewnem w Krakowie. Ale udało się także dzięki dopłatom do wymiany pieców węglowych - uruchomiono programy osłonowe dla osób o niższych dochodach. To wszystko zadziałało - uważa dziś aktywistka.
Przypomnijmy, że w 2023 r. Polski Alarm Smogowy (organizacja parasolowa, która powstała z połączenia alarmów: Krakowskiego, Dolnośląskiego i Podhalańskiego) została nominowana do nagrody Earthshot Prize Awards ustanowionej przez brytyjskiego księcia Williama.
Dworakowska: - Jako mieszkańcy mogliśmy apelować, wychodzić na ulice i domagać się zmiany, pokazywać rozwiązania i że się da. Władze Krakowa wdrożyły skutecznie różne narzędzia do walki ze smogiem: dopłaty do wymiany ogrzewania, dopłaty do rachunków za ogrzewanie dla osób uboższych, itp.
Polskę w zakresie jakości powietrza w najbliższych latach czekają kolejne wyzwania. - Nowe normy jakości powietrza w Unii Europejskiej zaczną obowiązywać w 2030 r. Jeśli nie będziemy dalej pracować w kraju nad wymianą "kopciuchów", czyli tych najbardziej kopcących pieców i kotłów na węgiel i drewno, jeśli nie będziemy wdrażać rozwiązań, których celem jest poprawa jakości powietrza, to będziemy mieli problem z dotrzymaniem tych norm. Przez lata goniliśmy Europę i nam się udało, ale teraz poprzeczka zawiśnie jeszcze wyżej - wskazuje aktywistka.
Zmiana prawa, za którą opowiedzieli się europejscy prawodawcy oznacza m.in. obniżenie dopuszczalnych wartości zanieczyszczeń:
Co może zrobić Kraków i inne duże miasta?
Dworakowska: - Lekcja do odrobienia jest w transporcie. Jednym z narzędzi są strefy czystego transportu, które ograniczają ruch tych aut, które emitują najwięcej zanieczyszczeń, głównie pyłów i dwutlenku azotu. Chodzi tu przede wszystkim o starsze samochody z silnikiem diesla. Ale oprócz ograniczania ruchu samochodów, które najbardziej zanieczyszczają, trzeba rozbudowywać transport publiczny.
Dla dużych metropolii, w których walkę ze smogiem na władzach wymusiło społeczeństwo obywatelskie, problemem są niestety zanieczyszczenia płynące z gmin ościennych, czyli z tzw. obwarzanka i szerzej, regionu.
Dworakowska: - Smog nie zna granic gmin ani powiatów. Żeby go zatrzymać, musimy wdrożyć uchwałę antysmogową na poziomie województwa małopolskiego. A to niestety idzie opornie. W Małopolsce wciąż są dziesiątki tysięcy nielegalnie dymiących kopciuchów, a ich kontrole robione są po łebkach. A w skali kraju mówimy nawet o 2,5 mln kopciuchów.
Co jeszcze pomogło w walce ze smogiem w Krakowie? Zanieczyszczeń powietrza nie dało się zamieść pod dywan i zaczęło to ciążyć na mieście marketingowo.
- Kraków odwiedzają miliony turystów rocznie. Jesteśmy miastem rozpoznawalnym i jako takie nie mogliśmy sobie pozwolić na wpadki wizerunkowe. Dlatego nam, krakowskim działaczom było łatwiej zdobyć uwagę mediów niż, np. w jakimś małym mieście w innej części Polski. Kiedy zaczynaliśmy walczyć o czyste powietrze Kraków został okrzyknięty smogową stolicą Europy. Podchwyciły to media głównego nurtu na całym świecie, dzwonili do nas dziennikarze z USA, Wielkiej Brytanii, innych państw UE, a nawet z Chin czy np. Al Jazeera. Smog w Krakowie stał się międzynarodową historią - przypomina Dworakowska.
Aktywistka KAS-u zaznacza jednak, że poza Krakowem są inne, mniejsze miasta, które dobrze sobie radzą z likwidacją kopciuchów. - Takim miastem na pewno jest Rybnik, gdzie również działa alarm smogowy. I tam widzimy ogromną poprawę jakości powietrza. Prezydent Rybnika był także tym politykiem, który zaangażował się w walkę ze smogiem, stał się praktycznie twarzą kampanii, a urzędnicy pomagają mieszkańcom w dostosowaniu się do przepisów antysmogowych.
Emil Nagalewski z Rybnickiego Alarmu Smogowego przesłał nam dane, które pokazują, jak to miasto na przestrzeni lat walczy z zanieczyszczeniami powietrza.
Na pierwszy ogień wziął stężenie benzo(a)pirenu - w ujęciu średniej rocznej - a za punkt wyjścia rok 2017 - przyjęcie uchwały antysmogowej dla woj. śląskiego.
- Poziom docelowy tej rakotwórczej substancji określony jako stężenie średnio roczne to 1 ng/m3 - wskazuje Nagalewski.
W Rybniku spada także liczba tzw. dni smogowych (liczba dni w roku z przekroczeniem średniej dobowej dla pyłu zawieszonego PM10) oraz średnie roczne stężenia pyłu zawieszonego PM10.
Rybnik jest także symboliczny, bo historycznie Śląsk kojarzy się wielu Polkom i Polakom z wydobyciem węgla. I wciąż w rejonie tego miasta wydobywa się to czarne paliwo.
Ale Rybniczanie wyrastają na liderów w rankingu miast, które hurtowo składają wnioski w programie Czyste Powietrze na wymianę pieców.
Jak wylicza Nagalewski, od września 2018 do września 2024, łącznie było to 7125 wniosków, a liczba już zrealizowanych przedsięwzięć wynosi 5326, na łączną kwotę ponad 65,3 mln zł.
Ale pod koniec ubiegłego roku program "Czyste Powietrze", chwalony przez aktywistów antysmogowych został nagle zawieszony, co wywołało oburzenie samorządowców i gromy skierowane pod adresem rządu oraz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska.
Po tej krytyce, na koniec stycznia 2025 r. NFOŚiGW ogłosił, że na konta funduszy wojewódzkich spłynie kolejna transza środków – łącznie 800 mln zł na realizację wypłat z "Czystego Powietrza". NFOŚiGW Narodowy w tym roku planuje przeznaczyć około 8 mld zł na dopłaty do termomodernizacji domów i wymiany kopciuchów. Łącznie Fundusz pozyskał ponad 21 mld zł na program: 13,9 mld zł z Krajowego Planu Odbudowy (KPO) oraz 7,6 mld zł z Funduszy Europejskich na Infrastrukturę, Klimat, Środowisko (FEnIKS).
Rybnik był pierwszym miastem, które utworzyło punkt konsultacyjno-informacyjny programu "Czyste Powietrze" - już w 2019 r.
Oprócz marchewki do akcji wkroczył także kij. W Rybniku często dochodzi do kontroli straży miejskiej.
Jak podaje Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków (baza niedoskonała, ale lepszej nie ma - zaznacza Naglewski) liczba kopciuchów w Rybniku to około 1,75 tys., czyli nieco ponad 9 proc. wszystkich budynków w mieście.
Naglewski: - Nikt dokładnie nie wie ile kopciuchów było przed wejściem w życie uchwały antysmogowej, bo nikt nie prowadził dokładnych wyliczeń, natomiast mówi się o kilkunastu tysiącach.
Na początku tego roku mieszkańcy Rybnika zostali poproszeni o wzięcie udziału w projekcie badawczym. Naukowcy będą porównywać wyniki analiz krwi, moczu i ankiet rybniczan z mieszkańcami miejscowości we Włoszech oraz Belgii. W projekcie ma wziąć udział 1,3 tys. rybniczan, w tym dzieci, dorośli i seniorzy (więcej w linku poniżej).
Ale nie wszyscy włodarze miast na Śląsku mają do smogu podejście, takie jak ekipa z Rybnika. Na początku stycznia tego roku Dariusz Wojtowicz, prezydent Mysłowic napisał na Facebooku: "To fakt, paniki narobili z tym smogiem he he. Całe życie to była mgła, dziś to już smog, który dusi i zabija".
W Bułgarii Za Zemiata (Dla Ziemi), jedna z największych organizacji ekologicznych w tym kraju, oskarżyła rząd i władze lokalne o ukrywanie prawdziwego obrazu zanieczyszczenia powietrza w dużych miastach. Niezależne dochodzenie bułgarskiego portalu Mediapool wykazało, że oficjalne stacje pomiarowe monitorujące czystość powietrza w trzech największych miastach kraju - Sofii, Płowdiwie i Warnie - również znajdują się poza ich centralnymi obszarami.
"Rządowe czujniki zostały usunięte z centralnych części tych miast po 2010 r., kiedy Komisja Europejska wszczęła dwa postępowania karne za naruszenie unijnych przepisów dotyczących czystego powietrza. Oficjalnym powodem relokacji były miejskie projekty infrastrukturalne, ale w 2022 r. ówczesny minister ekologii Borislav Sandov przyznał w parlamencie, że Bułgaria musiała przenieść czujniki mierzące zanieczyszczenie powietrza, aby uniknąć grzywien ze strony KE" - pisze Mediapool.bg.
Także burmistrz Sofii, Vasil Terziev przyznał, że system stacji pomiarowych, który ma monitorować jakość powietrza w 22 miejscach w stolicy, jest bezużyteczny i niedokładny.
Terziev dodał, że odchylenia między danymi z czujników zainstalowanych przez gminę a państwowymi stacjami pomiaru zanieczyszczeń są nawet 12-krotne.
W Polsce, np. na Podhalu lokalne władze posuwały się do podobnych wybiegów:
Dimitar Ploshtakov, działacz społeczny i prawnik z Płowdiwu, złożył pozew przeciwko państwu o odszkodowanie w wysokości 5 tys. euro za szkody spowodowane zanieczyszczeniem powietrza.
- Byłem świadkiem manipulacji danymi, która sama w sobie jest przestępstwem zgodnie z bułgarskim kodeksem karnym, popełnionym na najwyższym szczeblu w administracji. Nie mam nadziei na odpowiednią reakcję na szczeblu krajowym. Moje nadzieje wiążą się głównie z reakcją instytucji europejskich - powiedział Ploshtakov.
Sprawa Bułgarii zawisła w sądzie na szczeblu europejskim, ale jak na razie kraj ten nie został ukarany wysokimi grzywnami, nawet 650 tys. euro dziennie - przypominają reporterzy Mediapool.
Władze w stołecznej Sofii ogłosiły niedawno, że zakazują najbardziej zanieczyszczającym samochodom wjazdu do centrum.
Zakaz obowiązuje od 1 grudnia do końca lutego, kiedy powietrze jest najbrudniejsze. Dotyczy wszystkich samochodów z normą ekologiczną do Euro 2, a więc 140 tys. samochodów.
Tylko z powodu wpływu jednego z zanieczyszczeń - cząstek pyłu o wielkości 2,5 mikrona - liczba przedwczesnych zgonów w Bułgarii w 2020 r. wynosiła ponad 10 tys. osób rocznie (dane Światowej Organizacji Zdrowia i Europejskiej Agencji Środowiska). "Oznacza to, że co dziesiąty Bułgar umiera z przyczyn związanych z czystością powietrza" - kwituje Mediapool.
Bułgarski resort środowiska i wody całkowicie odrzuca oskarżenia o ukrywanie zanieczyszczenia powietrza, twierdząc, że wszystkie urządzenia do pomiaru jakości powietrza są zgodne z przepisami europejskimi i bułgarskimi.
***
Źródła: Krassen Nikolov, Mediapool.bg
Tekst powstał w ramach projektu PULSE, europejskiej inicjatywy wspierającej międzynarodową współpracę dziennikarską.
Artykuł udostępniany jest na licencji Creative Commons BY-NC-SA 4.0, która obejmuje tylko cele niekomercyjne oraz nie uprawnia do tworzenia utworów zależnych. Ponowna publikacja wymaga zamieszczenia nazwisk autorów i informacji na temat projektu z bezpośrednim aktywnym linkiem do strony artykułu.
red. Margit Kossobudzka
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Nikt się nie zająknie, że na jezdniach zalega syf, który jest ciągle wzbijany w powietrze przez koła samochodów.
Zamiatanie jezdni raz do roku lub rzadziej jest powodem pogarszającej się jakości powietrza. To co wydobywa się z kominów, ruch wydechowych i klocków samochodowych zalega na ulicach i wprowadzenie 100% bez emisyjnych pojazdów nie pomorze jeśli sprzątać ulic się nie będzie.