42-letni Joseph Atuma od dwunastego roku życia jest rybakiem na jeziorze Baringo w Kenii. Podczas połowów nigdy nie miał problemów z dzikimi zwierzętami, choć raz lub dwa doszło do bliższego spotkania z krokodylami czy hipopotamami.
Wszystko zmieniło się pewnego wrześniowego wieczora w 2018 roku, kiedy z przybrzeżnych zarośli ruszył na niego wielki samiec. Hipopotam chwycił paszczą czółno Atumy, krusząc drewno potężnymi szczękami i zatopił zęby w nodze rybaka, odrywając mięśnie od kości.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
No ale za to jak to się klina: "krokodyle jedzą ludzi bo globalne ocieplenie" ;-) A mówiąc poważnie: zidiocenie świata (tzw. zachodniego) sięgnęło zenitu...
Nie należy tego bagatelizować. Przypomnę przypadek Czerwonego Kapturka i wilka.
"Po pierwsze, jezioro rozlało się, zwiększając powierzchnię i niszcząc ludzkie osady. Dziś rybak Atuma cumuje łódź tam, gdzie kiedyś znajdował się lokalny kościół. Zostały po nim jedynie fundamenty. Jak podaje BBC, gdzieniegdzie woda pokryła asfaltowe drogi, szkoły, a nawet zalała szpitale.
Po drugie, zaczęły eskalować konflikty ludzi z dzikimi zwierzętami. – Poziom wody jest już dość wysoki. Zwierzęta żyjące w jeziorze podpływają do brzegów. Niektóre z nich chcą wchodzić tam, gdzie woda jest płytka, więc zbliżają się do ludzi. Przez to ma się mniejsze pole manewru, nawet gdy jesteś prawie na lądzie. Atakują, zanim uciekniesz, i nie ma możliwości ucieczki – wyjaśnia Atuma. Zdaniem mieszkańców populacje hipopotamów i krokodyli zwiększyły się przez rozrost jeziora."
i to jest kluczowe zdanie z tego całego gniota....
w ciągu 60 lat prawdopodobieństwo spotkania mieszkańca Afryki przez krokodyla, hipcia itd wielokrotnie wzrosło - słownie: Afrykanów jest SZEŚĆ razy więcej niż w 1960!!!!
i to też jest wina globalnego ocieplenia?