Na łamach "Wyborczej" prowadzimy akcję społeczną "Jak jeździsz Polsko". Chcemy, żeby polskie drogi stały się bezpieczne dla wszystkich użytkowników. Czytelnicy aktywnie w niej uczestniczą.
Prawo jazdy uzyskałam 30 lat temu w Wiedniu. Jak wyglądał kurs? Po 1-2 godzinach na placu, wyjazd na miasto, ale za każdym razem na inną trasę. Obowiązkowa jazda poza miastem, po zmroku i autostradą.
Jak wyglądał egzamin? Troje kursantów wsiadło do samochodu z egzaminatorem, który prowadził, i pojechało w stronę centrum. Zmienialiśmy się za kierownicą – wszyscy zdawali po kolei, ten kto zdał lub oblał, ustępował miejsca kolejnemu w kolejce. Oczywiście do zaliczenia były wszystkie elementy, z parkowaniem równoległym i prostopadłym włącznie. Nie wiadomo było w którym miejscu zasiądzie się się za kierownicą, a Wiedeń jest trudnym miastem. Zwłaszcza centrum z wąskimi, jednokierunkowymi ulicami, niełatwo jeździło się też po obwodnicy Gürtel okalającej centrum. Parkowanie – koszmar już wtedy.
Jak to wygląda w Warszawie? Mieszkam na Bemowie, skręcam do domu przy WORD Bemowo. Na odcinku 1 km od świateł przy ośrodku egzaminacyjnym do domu, spotykam kilka "elek" , od dwóch (dobrze) do ośmiu. Kilka osiedlowych uliczek (Sosnowiecka, Korfantego, Ligonia, Stellera itp.) służy do wyszkolenia przyszłych kierowców. Uczą się zawracać wjeżdżając na prywatne posesje, ponieważ nie trafiają w bramy. Włączenie się do ruchu z ul. Piastów Śląskich w stronę centrum (tu jest ośrodek WORD) to bankowo trzy - cztery L-ki (czasem sześć), z których połowa (lub mniej) nie przejeżdża przez jedną zmianę świateł. Ale próbują z dwóch pasów, więc inne samochody są blokowane.
Z czego to wynika? Ano egzamin zaczyna się od wyjazdu z WORD w prawo, w Piastów Śląskich i przez wszystkie wymienione uliczki. Trasa znana wszystkim, i do bólu ćwiczona podczas kursu – patrz wyżej. Jeśli kursant tu nie obleje, to wyjeżdża na bliskie Bielany. Trasa też znana wszystkim. Wiem, ponieważ dwa lata temu dorabiałam nową kategorię prawa jazdy. U siebie, na Bemowie.
Efekty? Patrz – statystyki na drodze.
Dopóki egzamin będzie tak wyglądał, dopóty świeżo upieczeni kierowcy nie będą potrafili jeździć.
Magdalena Karska-Podwójcic
Kary pieniężne niby działają, kary osadzenia za jazdę na podwójnym gazie za małe, i niezbyt częste. Prawo słabo egzekwowane to kpina, i recydywiści hulają jak chcą a politycy (Macierewicz) to jeszcze inna historia.
A przecież firmy ubezpieczeniowe mają możliwość utemperowania przestępców drogowych, po prostu policja przekazuje info do firmy, firma jak te w USA ustawiają opłaty za ubezpieczenie. Info o mandatach i przekroczeniach docierają do ubezpieczyciela w 24 godziny, a ubezpieczenie skacze o odpowiednią kwotę zależnie od przewinienia.
Oczywiście za najbardziej drastyczne pogwałcenia kodeksu odbiera się prawo jazdy. Ale to wymaga odwagi legislatury, której członkowie nie stronią od alkoholu i brawury na drodze.
Czytelnik
Nigdy nie czułem się na polskich drogach tak zagrożony
Chciałem nawiązać do listu pana Marcina Piekarczyka. Jeżdżę od lat 80., może nie 100 km rocznie, ale jeżdżę. Jeszcze nigdy nie czułem się na polskich drogach tak zagrożony. W miniony weekend przejechałem czterokrotnie „7" do Płońska. Wiadomo jakie tam są prowizorki z powodu ciągnących się latami robót na tej trasie. W większości jest tam ograniczenie do 50/60 i słusznie, ponieważ droga jest koszmarnie wąska, kręta, z dołu do góry i z powrotem, słowem rollercoaster. I co?
Nasi domorośli rajdowcy jadą tam 100/h. Bez krzty wyobraźni, mijają innych o dosłownie 15/20 cm. Czułem się jak na jakimś rajdzie. Sama jezdnia ograniczona betonowymi barierkami ustawionymi wprost na linii, które nie pozwalają na najmniejszy błąd. Co trzeci kierowca jedzie tam jak po autostradzie i ma w nosie jadących przepisowo frajerów, wiadomo, mistrz kierownicy.
Zresztą podobnie jest na trasach szybkiego ruchu. Na S2 w Warszawie od Wilanowa w stronę 17tki jest ograniczenie do 100/h. Podobno dlatego, że trasa prowadzi tam przez tereny leśne, chronione i mniejsza prędkość ma redukować hałas. Dwa samochody na 10 jadą zgodnie z tym znakiem, reszta zasuwa, i nie 120, ale 140/ 150! Kiedyś czasem widziałem na tej trasie patrole speedów, nic to, co prawda, nie dawało, ale widywałem. Teraz od roku ani jednego tam nie widziałem! Mam wrażenie, że obok mnie jadą szaleńcy. Przy nich jazda 110 to prędkość żółwia. Bez względu na którym pasie jesteś, śmierć w oczach.
Jeśli chodzi o znaki drogowe, podzielam zdanie pana Marcina. Ze znakami ograniczającymi prędkość jest moim zdaniem taki problem, że tak naprawdę są dwa powody ich ustawiania. Jeden, naturalny, który kiedyś, kiedyś był jedynym powodem: to ostrzeżenie przed trudnością na drodze, ostrym zakrętem itp., służył realnej informacji, by kierowca nie wyleciał z trasy, nie wpadł na istniejącą, podkreślam, istniejącą przeszkodę. Nikt zdrowy na umyśle nie jedzie w Alpach, czy Norwegii górską serpentyną 60, kiedy znak mówi mu 40. Ale teraz znaki stawiane są uznaniowo, często nie wiadomo dlaczego. Na prostej drodze Wilanów-Konstancin są dwa pasy w każdym kierunku i ograniczenie do 60. Nikt tego nie rozumie. I wszyscy jadą 80.
A każdy kierowca chyba zna te szeregi znaków ustawianych co 30 m: 80… 70… 50… Nawet gdyby ktoś chciał się do tego stosować, to nie zdążyłby, tak szybko się zmieniają. I jaki to ma sens?
Marek Kreutz
Wyborcza To Wy. Piszcie: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Tak już kiedyś było i doprowadzało to naród do wściekłości. Więc zabrano fotoradary samorządom i przekazano instytucji, która nie ma najmniejszego zamiaru narzucać się kierowcom.
Może zwłaszcza przez tę krzyże. W końcu przykład idzie z góry.
Myślę że ludzie są coraz bardziej świadomi. Wiele osób z mojego otoczenia (ale mieszkam w dużym mieście) zaakceptowałoby dużo więcej fotoradarów - w imię bezpieczeństwa. Mnie osobiście marzy się ilość podobna jak we Włoszech. Tylko prawo musiałoby być równe dla wszystkich.
Obawiam się, że nie ma w Polsce polityka, który byłby gotów zaryzykować
sam się opodatkuj, najlepiej 100%, może wtedy cię puści i wreszcie odpoczniesz. A na razie idź na spacer zamiast rozpisywać się na temat na który nie masz pojęcia.
A ile ty dziewczynko jeździsz, rocznie 6 tys.?
A ile ty dziewczynko jeździsz, rocznie 6 tys?
Wysokie kary finansowe. Uderzenie w portfel zaboli. Byle nieuchronne i konsekwentne. Więcej fotoradarów a za pierwsze pieniądze powiększenie ich obsługi, żeby mandaty były szybko. I nie szukamy kierowcy - płaci właściciel samochodu i niech sobie potem odbiera mandat od tego, komu samochód udostępnił. Więzienie tylko w ekstremalnych przypadkach, nie ma powodu, żeby państwo utrzymywało przygłupa. A duży mandat powtarzany wielokrotnie każdemu przemówi do rozumu. Poza szaleńcami, ale na szaleńców raczej nie ma lekarstwa poza ubezwłasnowolnieniem.
Choć jeden merytoryczny argument wykracza poza Twoje możliwości? Grzeczność każe mi współczuć. :(
Tylko dobra guma i solidne gumowanie na komisariacie czynią cuda. Musisz poznać smak gumy na milicji. Lać gumą ile wejdzie i zrobić lewatywę gumową gruszką. Przegumować całą Polskę - od morza do Tatr. Lać zimnym końcem.
To był ukłon do wyborców przed wyborami a i tak przegrali wybory przez podniesienie wieku emerytalnego. I jeszcze gminy nie umiały obsługiwać fotoradarów.pozdrawiam.
dokladnie zabrala radary ewa kopacz. brawo!
Radary nie muszą być ukryte, niech po prostu stoją przy drodze jak np. w Niemczech. Warunek- brak informacji na znakach i dużo więcej. Dodatkowo administracyjny tryb karania, wykroczenie = zdjęcie z mandatem w skrzynce właściciela po np. tygodniu. XXI wiek, a prostych spraw w naszym kraju nie można ogarnąć.
Obsługi więcej nie trzeba, mamy XXI wiek i odpowiednie technologie. Co do reszty pełna zgoda. W Anglii ponad 20 lat temu mandaty że zdjęciem przychodziły do skrzynki właściciela i to nie tylko za prędkość, np. zdjęcie samochodu, któym jechaliśmy z kolegą na zakreskowanym środku skrzyżowania, gdzie utknęliśmy przy zmianie świateł. Ujęcie z dwóch kamer, jakość pozwalała na identyfikację naszych twarzy, mandat za wjazd na czerwonym + brak pasów.
Ps. System szybko by się sfinansował i przynosił niezłe dochody np. gminom, a kierowcy trochę by się uspokoili
Tylko dobra guma i solidne gumowanie na komisariacie czynią cuda. Musisz poznać smak gumy na milicji. Lać gumą ile wejdzie i zrobić lewatywę gumową gruszką. Przegumować całą Polskę - od morza do Tatr. Lać zimnym końcem.
Czy Pan to ma po akcji "Hiacynt"?
Chamstwo i buractwo przejawia się szczególnie odkąd zapanował trend na suvy.
Zgadzam się - trzeba zacząć egzekwować przestrzeganie przepisów, noe tylko na drodze. Przykład z innego podwórku - ostatnio gość z wyższym wykształceniem, lekarz zastanawiał się nad zgłoszeniem do sądu, że czuje się osaczony i nękany. Bo... sąsiedzi budowy, którą prowadzi oczekują realizacji zgodnej z projektem, a nie wg widzimisię pana doktora, który niby buduje dom jednorodzinny ale już myśli, jak go w obiekt usługowy przekształcić. Wbrew warunkom zabudowy, ale co tam - cwany projektet zawsze sposób znajdzie.
Nie przesadzałbym. Najwyżej nie darzą się sympatią
W domu czy w biurze słodko pierdzacy, za kółkiem kkam. Zmiana mentalności jest potrzebna.
choć raz szczerze i trafnie na lewackim forum :-)
tak. Nienawidzę was, wiem że wy nienawidzicie mnie, i wobec tego, no k....wa, czemu ma być miło na drodze, skoro nigdzie nie jest miło???
Mam 52 lata, super wykształcenie, zarabiam kilka średnich krajowych i mam swoje pasje. Podróżuję, znam Europę. I co? Jajco. Nie jestem typowym frustratem życiowym. Ale:
Nienawidzę was i tak - daję temu wyraz na drodze.
leki przestaly dzialac?
Tak samo nie rozumiem narzekania na znaki. Czy kierowcy chcieliby sobie wybierać, do których znaków drogowych będą się stosować? Czy przy płaceniu podatków, każdy wybiera sobie, ile zapłaci, bo takie ma widzimisię? Opowieści o znakach stawianych bez sensu świadczą nie tylko o braku wyobraźni, ale też elementarnej logiki. Kierowca zakłada, że skoro jego zdaniem ten znak jest bez sensu, to tak jest, bo on wie wszystko. Ale to jak, jasnowidzem jest?
Większość znaków ma sens. Jeżdżę do pracy jedną trasą dwa razy dziennie. Jest tam krótki odcinek, na którym jest dobrze oświetlone przejście dla pieszych i ograniczenie do 60. Na tym przejściu zginęło już kilka osób, stąd ograniczenie. Na innym krótkim odcinku jest ograniczenie do 50, bo tam z bocznej drogi z lasu wyjeżdżają kilka razy dziennie tiry i kilka osób już zginęło, stąd ograniczenie. Na innym bardzo krótkim odcinku jest również ograniczenie do 50, bo tam z drogą przecina się bardzo uczęszczany szlak rowerowy, tam też mamy często wypadki. No i prawie nikt tam nie zwalnia, za to narzekania na głupie znaki są, bo kierowcy wiedzą lepiej, a wypadki jak były, tak są.
Polscy kierowcy mają tylko jeden problem i siedzi on w ich głowach.
Znaki powinny stać tam gdzie jest jakieś zagrożenie i to jest oczywiste. Dam ci przykład z autopsji,jeżdżę na działkę drogą przez las gdzie budowano ścieżkę rowerową i postawiono znaki ograniczenia do 30 km co jest oczywiste. Ale roboty skończyli a znaki stały sobie jeszcze chyba przez 3 miesiące z czego ochoczo korzystali policjanci aby łapać na radar.
Skoro droga przechodzi przez las, to niegłupie jest stałe ograniczenie. Jeśli rozbijesz się o drzewo lub na przykład łosia, to jednak drzewa czy zwierzaka naprawdę skoda.
Tylko dobra guma i solidne gumowanie na komisariacie czynią cuda. Musisz poznać smak gumy na milicji. Lać gumą ile wejdzie i zrobić lewatywę gumową gruszką. Przegumować całą Polskę - od morza do Tatr. Lać zimnym końcem.
Była sobie droga w trakcie remontu, nowa warstwa asfaltu już była, zostały pasy do pomalowania i odbiór, ale prace zatrzymane. Znaki ograniczenia do 30 i 50 zostały zasłonięte na ten czas. I widziałam, jak drogówka stając z radarem, odsłania znak ograniczenia do 30 km/godz (akurat ten za łukiem, by wypaść zza zakrętu z odpowiednią prędkością, nie odsłonili wcześniejszego ograniczenia do 50). Łapią kilku kierowców, a potem zasłaniają ten znak, nakładając worek foliowy. Moim zdaniem bajwiększe zagrożenie stworzyła drogówka na tych, co wyjeżdzając zza łuku 90 przy czarnym asfalcie czy 50-60 przy śniegu, gwałtownie hamowali do tej 30.
bajeczka którą sobie wymyśliłeś
„Czy przy płaceniu podatków, każdy wybiera sobie, ile zapłaci, bo takie ma widzimisię?”
w dużej mierze tak - można wybrać liniowy, ryczałt, według skali...
To jest sposób rozliczenia, nie każdy z nich dostępny dla wszystkich, wysokość podatków nie podlega dyskusji.
To przyspiesz jak chcesz wyprzedzić i popatrz w lusterko czy coś się nie zbliża lewym pasem i w jakim tempie.
Jeżdżę prawym pasem i jak trzeba wyprzedzić to po prostu dodaję gazu i płynnie włączam się do ruchu na lewym.
następna zakała drogowa. To przez takie pierdół jak ty jest najwięcej wypadków
Drony Nie nie są takie drogie. Stworzenie ekip, struktury do obsługi dronów i wlepianie mandatów zwróciłoby się w ciagu roku. Ślużba zdrowia, strażacy, policja miałyby mniej pracy a my bylibyśmy bezpieczniejsi.
Myślę, że ciebie prewencyjnie należałoby zamknąć.
Tylko dobra guma i solidne gumowanie na komisariacie czynią cuda. Musisz poznać smak gumy na milicji. Lać gumą ile wejdzie i zrobić lewatywę gumową gruszką. Przegumować całą Polskę - od morza do Tatr. Lać zimnym końcem.
a kto ci powiedział że masz gdzieś uciekać??
Mało który pamięta o kierunkowskazach, przekraczaniu ograniczenia prędkości czy o korzystaniu z telefonu.
I na co edukacja i podwyższanie poziomu egzaminu. Powinno się przechodzić rozmowę kwalifikacyjna ( nie test) z psychologiem czy ma się odpowiedni poziom odpowiedzialności do używania takiego narzędzia do zabijania jakim jest samochód.
Jak to zrozumiałem, że raczej przygotowanie do egzaminu czy już sam egzamin ma się nijak do prawdziwej jazdy. Nauczenie się jazdy na kilku ulicach a manewrów na placu, gdzie instruktor mówi, że jak widzisz trzeci słupek po lewej stronie to skręcaj maksymalnie nie ma sensu i w 100% się z tym zgadzam. Rozumiem, że chcemy znormalizować i wprowadzić standardy ale przez korupcję i inne problemu w ośrodkach egzaminacyjnych było (i dalej jest) to przejaskrawione do granic.
sam się weź za pysk
Tylko dobra guma i solidne gumowanie na komisariacie czynią cuda. Musisz poznać smak gumy na milicji. Lać gumą ile wejdzie i zrobić lewatywę gumową gruszką. Przegumować całą Polskę - od morza do Tatr. Lać zimnym końcem.