Cóż czeka Tomasza Szmydta po tym jak Rosjanie wycisną go niczym cytrynę? Zaryzykuję przepowiednię, iż znajdzie on użyteczną prace w Jakucji lub w autonomicznej republice Tuwy. Jeżeli w ogóle przeżyje.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Znakomity wywiad "Gazety Wyborczej" z generałem Pytlem dotyczący sprawy szpiegowskiej Tomasza Szmydta unaocznił nam w sposób spójny i logiczny sposoby postępowania wywiadu rosyjskiego jak i motywy, którymi kierowali się Rosjanie odwołując – bo to była ich decyzja – Szmydta z „placówki" w Warszawie. Wydaje się, iż warto w tym kontekście na chwilę przypomnieć zapomnianą już sprawę ongiś słynnego kapitana Andrzeja Czechowicza, który w latach 1965-1971 był szpiegiem wywiadu PRL-owskiego w polskiej redakcji rozgłośni Radia Wolna Europa w Monachium.

Tomasza Szmydta i Andrzeja Czechowicza wydaje się na pierwszy rzut oka – poza sama profesją szpiegowską – niewiele łączyć. Czechowicz, udający uciekiniera politycznego, był podrzędnym pracownikiem RWE który dostarczał dla mocodawców z reguły drugo - jeśli nie trzeciorzędne plotki ze społeczności i „kuchni redakcyjnej" RWE. Nie potrafił jednak sam wykorzystać wiadomości o sprawach obyczajowych do werbowania nowych agentów. Jego walor był chyba innego rzędu – pozwalał po prostu wykazać się wywiadowi PRL przed mocodawcami z Biura Politycznego posiadaniem źródła informacji w RWE.

Ćwierćinteligenci i "asy wywiadu"

A teraz o podobieństwach: O ile w wypadku Szmydta zmiana rządów w Polsce spowodowała odwołanie przez Moskwę nieużytecznego już agenta, o tyle w wypadku Czechowicza zmiana na szczytach władzy komunistycznej w Polsce – z Gomułki na Gierka – spowodowała decyzję zrezygnowania z mało użytecznych informacji agenta i położenia nacisku na propagandowe walory całej sprawy. Warszawa ściągnęła Czechowicza do kraju i tu ruszyła – sam to dobrze pamiętam – olbrzymia kampania propagandowa wychwalająca pod niebo Czechowicza i jego informacje z „kłamliwej radiostacji" RWE. Choć pod względem intelektualno-retorycznym Czechowicz okazał się – podobnie jak Szmydt-całkowitym niewypałem, wyciśnięto go jak cytrynę. Vox populi nazwał go w 1971 roku ironicznie – czyniąc aluzje do mitycznego Klossa – kapitanem „klopsem", mawiano też złośliwie, iż Polska dzieli się na inteligentów, półinteligentów, ćwierćinteligentów i …asów wywiadu. Nieporadne wypowiedzi Szmydta też pozwalają go włączyć do podobnej kategorii „szpiegowskiego asa".

Gdy Czechowicz przestał być propagandowo użyteczny, wysłano go na pozorowaną placówkę wywiadowczą do socjalistycznej Mongolii. Cóż czeka więc Tomasza Szmydta po tym jak Rosjanie wycisną go niczym cytrynę? Zaryzykuję przepowiednię, iż znajdzie on użyteczną prace w Jakucji lub w autonomicznej republice Tuwy. Jeżeli w ogóle przeżyje…

Prof. Sergiusz Michalski

Wyborcza To Wy. Piszcie: listy@wyborcza.pl

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Szmydt jak Czechowicz?
    Nie wierzę
    No, chyba że "robił on zdjęcia aparatem marki Druh!"
    To wtedy tak
    @PiekielnyPedro-dawniej.666
    inne czasy, inne techniki
    już oceniałe(a)ś
    1
    0