Propozycja "zdrowotnego konta oszczędnościowego", z którego chory mógłby korzystać i z którego byłyby odciągane pieniądze za nieodwołanie wizyty w ramach NFZ, wydaje się rozsądną propozycją, czy jednak realną do wykonania i czy koszta nie przekroczą puli wizyt?
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Przeczytałam artykuł Judyty Watoły "Miliony zmarnowanych terminów do specjalistów" o skali rezygnacji ze specjalistycznych wizyt lekarskich bez powiadamiania przychodni i chciałabym wskazać kilka przyczyn takiej sytuacji, bez generalizowania tematu.

Szokujące są liczby wizyt, które przepadły - dlatego bez wątpienia trzeba edukować obywatelsko społeczeństwo, co jest trudne i czego w praktyce od 1990 roku się nie robi.

Trzeba jednak podkreślić, że jest kilka ważnych przyczyn tego zjawiska. Po pierwsze, z przychodni w większości korzystają ludzie starsi, a często jedynym sposobem odwołania wizyty jest telefon. Zaś dodzwonienie się do przychodni graniczy z cudem!

Po drugie, panie rejestratorki nie mają przygotowania do rozmowy z ludźmi starszymi, a na dodatek często są nieżyczliwe.

Po trzecie, czasami nie można czekać miesiącami i chory wybiera wizytę prywatną, nie odwołując wizyty NFZ (może na wszelki wypadek?).

Propozycja "zdrowotnego konta oszczędnościowego", z którego chory mógłby korzystać i z którego byłyby odciągane pieniądze za nieodwołanie wizyty w ramach NFZ, wydaje się rozsądną propozycją, czy jednak  realną do wykonania i czy koszta nie przekroczą puli wizyt?

Kończąc, proszę ekipę rządową starą i nową o zadbanie o edukację obywatelską od żłobka.

Pozdrawiam

Ewa Baranowska

listy@wyborcza.pl

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Albo najpierw kontakt, pod którym można zostawić wiadomość o odwołaniu wizyty, a potem kary. Sama straciłam dwa dni próbując odwołać wizytę w przychodni chirurgii onkologicznej szpitala wojskowego w Krakowie. Wygląda na to, że trzeba osobiście pojechać do rejestracji, pobrać bloczek, odstać w kolejce i może się uda. Jest jeszcze możliwość usłyszenia, że odwołanie wizyty nie w tym miejscu.
    już oceniałe(a)ś
    15
    0
    Skoro pacjenci nie odwołują wizyt, to może należałoby odwrócić role i to placówka powinna zadzwonić do zapisanego na wizytę i potwierdzić że się on pojawi (a przy okazji przypomnieć o terminie, bo niewykluczone że ludzie zapominają). Oczywiście wymagałoby to swoistej rewolucji i przejścia od obowiązującego od zawsze pasywnego modelu działania pań rejestratorek (ludzie się zapisują, a ja im robię łaskę) do modelu aktywnego (ja dzwonię do pacjentów).
    @poziomka2
    Powinna nie tylko zadzwonić ale się dodzwonić i potwierdzić.
    Nie dodzwonili się? To lekarz siedzi i nie ma kasy.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    @poziomka2
    Chociaż nawet tylko SMS by wystarczył.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    @Paragtaf22
    dla ludzi w wieku dajmy na to do mojego (55) jak najbardziej wystarczy sms wysłany automatycznie przez komputer w rejestracji. Do starszych trzeba zadzwonić bo oni w te smsy nie umiejo. Alternatywne starsi pacjenci mogliby podawać nr kontaktowy kogoś z rodziny.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    @poziomka2
    Tak robią prywatne przychodnie: albo dzwoni rejestratorka, albo wysyłają przypominającego SMS-a. A prywatnie lekarze wykorzystują do tego np. aplikację Znanylekarz.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Warto też zwrócić uwagę na fakt, że gdy się czeka do specjalisty pół roku albo dłużej, to można nie tylko zapomnieć o dacie i godzinie wizyty, ale nawet o tym, w której przychodni miała ona mieć miejsce.
    już oceniałe(a)ś
    14
    2