Przeczytałam artykuł Judyty Watoły "Miliony zmarnowanych terminów do specjalistów" o skali rezygnacji ze specjalistycznych wizyt lekarskich bez powiadamiania przychodni i chciałabym wskazać kilka przyczyn takiej sytuacji, bez generalizowania tematu.
Szokujące są liczby wizyt, które przepadły - dlatego bez wątpienia trzeba edukować obywatelsko społeczeństwo, co jest trudne i czego w praktyce od 1990 roku się nie robi.
Trzeba jednak podkreślić, że jest kilka ważnych przyczyn tego zjawiska. Po pierwsze, z przychodni w większości korzystają ludzie starsi, a często jedynym sposobem odwołania wizyty jest telefon. Zaś dodzwonienie się do przychodni graniczy z cudem!
Po drugie, panie rejestratorki nie mają przygotowania do rozmowy z ludźmi starszymi, a na dodatek często są nieżyczliwe.
Po trzecie, czasami nie można czekać miesiącami i chory wybiera wizytę prywatną, nie odwołując wizyty NFZ (może na wszelki wypadek?).
Propozycja "zdrowotnego konta oszczędnościowego", z którego chory mógłby korzystać i z którego byłyby odciągane pieniądze za nieodwołanie wizyty w ramach NFZ, wydaje się rozsądną propozycją, czy jednak realną do wykonania i czy koszta nie przekroczą puli wizyt?
Kończąc, proszę ekipę rządową starą i nową o zadbanie o edukację obywatelską od żłobka.
Pozdrawiam
Ewa Baranowska
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Powinna nie tylko zadzwonić ale się dodzwonić i potwierdzić.
Nie dodzwonili się? To lekarz siedzi i nie ma kasy.
Chociaż nawet tylko SMS by wystarczył.
dla ludzi w wieku dajmy na to do mojego (55) jak najbardziej wystarczy sms wysłany automatycznie przez komputer w rejestracji. Do starszych trzeba zadzwonić bo oni w te smsy nie umiejo. Alternatywne starsi pacjenci mogliby podawać nr kontaktowy kogoś z rodziny.
Tak robią prywatne przychodnie: albo dzwoni rejestratorka, albo wysyłają przypominającego SMS-a. A prywatnie lekarze wykorzystują do tego np. aplikację Znanylekarz.