Sąd Najwyższy, Orlen, pieniądze z UE, "lex pilot" czy "Willa plus". Oto tematy, które zdominowały (bądź dalej dominują) polską scenę polityczną ostatnich tygodni i słusznie wywołują oburzenie pośród polityków, dziennikarzy i nas – zwykłych obywateli. Jednak pomimo emocji, jakie temu towarzyszą, wydaje mi się, że nie jest to dla nas aż tak bulwersujące jak skandale w przeszłości. Odnoszę nieodparte wrażenie, że nieświadomie przyzwyczailiśmy się do stylu uprawiania polityki, jaki zafundował nam przez te ostatnie 7 lat PiS.
Przez ten czas przez nasz kraj przetoczyła się niezliczona wręcz liczba afer: od Trybunału Konstytucyjnego i KRS, przez pieniądze, "które się należały", i loty marszałka Kuchcińskiego, po respiratory, maile ministra Dworczyka i wille. Oprócz tego było jeszcze wiele innych, o których przez ten czas zapomnieliśmy, pomimo że były to sprawy równie ważne dla stanu naszego państwa.
Kto jeszcze pamięta o protestach osób niepełnosprawnych w Sejmie, o KNF-ie, o w wyborach kopertowych, o Pegasusie, o Odrze? Sam miałem problem, żeby sobie o nich przypomnieć. PiS tyle razy łamał prawo lub przeprowadzał inne rzeczy niegodne rządu, że już nie robi to na nas wrażenia.
Nawet jeśli nas to oburzy i wyrazimy to, pisząc parę słów na Twitterze, to za kilka dni o tym zapomnimy. W dobrze funkcjonującej demokracji tak nie powinno być.
Skandale, mniejsze lub większe, doprowadzały wielokrotnie do upadków polityków lub całych rządów. Wszyscy słyszeliśmy o Watergate, ostatnimi czasy o Borisie Johnsonie, czy o słynnych „ośmiorniczkach" z naszego podwórka. Każda z wymienionych sytuacji doprowadziła do dymisji i późniejszych wyborczych porażek. W zachodnich demokracjach politycy czasami odchodzą z, wydawałoby się, błahych (z polskiej perspektywy) powodów – jako przykład przywołajmy brytyjskiego ministra zdrowia Matta Hancocka, który podał się do dymisji po ujawnieniu romansu z asystentką.
Dlaczego od 2015 pomimo tylu, wydawałoby się, śmiertelnych ciosów rząd nadal ma stabilne poparcie i zawsze wychodzi na prostą? Być może nasz kraj wciąż nie wytworzył sobie wystarczająco silnej kultury demokratycznej, aby poczuć odpowiedzialność za wartości, jakie niesie ze sobą demokracja?
Moim zdaniem nie to jest główną przyczyną.
Zasadniczy problem leży w sposobie, w jaki były i nadal są przedstawiane afery PiS-u. Od wielu lat ludzie są bombardowani nagłówkami o tym, jak bezprecedensowe i bezprawne są kolejne działania rządzących. Każdemu takiemu artykułowi towarzyszą wypowiedzi polityków nawołujące do dymisji, do śledztw, argumenty, że takie sytuacje nie powinny mieć miejsca w życiu publicznym.
I mają rację. Nie powinny i trzeba zrobić wszystko, aby nigdy w przyszłości to się nie powtórzyło.
Zwracam jednak uwagę, że zatraciliśmy niejako umiejętność rzeczywistego oceniania skali kolejnych afer władzy. Może dlatego, że już wielokrotnie słyszeliśmy, że to lub tamto „to największy skandal w historii polskiej polityki". Zamiast zostawić broń atomową na decydujący moment, politycy opozycji i publicyści zaczęli z niej korzystać przy każdej nadarzającej się okazji i przez to straciła całą moc.
Politycy i dziennikarze mają dylemat, na który nie da się znaleźć jednej odpowiedzi. Bo przecież należy nagłaśniać to, co PiS robi, ale z drugiej strony kolejne takie historie z takimi samymi alarmistycznymi komentarzami nie będą robić na nikim wrażenia.
Opozycja poprzez skupianie swojej energii i zasobów na PiS-ie i jego aferach nie osiąga właściwie nic, albowiem dla ludzi, których ma szansę przekonać, te sprawy mają marginalne znaczenie. Należy skupić się na codziennych problemach ludzi i tym, w jaki sposób opozycja będzie chciała je naprawić. Nie oznacza to, że należy o tych wszystkich aferach zapomnieć. Wręcz przeciwnie – przyjdzie czas, kiedy za wszystkie zostaną rozliczeni. Jednak to jeszcze nie jest ten moment.
Przeciętny obywatel, niezaangażowany w politykę, ma sporadyczny kontakt z wymiarem sprawiedliwości i co za tym idzie nie gra on dużej roli w jego życiu. Ci, dla których ma znaczenie, już wiedzą, jak zagłosują, i nie o nich będzie się toczyć walka wyborcza. Trzeba zwrócić uwagę w inną stronę, bo tylko tam leży droga do zwycięstwa.
Alan Day
Wszystkie komentarze
Sto procent racji.Tacy są wśród nas obmierzłe gnojki.
tak z ciekawości, pis cię okradł lub oszukał? Podasz szczegóły?
Za durny/a jesteś by ci odpowiadać na to ewidentnie trollujące pytanie.
Mnie okradł.
Zabrał ok. 20% moich oszczędności posługując się inflacją.
Twoja analiza jest w dużej mierze słuszna (upadek moralny). Ale albo można się na nich obrazić i obrażać (lekceważyć) przegrywając kolejne wybory albo zostać adwokatem diabła i ich pozyskać aby zagłosowali inaczej.
Jak piramidy finansowe, które dłużej lub krócej, lepiej lub gorzej, ale jakoś się kręcą... tylko, że prędzej czy później każda piramida finansowa się wali.
A przecież elektorat PiSu to tylko część obrazu.
Równie wielkim problemem jest pozostała część wyborców, składająca się z wiecznie niezadowolonego elektoratu opozycji, grupy nie głosującej oraz tzw. niezdecydowanych.
Antypisowcy żrą się między sobą niczym politycy opozycji, ich głosy się rozmywają, rozdrabniają. Na tym forum widać, jak się wzajemnie okładają lewicowcy z razemitami, peowcami i hołownitami. Jeśli się na chwilę jednoczą, to po to, żeby ponarzekać na opozycję.
A nie głosujący i niezdecydowani "nie interesują się polityką", a ona nie interesuje się nimi, bo politycy w ogóle nie umieją i nie chcą walczyć o tę grupę.
Widzicie jakieś światełko w tunelu? Bo ja już nie.
Wyborcy PiS czują się wobec nich obco bo:
- politycy PO / PSL / Lewicy P2050 itd pokazują wyższość ICH intelektualnej analizy nad odruchami 50% wyborców PiS
- politycy antyPiS nie identyfikują się z syndromem wiejskiego/małomiasteczkowego zaścianka (widzieliście Tuska w kole gospodyń wiejskich na Podkarpaciu?)
- politycy antyPiS zamiast operować pojęciami zrozumiałymi dla (jeszcze niestraconego) elektoratu PiS wdają się w analizy używając słownictwa zrozumiałego dla SWOJEGO elektoratu. A powinni mówić wprost (wszędzie gdzie się da) : złodzieje, robią was w ciula, będą siedzieć, nie dajcie się tak oszukiwać, Kaczyński nie okradaj wsi, faryzeusze, łamią większość z 10 przykazań, jesteśmy z Wami itd.
- politycy antyPiS w sprawach istotnych dla wyborców PiS nie bronią ich (np. lexPilot dla wielu starszych osób to będzie utrudnienie; zamiast pryncypialnie bronić nielegalnych imigrantów to mówić, że nie zgodzimy się na niekontrolowaną imigrację itd.)
- politycy antyPiS zbyt często nie reagują (w sposób nie nachalny) gdy pojawiają się lokalne konflikty, gdzie mogliby (w zgodzie z własnym sumieniem) stanąć po stronie lokalnych społeczności (np. wiele lokalnych konfliktów z proboszczami), czekając dopiero na kampanie wyborczą
- politycy antyPiS nie dają się pokochać bo nie chodzą na dożynki, wiejskie zabawy, spotkania w remizach OSP, nie słuchają discopolo, nie chodzą na spotkania parafialne, nie wstawiają się za ważnymi lokalnie sprawami, nie walczą z lokalnymi gnębicielami społeczności lokalnych itd.
To wszystko, co napisałeś dotyczy nie tylko wyborców PiS. Wielu wyborców opozycji mieszkających na wsi i w małych miejscowościach rozczarowało się brakiem zainteresowania ze strony polityków opozycji. Tak właśnie PSL "straciło wieś".
Naprawdę już przestańmy generalizować, że miasto to sama opozycja, a wieś i prowincja to same pisiory.
odpowiedź na to pytanie jest także banalnie prosta i ma postać trzycyfrowej okrągłej liczby i znaku arytmetycznego (jest to znak dodawania dla tych którzy jeszcze nie zakumali). Naprawdę nie rozumiecie przełomowości 500plusa?! Oto po raz pierwszy w historii 3 RP władza coś konkretnego ludziom obiecała i co ważniejsze tej obietnicy dotrzymała i ciągle dotrzymuje. Jeśli wyborców nachodzą czasem jakieś wątpliwości co do uczciwości zamiarów pisu to są one zmazywane co miesiąc przez przychodzący regularnie jak w zegarku przelew z forsą. Ok, tysięcy mieszkań nie zbudowali, miliona samochodów tym bardziej, ale w Polsce każdy gdzieś tam mieszka, jakimś autem też już jeździ, więc brak realizacji tych obietnic jakoś tak po ludziach spłynął. Że 500+ to pieniądze z naszych podatków, które rząd tylko oddaje? Ale rząd PO też pobierał podatki. A skoro mimo tego nie pieniędzy nie miał i nie miał mieć, to znaczy że tam to dopiero musieli kraść!
Niestety racja.
Judasz też się sprzedał za psi grosz. "Sóweren" także się sprzedaje, każdego miesiąca. Nisko się ceni, mimo iż ubierane to jest w wielkie słówka.
Dowód anegdotyczny na powyższe: sąsiedzi mają małe dzieci, urodzone za pisu. Kiedyś głosowali na PO, teraz już albo na PiS albo na Konfę (zlikwidować podatki) albo nie chodzą wcale.
Dlaczego nie PO?
Cyt.: "Bo Tusk zabierze 500+."
Kurtyna.
Wiele razy w historii III RP władza obiecywała i obietnic dotrzymywała, ale nigdy te obietnice nie były tak prostackie (co okazało się na swój sposób genialnym posunięciem). Ponadto PiS zaczął wydawać pieniądze skumulowane dzięki polityce gospodarczej poprzedniej ekipy, która nie wykazała się odpowiednim refleksem, by zebrać owoce swojej pracy i wygrać kolejne wybory dzięki odpowiednim obietnicom socjalnym.