Fundacja HumanDoc pomaga m.in. mieszkańcom Mariupola i okolic atakowanych przez wiele tygodni przez Rosjan, dostarcza tam transporty z pomocą humanitarną, jak również pomaga uciec do Polski i innych krajów tym, którzy się na to zdecydują.
Dominika Springer: Cały czas ewakuujemy mieszkańców Mariupola, jeszcze do niedawna odbieraliśmy co tydzień po 20-30 osób, ostatnio co dwa tygodnie.
- Mamy partnerską organizację Bereginya, która w Zaporożu i w Dnieprze wysyła autobusy z uchodźcami jadące do polskiej granicy, skąd my ich odbieramy.
W ten sposób udało się nam wywieźć ponad 400 osób.
- Niestety.
- Miasto jest zrujnowane, ale szacuje się, że wciąż może tam przebywać nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi. I podobna liczba zabitych. Wielu naszych podopiecznych nie wie, co stało się z ich bliskimi.
- Część nie chciała opuścić Ukrainy, została relokowana do spokojniejszych regionów państwa. Część pojechała do innych krajów europejskich, w Polsce przebywa pod naszą opieką ok. 200 osób, najwięcej jest kobiet i dzieci. Zapewniamy im zakwaterowanie, wyżywienie, psychologa, pomoc asystentów przy załatwianiu spraw urzędowych i innych. Przebywają w Warszawie, Opolu i Wiśle.
- Zaczynamy wdrażać programy adaptacyjno-integracyjne, aby stawiali pierwsze kroki ku samodzielnemu życiu. Rozpoczęliśmy kursy języka polskiego, zapisujemy dzieci do szkół - część dzieci kontynuuje naukę zdalną w szkołach ukraińskich.
Znajdujemy im mieszkania, bo na razie większość z nich mieszka w naszych domach i schroniskach.
No i pomagamy znaleźć pracę. Sami zatrudniliśmy kilka osób m.in. w naszym warszawskim centrum wsparcia prawnego i zawodowego - inicjatywę wspiera City Shopping Center Plac Unii, w którym mieści się nasza placówka. Pracują tam ukraińskie prawniczki, często utytułowane, które wyszkoliliśmy, aby umiały pomagać innym uchodźcom w Polsce.
- Inicjatywa wyszła od ewakuowanych kobiet z Mariupola, które straciły tam wszystko i mają za sobą straszne przeżycia. Część z nich jest świetnie wykształcona – przed wojną były menedżerkami, kierowniczkami, informatyczkami, jest wśród nich jedna fotografka. Zaangażowały się też polskie środowiska biznesowe, m.in. z placu Unii.
Ukrainki kochały to, co robiły przed wojną, a utrata pracy oraz perspektywa, że już do tego nie będą mogły wrócić, to dla nich dodatkowy stres i bagaż emocjonalny.
W centrum będziemy pomagać im nostryfikować ukraińskie dyplomy, oferować dodatkowe kursy, dzięki którym będą mogły kontynuować w Polsce dotychczasową ścieżkę zawodową. Zorganizujemy spotkania z pracodawcami, w najbliższych tygodniach będą to spotkania dla ukraińskich lekarek i pielęgniarek oraz nauczycielek.
- Na razie to my jesteśmy największym pracodawcą. Sześć naszych pracowniczek socjalnych przyjechało pierwszymi autobusami z Mariupola. Od początku angażowały się w wolontariat, segregowały ubrania, pomoc humanitarną. Przed wojną też zajmowały się kwestiami społecznymi.
Mamy też w grupie psycholożkę, która pracuje w gminie pod Warszawą – i tam opiekuje się uchodźcami z Ukrainy.
No i inżynier z Azowstalu, który znalazł pracę jako spawacz.
- Ale on tę pracę znalazł samodzielnie, zaledwie po kilku dniach kursu językowego, jesteśmy z niego bardzo dumni! Przez wiele lat był związany z Azowstalem, znał bardzo dobrze podziemia zakładu. Rosjanie chcieli go złapać. Dużo przeszedł.
Są też panie o niezwykłych umiejętnościach rzemieślniczych – jedna robi naprawdę wyjątkowe torebki ze skóry – chcemy znaleźć dla niej albo warsztat, w którym znajdzie zatrudnienie, lub pomożemy w zakupie narzędzi, aby uruchomiła własne studio.
Z kolei inna prowadziła w Ukrainie restaurację, a w Polsce chce uruchomić usługi cateringowe.
- Im najtrudniej odnaleźć się na rynku pracy. Dla wykonawców prostych prac w Polsce zajęcie znajdzie się bez problemu, nawet bez znajomości języka, bo wciąż brakuje pracowników fizycznych. Wysokiej klasy specjaliści muszą najpierw opanować język polski oraz nauczyć się polskich zasad, dotyczy to zwłaszcza prawników czy lekarzy.
- To cały przekrój społeczny, od ludzi bez wykształcenia i doświadczenia po przedstawicieli rzadkich i poszukiwanych zawodów, są np. lekarki, aptekarki, pielęgniarki, nauczycielki, informatyczki, złotniczki, przedsiębiorczynie, które zostawiły w Ukrainie swoje biznesy, prawniczki.
- Niedawno otworzyliśmy w Opolu centrum społeczno-integracyjne z różnymi grupami wsparcia, np. dla osób, które straciły bliskich, dla nastolatków, dzieci, z klubami kobiet. Będą tam się też odbywały kursy języka polskiego.
Uchodźcy zwykle mieszkają całą rodziną w jednym pokoju, jest ciasno, bardzo brakuje miejsc, do których można wpaść, napić się herbaty, odpocząć, porozmawiać z ludźmi w podobnej sytuacji, a przy okazji dowiedzieć się wielu pożytecznych rzeczy i załatwić różne urzędowe sprawy.
Myślimy też o młodzieży, która często nie ma się gdzie podziać za dnia. Większość uchodźców nie stać na to, aby pójść do klubu czy kawiarni.
W Warszawie podobnie miejsce powstanie do końca czerwca.
- Tak! Są bardzo potrzebne, wiemy to na podstawie naszych doświadczeń po wybuchu wojny w Donbasie w 2014 r. – taki punkt działał wtedy w Charkowie.
- Powrót do jakiej takiej normalności zajmuje im więcej czasu niż uchodźcom, którzy nie mają za sobą takich traum.
To osoby, które długo się ukrywały i przez ponad miesiąc nie widziały dziennego światła.
Są też ofiary zbiorowych gwałtów, którym dodatkowo wymordowano bliskich.
Dużo trudnych przypadków, po najgorszych przejściach.
Potrzebują czasu.
- Wiele tych osób nie chciało na początku o tym mówić, trzeba było poczekać kilka tygodni. Niektóre osoby są w całkowitej rozsypce i od razu potrzebna jest pomoc psychologiczna.
Mąż jednej z zatrudnionych przez nas pań do końca walczył w Azowstalu, nie wiadomo, co się z nim dzieje. Mamy pod opieką kilkanaście osób z Azowstalu, którym udało się stamtąd wydostać.
- Są u nas dzieci, którym mama zginęła w Mariupolu, ale one o tym jeszcze nie wiedzą. A tata walczy.
A skoro ciocia, która ich przywiozła do Polski, nie jest ich prawnych opiekunem, to nie można zapisać dzieci do szkoły.
- Trzeba załatwić np. tymczasową opiekę dla tych dzieci.
Jedna z cioć opiekujących się maluchami pracuje u nas w fundacji jako arteterapeutka - pomaga innym uchodźcom, szczególnie dzieciom.
- Dzieci spotykają się w grupie, wykonują zadania, np. plastyczne pod okiem psychologa, który je obserwuje, rozmawia z nimi o emocjach. Taka miękka forma terapii, dziecko nie zdaje sobie sprawy, że jest u psychologa, spędza przyjemnie czas, a przy okazji przepracowuje trudne przeżycia.
- Większość. Nie mogą iść do pracy, dopóki dzieci nie pójdą do szkoły lub przedszkola. A nie wiadomo, co robić w czasie wakacji, kiedy przedszkola i szkoły nie pracują. Do przedszkoli zastępczych trudno się dostać, poza tym te dzieci są po traumatycznych przeżyciach w Mariupolu, dopiero zaadoptowały się, zmiana przedszkola na pewno im nie pomoże. Nie ma babć ani cioć, które by się nimi zaopiekowały, gdy mama jest w pracy.
- W tej chwili cieszymy się z wielu źródeł finansowania m.in. od polskiego rządu, międzynarodowych organizacji, prywatnych darczyńców. Dramat Mariupola poruszył różne instytucje i ludzi. Mogliśmy zaplanować rok do przodu.
Na początku czerwca szkoliliśmy ukraińskojęzycznych psychologów pracujących z ofiarami wojen, po ciężkich traumach. Tu też mamy doświadczenie, organizowaliśmy takie szkolenia przed ośmiu laty w Charkowie po konflikcie w Donbasie.
- Wydajemy je głównie na organizację ewakuacji z Mariupola. W samej Ukrainie jest do przejechania 1000 km – trzeba zapłacić za paliwo, wynajęcie autobusu i kierowców, którzy zgodzą się przejechać tak daleko w niebezpieczne rejony.
Gnębią nas nowe, nieprzewidziane wydatki, inflacja. Tylko dzięki zaangażowaniu innych instytucji, m.in. „Wyborczej", możemy sobie pozwolić na zaplanowanie trzech kroków do przodu.
Na utrzymanie naszych podopiecznych w Polsce wydajemy kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie.
No i wciąż wysyłamy pomoc humanitarną do Ukrainy - wyżywienie, środki medyczne, higieniczne. W pierwszych tygodniach nawet razy w tygodniu, teraz rzadziej, bo jest mniej darów.
- To trochę naturalne, minęły już blisko cztery miesiące, wojna już się nam osłuchała, spowszedniała. Wszyscy mamy swoje problemy, a rzeczywistość nie jest łatwa m.in. z powodu wzrostu cen, rat kredytów. Nie możemy jednak zapominać, że wojna trwa i ludzie wciąż potrzebują pomocy.
- Tak, uważnie to, co dzieje się w Ukrainie, a w szczególności w Mariupolu. Nasi psychologowie opowiadają o dziesięciolatku, który jest zafiksowany na odnajdywaniu wiadomości z Mariupola, bo został tam jego tata.
- Raczej nie. Poza tym Ukraińcy patrzą na to inaczej, bo czym innym był ten pułk na początku, gdy powstawał, a czym innym teraz. Ta dyskusja o genezie sprzed lat, gdy oni teraz walczyli o życie, w ich odczuciu nie miała zbytnio sensu.
- W szkole mojego syna niektórzy uwielbiają dyskutować o Wołyniu. Cóż począć.
Ukraińcy bardziej świadomi nastrojów w polskim społeczeństwie chcieliby, aby uchodźcy jak najszybciej stanęli na nogi, aby możliwie jak najmniej antagonizować nastroje społeczne w Polsce. Oni wszyscy są świadomi, jak wielkiego wysiłku dokonało polskie społeczeństwo, aby tak wspaniale i licznie przyjąć Ukraińców.
Dlatego, gdy wśród nich pojawiają się głosy krytyczne, od razu nawzajem się dyscyplinują i mówią: "Uspokój się, to Polacy są dla nas najlepsi". Bardzo wstydzą się pochopnych ukraińskich wypowiedzi w mediach społecznościowych, tak samo jak w większości bardzo się wstydzili Eurowizji.
- Chodzi o to nieszczęsne głosowanie jurorów. Dla wielu naszych podopiecznych to był publiczny afront uczyniony Polsce.
- A oni bardzo to przeżyli. W Ukrainie odbyła się znacznie większa niż w Polsce debata medialna na ten temat.
- O ile ta zachodnia Ukraina jest spokojna, o tyle ludzie ze wschodniej części są w zupełnie innej sytuacji. Ich domów już nie ma, nie mają dokąd wrócić. Większość zostanie u nas. Dlatego się tak boją zmiany nastrojów w Polsce.
---
Organizacje działają na rzecz wszystkich potrzebujących, czyli również tych, którzy do Polski próbują się przedostać z Białorusi. Wiele z nich wysyła pomoc do Ukrainy, pomagają też uchodźcom Polsce.
---
Piszcie: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze