Kiedy słyszę młodych lekarzy, którzy narzekają, że muszą za dużo pracować, to mi ich żal, nie rozumieją, że trzeba łapać każdą okazję do kontaktu z pacjentem, kiedy studia medyczne skończyło się rok czy trzy lata wcześniej. Nie da się tego zrobić, pracując niewiele ponad godzinowy wymiar etatu.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Chciałbym dorzucić trzy grosze do dyskusji nt. zaangażowania i poświęcenia czasu pracy zawodowej mojego pokolenia, (jestem 60-letnim lekarzem specjalistą), a młodym pokoleniem zaczynających karierę zawodową lekarzy ( te przypadki znam, ale myślę, że w innych branżach jest podobnie).

Kiedy rozpoczynałem pracę po studiach, byłem zainteresowany, żeby możliwie szybko nabrać praktyki, w moim przypadku położniczej, i starałem się jak najwięcej dyżurować, a nawet zamieszkałem blisko szpitala i porozumiałem się z położnymi, żeby wzywały mnie na oddział.  W szpitalu spędzałem więc połowę miesiąca, miałem zwykle wolne dwa weekendy w miesiącu i 2-3 popołudnia w tygodniu. Pensja i zapłata za 10-15 dyżurów wystarczała na w miarę wygodne życie jak na standardy schyłkowych lat PRL.

Ważniejsze jednak było wykorzystanie krzywej uczenia, która u 30-latka jest bardzo stroma i pozwala osiągnąć maksymalnie szybko odpowiedni poziom wiedzy teoretycznej i nabyć doświadczenie zawodowe, które jest niezbędne specjaliście.

To było najważniejsze, odbywało się rzecz jasna kosztem rodziny, która nie miała mnie w domu tak często, jakby chciała, ale ten trudny wybór był dla mnie i mojej żony oczywisty. Nigdy nie nadrobiłbym straconego czasu i nie osiągnął sukcesu zawodowego, który, jak myślę, zdobyłem.

Kiedy dzisiaj widzę i słyszę młodych lekarzy, którzy narzekają, że muszą za dużo pracować, to mi ich żal, nie rozumieją, że trzeba łapać każdą okazję do kontaktu z pacjentem, kiedy studia medyczne skończyło się rok czy trzy lata wcześniej.

Nie da się tego zrobić, pracując niewiele ponad godzinowy wymiar etatu.

Chcę być dobrze zrozumiany - nie odnoszę się do poziomu zarobków, to jest inna sprawa, tutaj zgadzam się z postulatami związku zawodowego lekarzy, piszę wyłącznie o czasie pracy jako sposobie nabycia umiejętności lub, jak kto woli, sposobie na zawodowe życie i sukces.

Jarosław Katulski, specjalista położnictwa i ginekologii

listy@wyborcza.pl

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Absolutnie się nie zgadzam. W krajach cywilizowanych kształcenie na wysokim poziomie lekarzy odbywa się bez znacznego przekraczania czasu ich pracy. Np.w Norwegii czas pracy lekarza nie przekracza zwykle 46 godzin w tygodniu, wliczając w to dyżury. Jak przekraczasz czas pracy, dostajesz wolne dni, które musisz wykorzystać. Kształcenie polega na nauce praktycznej zawodu już od studiów ( student po 4 roku przyjmuje sam pacjentów na izbie przyjęć i załatwia łatwiejsze przypadki), stałej opiece lekarza specjalisty, który jest zawsze „pod ręką” i nauki samodzielności od początku specjalizacji przy jednoczesnym dyskretnym nadzorze specjalisty. Dodatkowo kursy krajowe i zagraniczne na bardzo wysokim poziomie. Mam koleżankę, która zaczęła specjalizację w Polsce, po roku wyjechała do Norwegii. Po kolejnym roku powiedziała, że w Norwegii nauczyła się o niebo więcej, mając jednocześnie dużo więcej czasu dla siebie i rodziny. W Polsce lekarze uczą się głównie na własnych błędach, nie uczą się do siebie nawzajem, bo każdy jest dla każdego konkurencją i większość nie chce się swoją wiedzą dzielić. Kursy krajowe na niskim poziomie, a na zagraniczne mało kogo stać. Do tego brak organizacji, brak procedur, brak dobrych systemów informatycznych, powoduje, że ”każdy sobie rzepkę skrobie”. Niską efektywność nadrabiamy dużą ilością godzin spędzanych w pracy. Ale to wiedzą tylko ci, którzy pracowali za granicą i mają porównanie. Wyobraź sobie, że lekarze w Skandynawii nie piszą prawie nic na komputerze. Mają systemy rozpoznawania mowy, a więc opisy operacji, zlecenia, opisy badań dyktują używając mikrofonu, a opis mają od razu na ekranie. W Polsce nie opracowano jeszcze takiego systemu, który by „znał słowa medyczne”, te które są dostępne, robią masę błędów. Cała dokumentacja zajmuje lekarzom dużo mniej czasu niż w Polsce. Dużą ilość kompetencji lekarzy przejmuje personel średni. Dzięki temu lekarz robi tylko to, czego nie wykona personel średni, a więc oszczędza masę czasu i może iść na przykład operować. A po skończonej pracy ma tyle czasu wolnego, że może się pouczyć. Przestańmy wreszcie mierzyć jakość naszej pracy ilością godzin w niej spędzonych. Nie tędy droga.
    @next-gizela
    w punkt.
    Pracuję jako gin-poł 30 lat i to o czym pisze w liście dr Katulski to apoteoza patologii
    już oceniałe(a)ś
    24
    1
    @next-gizela
    On miał źle, więc inni też mają mieć źle. Typowe polskie rozumowanie. Patrz również "mnie ojciec lał pasem, a wyszedłem na ludzi".
    już oceniałe(a)ś
    10
    0
    @insidetrader
    Pracuję w dwóch krajach. Obserwuję moich kolegów z zagranicy i zazdroszczę im w jak szybkim tempie dochodzą do tego poziomu wiedzy, na który ja musiałam pracować wiele lat spędzając ogromną ilośc czasu w pracy. Oni tę wiedzę dostają na tacy od swoich starszych kolegów, którzy nie mają powodu, żeby bać się konkurencji. Po prostu wszyscy dobrze zarabiają w jednym miejscu pracy i nie muszą dorabiać po godzinach. Wszystkim zależy, żeby mieć mądrych kolegów, bo od tego zależy efektywność pracy całego zespołu. I ścisła współpraca oraz wymiana wiedzy na każdym kroku, również pomiędzy oddziałami. To naprawdę daje dużo lepsze efekty niż siedzenie godzinami w pracy i podejmowanie wszystkich decyzji samodzielnie w strachu, że się popełni błąd. Żaden dyżur nie jest samodzielny, zawsze jest rezydent i specjalista, a czasami dwóch specjalistów. To daje poczucie bezpieczeństwa. No i te procedury na wszystko, możliwość konsultacji ze szpitalem uniwersyteckim w każdej chwili. Bajka a nie praca.
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    Nie jestem przekonany. Dwukrotnie zetknąłem się w swoim życiu z położnikami i za każdym razem miałem wrażenie, że lekarz wykituje lada chwila. Przy narodzinach młodszego syna poród przyjmował lekarz, który był drugą dobę w szpitalu. Wyglądał momentami jakby był ciężko pijany (nie, nie był pijany). I to nie jest bez znaczenia. Jakość tej opieki była fatalna. Spotkanie z ortopedą w publicznej przychodni, który przyjmował 20 pacjentów w 3 godziny spowodowało, że wyjąłem z konta 20k i zoperowałem się prywatnie. Znam lekarzy dyżurujących po 3-4 dni bez przerw. Nie chciałbym by mnie leczyli.
    @filkower
    Jednak na porodówce sprawdzają się położne z takim doświadczenie jakiego nie ma żaden położnik.Mój poród odbierała taka położna, do której często zwracali się lekarze prowadzący rodzącą przez całą ciążę, ale na sali porodowej wymiękali.I prosili ją o pomoc.I ona często z przekąsem:jak zacząłeś pieprzyć to skończ,ale zawsze pomagała.Była wspaniałym fachowcem, a pod jej opieką czułam się bezpiecznie.Czy zmęczony do granic możliwości jest skutecznym lekarzem???
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    Pan doktor usiłuje nas epatować martyrologią. A tymczasem konsultant krajowy z chirurgii ogólnej ogłasza podobne dyrdymały- że nie można się nauczyć operować pracując "tylko" 48h tygodniowo. "Tylko 48 h tygodniowo"- to już jest praca w godzinach ponadwymiarowych. Konsultant krajowy twierdzi, że wtedy niemożliwe jest wyrobienie listy zabiegów- 500- do złożenia papierów na egzamin specjalizacyjny. 500 zabiegów w ciągu 6 lat- to 83,3 zabiegu rocznie, 6,91 zabiegu miesięcznie i 1,72 zabiegu tygodniowo. Niewiele, n'est ce pas? Niewiele nauczy się młody doktor. A dlaczego? Dlaczego spotykam rezydenta ortopedii, który od 8 miesięcy NIC nie operował? Bo czas pracy młodego doktora to papierologia, zsyłki do SOR, do poradni, w szpitalach klinicznych- nielegalne prowadzenie zajęć ze studentami, zbieranie materiału do prac naukowych kierownika kliniki. Tak więc apel o dłuższą pracę dla przyszłych zabiegowców- to apel o więcej papierologii etc. Na szczęście te czasy bezpowrotnie mijają.
    @blue.badyl
    Praca lekarza do niedawna była w cenie pracy sekretarki medycznej , a obecnie jest nawet tańsza, bo za rezydenta płaci ministerstwo a sekretarka idzie w koszt szpitala. Proste? Nic w kwestii kształcenia zabiegowców się nie zmieni- przy tym poziomie zaniedbań finansowych i ograniczeniu pracy sal operacyjnych spadamy w przepaść. Razem z pacjentami .
    już oceniałe(a)ś
    9
    0
    Rozumiem intencje autora, sam mam podobne wspomnienia, natomiast dla młodych ludzi takie kombatanckie opowieści są jak bajki z mchu i paproci. Nie robi na nich żadnego wrażenia. To co może ich przekonać to wyłącznie możliwości realnej nauki (nie odsiadywanie dupogodzin na dyżurze, czy nie daj Boże SORze) a i to nie zawsze. I nie ma się co obrażać na rzeczywistość, tak po prostu jest i tyle. Jeśli dasz im swoje zaangażowanie (jako nauczyciel) otrzymasz dużo w zamian. Jeśli nie dasz nic, nie dostanie nic.
    @micor
    Mam również swoje wspomnienia i całkowicie się zgadzam z Panem. Dyżury to przede wszystkim czas zabrany z życia.
    już oceniałe(a)ś
    7
    0
    Zmęczony pracownik, to zdecydowanie większe ryzyko popełnienia błędu. Tak wykazują badania naukowe. W zawodzie lekarza tym bardziej jest to niebezpieczne. Błędna diagnoza, czy źle przeprowadzona operacja, bo lekarz był przemęczony - ile razy o tym słyszymy? Absolutnie nie zgadzam się z wywodem autora listu. Po godzinach niech się dokształca na konferencjach, szkoleniach, czy czytając literaturę, natomiast bynajmniej nie pełniąc dyżury, czy w innej pracy bezpośrednio z pacjentem: tu potrzebny jest świeży, wypoczęty umysł i siła do ciężkiej pracy.
    @elajasi
    Medycyny w oderwaniu od kontaktu z pacjentem nie da się nauczyć.
    Można mieć nabitą głowę najnowszymi informacjami i nie umieć rozmawiać z pacjentem czy jego rodziną.
    Nie chcecie chyba Państwo by lekarz nie widząc i nie dotykając ( badając pacjenta) czytał dziesiątki stron najróżniejszych badań.
    Wtedy można by zastąpić człowieka maszyną.
    już oceniałe(a)ś
    0
    4
    @doc54
    Ale chyba pan nie zrozumiał tego, co napisałam?
    PO GODZINACH spędzonych z pacjentem i jego rodziną, dokształcać należy się już teoretycznie. Ani nie chcę mieć do czynienia z niedouczonymi lekarzami, którzy nie są na bieżąco z najnowszą wiedzą medyczną i naukową, ani też nie chciałabym trafić kiedykolwiek na stół operacyjny, gdyby chirurg realizował się w bezpośredniej pracy z pacjentem 12 czy 15 godzinę. Chusta chirurgiczna zaszyta w ciele pacjentki, czy odesłanie do domu dziecka, które następnie umiera, to pierwsze z brzegu przypadki. Tych błędów można było uniknąć, gdyby lekarz nie był zmuszony do pracy ponad siły, albo gdyby nie lekceważył wyników badań naukowych. Nasze deklaracje dotyczące wydolności i samopoczucia mają się nijak do rzeczywistości. Dziwne,, że lekarz tego nie rozumie?
    Kierowca tira czy autokaru ma nakaz odpoczynku, a lekarz, który ryzykuje w najlepszym wypadku zdrowiem, a często życiem pacjenta, może realizować godziny w pracy dowolnie długo? W razie czego zapłaci szpital odszkodowanie, nie on sam?
    już oceniałe(a)ś
    9
    1
    Współczuje żonie ciagle samej i oczywiście bez wyjścia w kwestii zrozumienia sytuacji skrajnie egoistycznej. W imie zawodowego rozwoju rozpadają się związki, bo kto wytrzyma ciągłą obsługę pana doktora . Proszę sobie doktorze przypomnieć jak to było.
    @drmk
    On nie ma prawa niczego sobie przypomnieć. Przecież jego przy tym nie było. Obowiązki domowe wykonywały się "same", dzieci "same" się wychowywały itd. itp. On przychodził na gotowe.
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    "Praca jako sposób nabycia umiejętności", kontakt z pacjentem - bezcenne. Tyle, że młodzi lekarze a tej chwili są tak przytłoczeni papierologią, że nie mają czasu na w/w sprawy. O brakach w obsadzie dyżurowej już nawet nie wspominam.
    już oceniałe(a)ś
    20
    0
    gdyby młodzi lekarze spędzali cały czas na pracę lekarską, a nie byli wykorzystywani jako sekretarki medyczne przez starszych i nie musieli odwalać ton biurokracji wymyślanych przez system, to spokojnie starczyłoby im 40h tyg na zdobycie odpowiednich umiejętności.
    @Jerryleelouis
    Niestety ci starzy też są zmuszani do odwalania tony biurokracji. Mam wrażenie-nie, nie wrażenie-pewność, że papierologii z roku na rok jest coraz więcej. Gdybym miała możliwość nagrywania przebiegu wizyt bez pisania w komputerze lub asystentkę medyczną mogłabym przyjąć co najmniej 2x więcej pacjentów w tym samym czasie. I z pewnością byłabym mniej zmęczona i pacjenci nie mówiliby że kiepsko wyglądam;)
    już oceniałe(a)ś
    2
    0