Ocenę, czy Polacy czytają za dużo czy za mało, pozostawiam specjalistom od statystyk - podkreśla czytelnik, opisując swoją własną drogę do książek.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Czytać nauczyłem się bardzo wcześnie, książek w domu było sporo, od literatury pięknej po dzieła choćby Marksa czy przygodową beletrystykę. Na początku był chaos, czytałem co mi wpadło w ręce, każda książka była niespodzianką i dopiero jako nastolatek zacząłem bardziej świadomie wybierać lektury. Bardzo ciepło wspominam do dziś moich nauczycieli języka polskiego, historii i geografii, którzy widząc we mnie prawdziwego "mola książkowego" podsuwali mi dyskretnie ciekawe i różnorodne tytuły.

Z punktu widzenia dzisiejszego ministra edukacji pobierałem nauki w tzw. szkole komunistycznej, zdominowanej przez "czerwoną" indoktrynację ideologiczną. W moim przypadku «pranie mózgu« okazało się bezskuteczne, chociaż przyznam, że uczestniczyłem w różnego rodzaju akademiach "ku czci", ale nie musiałem się zmuszać do płaczu w dzień śmierci Stalina. Uff, urodziłem się w 1955 roku.

Spoglądając w przeszłość, szczerze i serdecznie dziękuję tym moim nauczycielom, którzy zadali sobie sporo trudu, aby rozbudzić we mnie prawdziwą miłość do lektury, ciekawość świata i co najważniejsze, tzw. ducha krytycznego (l’esprit critique brzmi nieco lepiej). Dziękuje również moim nauczycielom angielskiego, ten język pomógł mi w nauce francuskiego i pozwolił zrozumieć teksty The Beatles czy Pink Floyd.

Przyznam się bez bicia, że do dziś żałuję nauki rosyjskiego 'byle na tróję", aby tylko nie zawalić roku. Mógłbym być dzisiaj «czterojęzyczny« (polski, francuski, angielski i rosyjski), ale wtedy to był taki akt oporu wobec sowieckiej dominacji.

Pamiętam do dziś, że niektórzy nauczyciele mieli dostęp do książek "drugiego obiegu", dawali je nam do przeczytania, nie zważając na niebezpieczeństwo denuncjacji. Chwała im za to!

Wspominam ze wzruszeniem ten moment, kiedy spotkałem nie tak dawno w Warszawie pana Mirka Chojeckiego, prawdziwego mistrza w przerzucaniu "bibuły" do Polski.

Nie mam żadnych wątpliwości, że na pytanie "Czytać czy nie czytać?" odpowiedź brzmi: "Czytać!"

Oczywiście nie mam zamiaru krytykować tych, którzy czytają mało albo wcale.

Osobiście jestem przekonany, że nie ma lepszego sposobu na rozszerzenie światopoglądu i wzbogacenie słownictwa. Oczytanie, erudycja sprawiają, że dyskusja staje się interesującą wymianą poglądów.

Książka jest także wspaniałą przygodą, ostatnio przeniosłem się wirtualnie do czasów Wojny Secesyjnej i była to pasjonująca lektura, pomocna w zrozumieniu aktualnej rzeczywistości Stanów Zjednoczonych. Książka to dla mnie prawdziwe dzieło sztuki. Bardzo lubię zapach farby drukarskiej i szelest przewracanych kartek. Prawdziwym przeżyciem był dla mnie moment, kiedy wreszcie mogłem przeczytać dzieła francuskich autorów w wersji oryginalnej. Balzac, Maupassant, Flaubert, Hugo, Proust i wielu innych, cóż za wspaniała nagroda za godziny spędzone na nauce francuskiego!

Chciałbym moim listem sprawić, aby choć jedna osoba sięgnęła po książkę i tak jak ja zakochała się w lekturze.

Ocenę, czy Polacy czytają za dużo czy za mało, pozostawiam specjalistom od statystyk. Jestem tylko czasem zaniepokojony jakością polszczyzny polityków i ich językiem.

Piotr Bauman – Nantes – Francja

listy@wyborcza.pl

Czytaj także:

Fałszywy kult czytelnictwa. Nie dajcie sobie wmówić, że jeśli nie czytacie książek, to jesteście gorsi

O pewnym rasizmie, którego nie było

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Roman Imielski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Ten sam rocznik, ta sama historia. Sięgam od 60 lat.
    już oceniałe(a)ś
    12
    0
    już sięgam :-) i pozdrawiam
    już oceniałe(a)ś
    10
    0
    Jak moi dziadkowie wprowadzili się po wojnie do małego poniemieckiego domku na Dolnym Śląsku to dziadek w przeciwieństwie do innych, którzy z opuszczonych okolicznych chałup znosili do domów porcelanę, meble itd. znosił niemieckie książki. Babcia nie mogła mu tego wybaczyć. Jedynym dobrze piśmiennym był we wsi i okolicy. W technikum, które ukończył po wojnie miał 27 przedmiotów i 27 ocen bdb. Ja czytam płynnie od 4 roku życia. Dziękuję, dziaduniu!
    już oceniałe(a)ś
    6
    0
    Odkrywamy z zona Pana Piotr w GW bedac w Lodzi - ale moze kiedys nam sie uda takze w Nantes; milo slyszec rodaka w tym moim miescie francuskim. Pozdrawiam
    już oceniałe(a)ś
    5
    0
    Popieram, choć w Polsce raczej spodziewam się dalszego postępu analfabetyzmu funkcjonalnego.
    już oceniałe(a)ś
    3
    0