Na razie siedzę na emigracji wewnętrznej i coraz bardziej się kulę. Szkoda. Naprawdę. Nie po to brałam udział w strajku studenckim w 1981 - pisze w przejmującym liście czytelniczka.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Z zainteresowaniem przeczytałam list Pauliny z Berlina. Właściwie jej losy przypominają moją własną historię.

W 1989, tuż po pierwszych wolnych wyborach, wyjechałam na studia do Stanów. Ale tak naprawdę studia były tylko pretekstem. Ja też uciekałam od rodziny i z kraju, w którym nie mogłam sobie pozwolić na kupno czy też nawet wynajęcie kawalerki.

Pracowałam wtedy jako asystentka na UW, wieczorami dorabiałam tłumaczeniami. To mnie przerosło.

Skończyłam studia w USA, potem wyszłam za mąż za Brytyjczyka i zamieszkałam w Wielkiej Brytanii. W 2011 wróciłam do kraju. Namówił mnie do tego mąż, który właśnie przeszedł na emeryturę.

Wiadomo - jego emerytura w Polsce miała większą moc nabywczą. Poza tym - jak twierdził - w Polsce jest lepsze jedzenie, pogoda i będziemy mogli jeździć samochodem po Europie Środkowej, zamiast wciąż pakować się do samolotów i lecieć do ciepłych krajów, żeby choć ze dwa tygodnie w roku wygrzać się na słońcu.

Zgodziłam się, choć niechętnie. Ja też musiałam stawić czoło duchom z przeszłości.

Wciąż czuję się winna

Wszystko było traumatyczne. Zderzenie z rodziną, z biurokracją, z traktowaniem klienta jak intruza. Odkąd tu przyjechałam, wciąż czuję się winna i podejrzana. W urzędzie, w autobusie, w pociągu, w sklepie.

Kiedyś wsiadłam do pociągu podmiejskiego bez biletu. Nauczona doświadczeniem zaczęłam biec w panice na czoło pociągu, żeby kupić bilet u konduktora. Niestety pociąg miał dwa składy i nie udało mi się przeniknąć przez stalową ścianę. Wtedy wsiedli kontrolerzy i ukarali mnie przykładnie. Próbowałam im wytłumaczyć, że brak drzwi do kolejnego wagonu uniemożliwił mi kupno biletu. WINNA.

Zaraz po przyjeździe wybrałam się do Rossmanna. Sklep był pusty. Kupiłam szampon, mydło i proszek do prania. Mniemam, że wszystko rejestrowały kamery. Kiedy wychodziłam, zastawił mi drogę ochroniarz. Zrewidował mnie, przetrzepał torbę. WINNA.

Szczęka mi opadła. To tak jakby mi ktoś napluł w twarz. Teraz jestem już przyzwyczajona, że kasjerka czasem wychyli się zza kasy, żeby zobaczyć, czy nie przemycam w przepastnym koszyku papieru toaletowego; że ludzie (w tym ja) meldują ochroniarzom w sklepach, że kupili wędlinę w innym sklepie, i wkraczają z tymże podejrzanym towarem na teren np. Biedronki. Że trzeba mieć rachunek z innego sklepu przy sobie - w razie rewizji.

O traktowaniu w urzędach nie będę pisać, bo wszyscy to znamy z autopsji. WINNA.

Odkąd tu przyjechałam, wciąż się boję. Sklepowych, urzędników, kontrolerów biletów, a nawet pani w kiosku, która na mnie krzyczy, że nie uprzedziłam jej, że będę płacić kartą. A w dodatku tylko za gazetę.

Nie jestem "ichnia"

A teraz jeszcze rządy PiS. Jeszcze większy strach. Nie jestem "ichnia".

Ostatnio zmarła moja matka. Pochowaliśmy ją na cmentarzu na wsi, gdzie się urodziła. Ksiądz wiedział, że jesteśmy niewierzący, ponieważ przed pogrzebem go o tym (oględnie - STRACH) poinformowaliśmy.

Nadszedł dzień pogrzebu. Ksiądz wygłosił kazanie i poinformował nas, że niewierzących czeka JEZIORO PŁOMIENI. Pocieszające. No i jeszcze, że w tym roku jest pandemia, którą ktoś wymyślił (wina Tuska?), i że będzie susza i drożyzna. Z tą susza to się trochę pomylił, więc może z tym jeziorem płomieni, które strawi mnie i mojego brata, też.

Paulina wyjechała. Ja - z różnych względów - nie mogę. Nie jestem najmłodsza i już nie mam siły zaczynać życia od nowa.

Zostanę, w nikłej nadziei, że tu kiedyś będzie normalnie. Na razie siedzę na emigracji wewnętrznej i coraz bardziej się kulę. Szkoda. Naprawdę. Nie po to brałam udział w strajku studenckim w 1981.

To smutna konstatacja. Czy naprawdę tacy jesteśmy? Piszcie: listy@wyborcza.pl

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Proszę się nie kulić,nie zamykać się w sobie bo to pogorszy Pani stan zdrowia.Proszę się dużo uśmiechać do samej siebie,cieszyć się każdym okruchem szczęścia,życzliwością ludzi i patrzeć ludziom prosto w oczy.Czułam się przez chwilę tak samo ale nie poddam się i nie będę się kulić. Wierzę,że moje dzieci i wnuki doznają lepszego jutra.
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    Mam to samo uczucie i taką nikłą nadzieję, że mająć 63 lata dożyję jeszcze wolnej normalnej Polski. Jeden człowiek w imię swojej nienawiści zniszczył naród, podzielił na swoich i wrogów, być może doprowadzi do rozlewu krwi bo nie ma żadnych hamulców moralnych.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0