Zdalna szkoła testowana przez kilka dni na zasadzie "dobrowolnego" zaangażowania uczniów, od środy 25 marca staje się obowiązkowa. Tylko czym właściwie jest zdalna szkoła? Jakie są prawa i obowiązki uczniów i rodziców? Kto tak naprawdę jest za taką edukację odpowiedzialny? Rozporządzenie MEN tego nie precyzuje, a szkoła próbuje jak najwięcej zadań przerzucić na rodziców.
Nie oburza mnie lament nad tym, że nie wszystkie dzieci mają komputer czy tablet oraz dostęp do internetu. W dobie 500 plus, darmowych podręczników i szkolnej wyprawki każdy rodzić powinien zapewnić dziecku podstawowy sprzęt. Ja sama właśnie szukam drukarki i kupię używaną (poniżej 200 zł).
Nie mogę natomiast zrozumieć, jak ktokolwiek mógł pomyśleć, że ośmio- czy dziewięciolatek jest w stanie, mając dostęp do internetu, samodzielnie korzystać ze zdalnej edukacji w obecnym jej kształcie. Kiedy szkoła nie zapewnia bezpiecznego środowiska cyfrowej pracy, ale jedynie podsyła linki do ogólnodostępnych serwisów.
Kto weźmie odpowiedzialność za takich uczniów, którzy w czasie szkolnych lekcji zabłądzą w sieci?
Ale przede wszystkim jak naukę zdalną w edukacji wczesnoszkolnej wyobrażają sobie nauczyciele? W szkole mojego dziecka (a z tego, co wiem, jest to raczej wyjątek niż reguła) nauka polega na rozwiązywaniu zadań przesłanych za pośrednictwem Librusa. W dodatku często do rodziców z poleceniem: "Proszę wydrukować", a nawet "Proszę zrobić zdjęcie pracy dziecka i odesłać mi mailem".
Nauczyciele proszą o zrozumienie i powołują się na rozporządzenie MEN, ale niestety zdają się nie rozumieć ani samego rozporządzenia, ani przepisów oświatowych, ani też tego, że są zatrudnieni na etacie, a etat to 40 godzin pracy tygodniowo. Teraz ciężko przecież mówić o pensum, więc przygotowanie i prowadzenie zajęć zdalnych powinno zająć 8 godzin dziennie.
Zaraz odezwą się głosy, że nauczyciele spędzają wiele godzin na raportowaniu i innej biurokracji. Ale dlaczego mnie jako rodzica to ma interesować? Ja po 10 dniach zdalnej szkoły doszłam do wniosku, że mogę przygotować i przeprowadzić sześć lekcji w 15 minut (przyznaję, że choć nie pracuję w zawodzie, jestem polonistką z uprawnieniami pedagogicznymi).
Oto moje lekcje, zapraszam:
1. Matematyka: ćwiczenia, str 34-35.
2. Język polski: ćwiczenia, strona 31-32.
3. Plastyka: zaprojektuj pisankę, technika: farby plakatowe.
4. Język angielski: unit 4, robimy ćwiczenia 3 i 4, piszemy notatkę w zeszycie: I have got long hair. I haven't got glasses. Ćwiczymy słownictwo z lekcji, grając w grę (słownik obrazkowy): [link-do-gry].
5. Religa: przeczytaj z rodzicami fragment Ewangelii (wstawiamy odpowiedni fragment) i odpowiedz na pytania: Jak się dowiadujemy, że Jezus zmartwychwstał? Co to jest życie wieczne? Co tak naprawdę uczynił dla nas Jezus? Narysuj Anioła przy grobie Jezusa.
6. Wychowanie fizyczne: trzymaj formę, ćwicz przez 20 minut dziennie [link-do-ćwiczeń].
I oto w 15 minut zapełniliśmy uczniowi cały dzień, a rodzice niech sobie radzą. Argument, że rodzice mają swoją pracę, nie działa. Nauczyciele zapowiadają, że już od środy muszą oceniać, bo MEN każe. Tymczasem w klasach I-III jest ocena opisowa i wcale nie trzeba wpisywać ocen cyfrowych w Librusie.
Czy mam poświęcić cztery godziny na faktyczną realizację lekcji z dzieckiem, jeżeli nauczyciel poświęcił na swoją pracę 15 minut? Kto mi zapłaci? Bo przecież jako mamie dziewięciolatka zasiłek opiekuńczy już mi się nie należy. Chyba że ktoś naprawdę wierzy, że tak małe dzieci nauczą się same, bez żadnego wsparcia.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Mogą załamać ręce, a przynajmniej próbują.
W Polsce tradycyjnie jeździ się po nauczycielach. A wystarczy sobie wyobrazić, jak to musi być, kiedy nagle wszystko ma się znaleźć online. Wiem z forum nauczycielskiego, że nauczyciele siedzą do północy codziennie, żeby zaplanować takie lekcje.
Wstydźcie się wszyscy rodzice, którzy marudzicie w takiej sytuacji.
Nauczyciele zostali postawieni przed zadaniem:
- Zrób to! Edukuj on-line!
- Ale jak? Czym? Na czym?
- Nie wiemy, ale zrób!
Co ma pani zdaniem zrobić nauczyciel? Jak? Na czym?
Nie - nie jestem nauczycielem.
"Co to jest życie wieczne?" - Jeden z ciekawszych modeli biznesowych: zawiedzeni klienci nie wracają z reklamacją.
"Co tak naprawdę uczynił dla nas Jezus?" - O ile istniał, to zdaje się, że próbował nas nauczyć wzajemnego szacunku i miłości. Tak, panowie biskupi, do tych, których niektórzy nazywają "zarazą" także.
"Narysuj Anioła przy grobie Jezusa" - O nie, to mnie zdecydowanie przerasta, nie ten talent :)))
Zdolniacha z ciebie, potrzebujemy takich więcej. Sznurówki też wiążesz samodzielnie i nie wychodzisz kredkami poza linie? Pochwal się, czekamy niecierpliwie.
a to "czekamy" oznacza, że wypowiadasz się w imieniu całego narodu czy to tylko ty ze stryjem?
Czego nauczy się dziecko poprzez takie zdjęcie ?
W przypadku takich małych dzieci prawo pozwala ograniczyć się do poinformowania rodziców dziecka o dostępnych materiałach, a także możliwych sposobach i formach ich realizacji przez dziecko w domu. Żadnych wideokonferencji z przedszkolakami, żadnego wysyłania zadań małym dzieciom przez e-dziennik czy e-maila. Niczego takiego szkoła czy przedszkole nie musi.
Rozporządzenie nie nakłada na rodziców dzieci żadnych obowiązków, daje im tylko prawa. Nikt nie musi brać urlopu, bo pierwszoklasista o 10.45 ma właśnie e-lekcję ze swoją panią, która wprowadza właśnie literkę J albo klasa II będzie przez komputer śpiewać piosenki o naszym kochanym panie prezydencie RP albo o dzielnych żołnierzach wyklętych.
Jedyne, co jest zobowiązana szkoła w stosunku do przedszkolaków i najmłodszych dzieci z klas I-III to wyposażyć ich w dostęp do materiałów edukacyjnych, a to rodzic zadecyduje czy i w jakim zakresie z nich skorzysta.