Kiedy w 2016 r. usłyszałam o pomyśle zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, wpadłam w przerażenie. Wielokrotnie powtarzałam partnerowi, że nie możemy się zdecydować na dziecko, bo boję się o swoje życie. Były to dla nas trudne chwile, ponieważ od pewnego czasu realnie myśleliśmy o dziecku.
3 października 2016 r. pierwszy raz wyszłam na ulice w ramach protestu. Szłam jako kobieta, która czuje się oszukana przez własne państwo. Własną ojczyznę. Tak bardzo pragnęłam dziecka, ale nie będę go miała, jeśli ciąża może zagrażać mojemu życiu. Jakiś czas później wspólnie z partnerem jechaliśmy samochodem, usłyszeliśmy przez radio, że PiS się wycofuje. Zaczęłam płakać, pamiętam, jak mówiłam przez łzy: „Kochanie, będziemy mieli bobasa!”.
W lutym 2017 r. zaszłam w ciążę. Na każde badanie prenatalne szłam z niepokojem, ale ze świadomością, że ustawa antyaborcyjna nie została zaostrzona. To dawało otuchy.
W listopadzie 2017 r. urodził się mój syn. Wspaniały, zdrowy chłopiec. Mieliśmy szczęście. Jestem szczęśliwą mamą, ale patrzącą z niepokojem w przyszłość. Teraz, kiedy znowu musimy walczyć o podstawowe prawa kobiet, zastanawiamy się z mężem, czy nasz mały synek będzie miał rodzeństwo. Uzależniamy to od sytuacji związanej z ustawą antyaborcyjną.
Droga Redakcjo, wybaczcie za chaos w liście, mój maluszek jest bardzo aktywny i piszę tego maila po nieprzespanej nocy. Jednak bardzo chciałam się podzielić moim doświadczeniem.
K. z Krakowa
Jestem matką dziecka ze sprzężoną niepełnosprawnością. Popieram czarny protest.
j
Mam 69 lat – byłam w Warszawie – bałam się, że znowu powiedzą o emerytkach, niech mówią. Ale byłam, widziałam, ile młodych kobiet, mężczyzn było na proteście – serce rosło. Poszłam nie tylko dla siebie, ale dla tych kobiet, które mogą mieć problemy.
Anna
Obecnie jestem na emeryturze. Widziałam zdeformowane dzieci, wiem, jak trudno urodzić, często trzeba dokonywać cięcia cesarskiego, rozkawałkowania płodu, wymóżdżenia. Ciąża to nie jest tylko radość i czas oczekiwania.
Bywa, że wychodzą ukryte choroby, zatrucia ciążowe zagrażające życiu kobiety i dziecka.
Iwona
Piszcie: listy@wyborcza.pl
Wszystkie komentarze
No więc kto nam to zrobił ? Matki, ojcowie, dziadkowie, a może my jesteśmy winne najbardziej ? Może to polskie wychowanie przez poniżanie ? Na pewno politycy i KK, ale nie byliby w stanie zrobić nam tego, gdybyśmy się tak nie bały, gdybyśmy miały więcej odwagi i to już przed laty, bo teraz sytuacja jest koszmarna. No cóż dziewuchy, tak trzymać.
Nie znam życia bez tematu aborcji, jestem okropnie tym zmęczona i myślę, że wprowadzenie zakazu aborcji byłoby punktem zwrotnym w cywilizowaniu Polski. Wiem, że byłyby ofiary, ale teraz też są. Ten kompromis między prawicowcami a biskupami przyniósł ofiary, też śmiertelne.
Bo chodzicie do kościoła i dajecie się wykorzystywać! Jesteście lepszą połową ludzkości i dlatego my mężczyźni was tłamsimy. Powiedzcie nie, jesteście większością - popierajcie się nawzajem. Nie dajcie się zindoktrynować!
zaraz, zaraz...o czym Ty mówisz? o czym pisze autorka pierwszego listu?
rezygnacja z dziecka z powodu obaw? proszę bardzo. jeśli boimy się ciemnego
pokoju, to może po prostu do niego nie wchodźmy. czy to zbyt trudne?
bo jakieś problemy wystąpią _na pewno_, wcześniej czy później, w tym zagrażające życiu i jeden z nich okaże się śmiertelny.
tymczasem conajwyżej 5% (raczej mniej) aborcji wiąże się z jakimkolwiek obiektywnym obciążeniem.
czy pozostałe 95% (czyli podobno 190 tys. rocznie) to ma być ta odwaga?
czy może odwagą jest jednak raptem 2 x tyle urodzeń?
"Dlaczego ciąża dla Polki wiąże się ze strachem większym, niż powinna ?"
bardzo dobre pytanie...kto nam to zrobił?
Przez moment nawet nie pomyślałam o aborcji. Myślę o strachu, który zniechęca do ciąży. Kobiety boją się , że jeżeli coś będzie nie tak, to nie otrzymają pomocy, a nie stać ich na szukanie jej za granicą. Wiemy ile jest dozwolonych aborcji, ale nie wiemy, ile kobiet w takich sytuacjach zmuszono do donoszenia ciąży i urodzenia śmiertelnie chorego dziecka. A takie przypadki są. Procedury są przeciągane, tak aby minął okres, do którego prawo dopuszcza wywołanie porodu. Nie wiemy ile par w takich sytuacjach wyjeżdża za granicę po pomoc. Wiemy, że tacy ludzie są, jak też to, że większości nie stać na to.
Kobiety nie wierzą lekarzom i mają powody. Czytałam o przypadkach urodzenia chorych dzieci, kiedy rodzice czekali na zdrowe, bo tak ich zapewniano po kolejnych badaniach. Potem opinie lekarzy, którzy twierdzili, że to musiało być widoczne na USG. Ostatnio wypowiedź matki, która mówiła, że gromadzi kasę, aby jej córka, kiedy będzie w ciąży, mogła skorzystać z kilku wizyt i niemieckich lekarzy, aby mieć pewność że wszystko z ciążą jest ok.
Niepokój w ciąży jest normalny i towarzyszy każdej kobiecie, nawet kiedy kolejne badania potwierdzają dobry stan. Strach, który towarzyszy Polkom nie jest normalny i nie spotykany w cywilizowanych krajach. To kto nam to zrobił ?
ale co będzie nie tak, konkretnie?
zagrożenie życia matki: 1/10 000
ZD: 1/1000 (inne trisomie znacznie rzadziej)
urodzenia martwe: 5/1000
inne - jakie?
oczywiście, takie przypadki są, to są konkretne zagrożenia i faktycznie chyba warto rozważyć, czy aby na pewno chcemy aż tak bardzo ryzykować zachodząc w ciąże, bo 100%
pewności nie będzie _nigdy_ (nawet długo po porodzie i choćby niemieccy lekarze
twierdzili inaczej).
tymczasem co trzecia _prawidłowa_ ciąża zostaje przerwana z powodu różnego rodzaju "obaw", które jakimś cudem jednak nie przeszkodziły w zajściu...co to za logika?
czy czytujesz wyłącznie o wyjątkach od reguł?
czy dlatego, że o nich się najwięcej pisze?
Owszem chcemy, bo większość par chce mieć dziecko. Nie wiem, jak dużo jest kobiet, które po urodzeniu pierwszego mówią, udało się, ale więcej nie zaryzykuję. Są takie.
O logikę pytaj prawicowców i KK, którzy strasznie chcą ograniczyć aborcje i jednocześnie zakazując edukacji seksualnej i dążąc do zakazu antykoncepcji, choć Polki i tak nie mają dostępu do najnowocześniejszej.
Owszem, większość ciąż przebiega wzorcowo i dziecko rodzi się zdrowe. Żadne to jednak pocieszenie dla tych kobiet i rodzin, które dotyka tragedia. Inni przyglądają się tym sytuacją ze świadomością, że ich też może to spotkać i podejmują decyzje.
Podobnie jest z kryzysami gospodarczymi. Wcale nie byłyby w wielu przypadkach takie straszne, gdyby nie masowa zmiana zachowań ludzi powodowanych strachem.
Co do aborcji niechcianych ciąż, to recepta jest jedna wiedza i antykoncepcja. Żaden przymus, żaden zakaz nic nie da. Dawniej kobiety poddawały się pokątnym aborcjom za świadomością , że mogą nie przeżyć, a jednak to robiły i wiele umierało.
tak, to ładnie brzmi. i tak poprawnie.
natomiast statystyki są takie:
mamy ok. 9 mln kobiet w tzw. "wieku rozrodczym" (przepraszam, też mnie nie zachwyca to określenie, ale nie o to chodzi..)
przypuśćmy, że wszystkie mogą i chcą mieć dzieci (taki ukłon).
przypuśćmy, że każda statystyczna kobieta chce mieć 2 dzieci (też ukłon).
mają na to 35 lat (co wynika z powyższego, niezachwycającego określenia...).
statystycznie wynika z tego, że co roku w ciążę (niepowikłaną) zajdzie ok. 515 tys. kobiet.
czy tyle zachodzi w ciążę (niepowikłaną)?
nie, zachodzi wyraźnie _więcej_.
czyli strach przed zajściem w ciąże to chyba jednak nie jest żaden podstawowy problem...
Ale nagle- STOP, jestem w Polsce. Boję się. O swoje zdrowie/ życie, ale także moje dzieci które mogłyby zostać pozbawione mamy bo zostałabym zmuszona opiekować się nieuleczalnie chorym dzieckiem. 24 godziny, siedem dni w tygodniu, nierzadko przez wiele lat. Sama, bo opieka państwa nie istnieje, a partner przecież musi zarobić.
Także, nie dziękuję. Będzie dwójka dzieci.
Proponuję zacząć od budowania poczucia bezpieczeństwa u matek, a nie od wciskania 500 zł do ręki. Myślę, że byłoby bardziej skuteczna, niż ZMUSZANIA do rodzenia.