Ona się boi, a jego podejrzewa, że przede wszystkim odczuwa ulgę. On, choć odczuwa ulgę, to jednak chętnie rozważa temat w kategoriach moralnych.
Aborcja to zdecydowanie sprawa kobiet. O ich zaangażowaniu świadczy chociażby ich przewaga w naszym badaniu – 69 proc. respondentów. A w „grupie celowej” przepisów, czyli osób do 40. roku życia, kobiet, które wypełniły kwestionariusz, jest cztery razy więcej niż mężczyzn! Porównując wyniki dla kobiet i mężczyzn, pokazujemy dane dla wszystkich respondentów, mając świadomość, że młodsi panowie dali sobie mniej szansy na głos niż pozostałe grupy.
Jeszcze jakiś czas po zdjęciu z serwisu nasz kwestionariusz nadal żył (od soboty, kiedy napisaliśmy pierwszy tekst wypełniło ją dalsze 700 osób, rozsyłaliście sobie ją mailami i w serwisach społecznościowych) i dziś pokazujemy wyniki z 13,2 tys. ankiet.
Toczące się obecnie sejmowe dyskusje o zaostrzenie przepisów wywołują w naszych respondentkach przede wszystkim gniew (79 proc.), strach (54 proc.) i oburzenie (51 proc.). W porównaniu z mężczyznami kobiety częściej odczuwają negatywne emocje i bardziej niż oni obawiają się zaostrzenia prawa (54 proc. vs 27 proc.).
Być może dlatego, że życiowe doświadczenie mówi im, że rzadziej mogą polegać na wsparciu partnerów, a częściej muszą same się mierzyć z problemem niechcianej ciąży. I prawdopodobnie właśnie dlatego, że nie chcą lub nie mogą liczyć na pomoc partnera, kobiety częściej dają sobie wyłączne prawo do decydowania o wykonaniu zabiegu. Aż 32 proc. naszych respondentek jest zdania, że kobieta ma prawo nie powiedzieć partnerowi/mężowi, że zamierza przerwać ciążę.
O tym, że kobiety nie zawsze mówią parterowi o aborcji, świadczy choćby proste porównanie: z przypadkiem aborcji w najbliższym otoczeniu spotkało się 63 proc. kobiet i 52 proc. mężczyzn...
Strach związany z przerwaniem ciąży odczuwa ok. 46 proc. pań i 23 proc. panów – być może dlatego, że to zabieg, któremu poddawane jest ciało kobiety, a nie mężczyzny. Ale przy tej okazji pojawiają się też inne emocje. Kobiety twierdzą, że w praktyce aborcja przynosi im najczęściej uczucie ulgi (68 proc.). Wyrzuty sumienia (34 proc.) zajmują ostatnie miejsce na liście.
Mężczyźni wyobrażają sobie, że wyrzuty sumienia, ulga i strach są u kobiet decydujących się na aborcję tak samo powszechne (od 43 proc. do 49 proc. mężczyzn). To oznacza, że przypisywanie kobietom wyrzutów sumienia to bardziej wyobrażenia mężczyzn, niż opinia samych kobiet.
Ale to działa też w drugą stronę: kobiety sądzą, że aborcja to dla mężczyzn po prostu ulga (tak twierdzi 70 proc. kobiet), a inne uczucia mężczyznom kobiety przypisują znacznie rzadziej (zwłaszcza wyrzuty sumienia).
Krótko mówiąc, ona się boi, a jego podejrzewa, że przede wszystkim odczuwa ulgę. On, choć odczuwa ulgę, to jednak chętnie rozważa temat w kategoriach moralnych.
Bo mężczyźni o wiele częściej niż kobiety uznają, że kwestia aborcji może prowadzić do wyrzutów sumienia (twierdzi tak 47 proc. z nich; wśród kobiet 27 proc.).
Ciekawe w tym kontekście wydaje się, że jeden na pięciu mężczyzn zrzeka się prawa do współdecydowania o przerwaniu ciąży i oddaje to w ręce kobiety. Czy motywem jest uszanowanie prawa kobiety, czy próba ucieczki z trudnej sytuacji i niechęć do wzięcia odpowiedzialności?
Bądźmy sprawiedliwi: 81 proc. mężczyzn chce współdecydować o ewentualnym przerwaniu ciąży, i to o wiele więcej niż odsetek kobiet przyznających im takie prawo (65 proc.).
Nasi respondenci nie pchają się do pierwszego szeregu przy dyskutowaniu o prawie aborcyjnym; podobnie jak panie dają w tej sprawie decydujący głos przede wszystkim młodym kobietom, przyszłym i obecnym matkom, dwa razy częściej niż sobie samym.
Czy chodzi tu o motyw „nieurządzania świata kobietom” i respektowania ich prawa do samostanowienia? Czy o próbę zrzucenia odpowiedzialności na kobiety? Mimo wszystko te ostatnie przyznają mężczyznom znacznie więcej prawa głosu w dyskusji o przepisach aborcyjnych i wywołują ich do tablicy częściej, niż oni sami robiliby to z własnej woli.
Kobiety rzadziej oceniają sprawę w kategoriach moralnych, widać w wielu odpowiedziach bardziej „realne, życiowe” podejście do tematu.
Wyraźnie częściej niż mężczyźni po prostu zliberalizowałyby przepisy aborcyjne (77 proc. vs 68 proc.).
Opis wyników byłby niepełny, gdybyśmy nie dopowiedzieli, że w naszym badaniu ujawniła się grupa młodych mężczyzn, którzy chcieli podkreślić swoją rolę i znaczenie w kwestii aborcji. Nie zgadzają się na pomijanie ich w dyskusji, nie chcą oddawać decyzji w ręce kobiet. Nie używają słowa „płód”, ale „dziecko”, uważają, że bronią swoich praw jako (potencjalni) ojcowie.
Czekamy na Wasze historie, opinie: listy@wyborcza.pl
Wszystkie komentarze
Przykład pierwszy zupełnie nietrafiony, bo mówimy o aborcji z wyboru, a nie wynikającej z zagrożenia życia kobiety. Drugi przykład też średni, szczerze mówiąc. Nie możemy narzekać, że mężczyźni nie czują odpowiedzialności i jednocześnie świadomie odbierać im prawo do decydowania o ojcostwie (mówię o aborcji bez przesłanek medycznych, przy zliberalizowanej wersji ustawy). Dwie osoby stworzyły to dziecko. Dlaczego o jego życiu ma decydować tylko jedna?
> Dlaczego o jego życiu ma decydować tylko jedna?
Ależ zgadzam się, że mężczyźni powinni mieć prawo współdecydowania. Ale dopiero od momentu, gdy pierwszy z nich zajdzie w ciążę, urodzi dziecko i zmierzy się ze wszystkimi tego psychofizycznymi konsekwencjami.
Może dlatego, że tylko jedna osoba zostaje z większością obowiązków i zmuszona zostaje do dużo większego poświęcenia? Tak wyglądają realia, nie teoria.
Tego typu poglądy tylko napędzają zwolenników zakazów aborcji - jeśli będzie się chciało pozbawić mężczyzn prawa wspólnego decydowania o życiu ich potomstwa, to będą ze strachu forsować rozwiązania przymusowe.
Ale każda ciąża, nawet najzwyklejsza jest zagrożeniem życia kobiety, bo podczas ciąży i porodu może dojść do komplikacji, które skończą się kalectwem lub śmiercią. Obecnie śmiertelność około ciążowa kobiet jest na poziomie wyższym niż np. śmiertelność w wyniku dawstwa nerki. Nikomu by jednak nie przyszło do głowy zmuszać kogoś do oddawania swojej nerki, ale już zmuszać do porodu można? Od 30-do 50% kobiet po porodzie odczuwa związane z nim dolegliwości powyżej 3 lat, z czego w kilku procentach przypadków są to dolegliwości ciężkie, utrudniające życie. Realnie w jaki sposób chciałbyś zmusić swoją partnerkę do urodzenia, jeśli ona tego nie chce? Przypiąć ją na 9 miesiącu do łożka z ochroniarzem obok, grożąc więzieniem?
Ale jest też sytuacja w drugą stronę, dobrze by było otrzymać od partnerki informację, że to albo tamto, np w przypadku decyzji o urodzeniu dziecka chorego, gdy wychowanie spada na obu partnerów...
Proszę zerknąć w statystyki, jak to wygląda z tym wychowaniem niepełnosprawnych dzieci przez "oboje" rodziców...
Dlatego właśnie warto to przedyskutować wcześniej...
Oczywiście, grupa respondentów jest specyficzna -- prenumeratorzy Gazety, ale liczebność próby pozwoli na zbadanie rozkładu emocji i ich racjonalizacji.
Poproszę o następne: zbadanie opinii o wpływie partyjnej działalności Kościoła na głosowanie w wyborach. Szczególnie o pytanie, czy doswiadczyłaś/eś, słyszałaś/eś o bezpośredniej agitacji w wyborczą niedzielę. Wyniki bardzo pomogą Państwej Komisji Wyborczej w zauważeniu tego procederu. A może nie istnieje?
Dobry pomysł, tylko z weryfikacją będzie trudniej i co to znaczy, słyszałeś o bezpośredniej agitacji w niedzielę wyborczą...
Ja np. słyszałem, że Żydzi chcą przejąć władzę nad światem i ich cały spisek został dawno odkryty przez carską Ochranę.
To, że uważam to za bzdurę nie znaczy, że o tym nie słyszałem, więc jeśli pytanie brzmiałoby:
"Czy słyszałeś o tym, że Żydzi po kryjomu przejmują władzę nad światem?" musiałby odpowiedzieć - zgodnie z prawdą - tak.
Lepsze pytanie byłoby, chyba, czy osobiście byłeś świadkiem agitacji wyborczej ....ale, żeby osobiście być świadkiem, należałoby być w kościele, większość aktywnych forumowiczów wydaje się unikać tego miejsca.
Na podobne pytanie postawione pytanie przeze mnie kilka dni temu, 2 osoby odpowiedziały twierdząco na podstawie własnych doświadczeń.
Dodatkowo usłyszałem też opowieść o autokarze pielgrzymkowym, w którego wnętrzu wywieszony był transparent wyborczy jednego z kandydatów, a ksiądz organizator przypominał uczestnikom, żeby koniecznie wziąć dowód, po czym autokar zatrzymał się przed punktem wyborczym.
Kiedy przypomniałem autorowi, że do głosowania poza swoim obwodem w Pl, poza dokumentem tożsamości potrzebne jest jeszcze zaświadczenie ze swojego UGm, o uprawnieniu do głosowania i zapytałem, czy uczestnicy rzekomej pielgrzymki wyborczej, też je mieli zapadła pełna wymownego milczenia cisza....
Wygląda więc na to, że jeśli wierzącym w masową agitację wyborczą w kościołach zależy na wyplenieniu tego procederu najlepsze co mogą zrobić, to pójść w dzień wyborów na mszę i jeśli zauważą łamanie prawa poinformować PKW.
Jak ja lubię, jak ktoś plecie trzy-po-trzy, a nie ma zielonego pojęcia.
Respondentami tego badania nie są prenumaratorzy GW. Nie trzeba opłacać prenumeraty, by móc w nim wziąć udział.
Nawet w ankiecie jest pytanie o to czy jest się czytelnikiem GW.
Link do badania żyje własnym życiem i może w nim wziąć udział każdy.
Informacja o ankiecie dotarła głównie do osób czytających gazetę wyborczą, czyli grupa respondentów mogla być przez to niereprezentatywna. Lepiej?
Cieszę się, że zabrałeś glos w intencji doskonalenia metody badania tego tematu tabu.
To wymaga socjologicznej głowy, może jakiś badacz się zainteresuje, może fundusze zbierze się crowdfoundingiem.
Redakctor Sekielski zbiera w ten sposób na dokument o ofiarach księży pedofilów, Już ma 1/3 założonej kwoty Https://patronite.pl/sekielski
A proszę cię bardzo.
A bardziej do rzeczy.. w kwestii ciszy wyborczej to ja bardziej zgadzam się - chyba - z Nowoczesną, która to partia postulowała jej zniesienie (ograniczenie zakazu agitacji do pkt. wyborczych i jakiejś kilkudziesięciometrowej <100m strefy "ochronnej")
Cisza wyborcza miała sens kiedy można ją było egzekwować, w dobie Internetu i mediów społecznościowych to fikcja jest.
Zastanawiam się tylko nad ewentualnym podawaniem wyników "exit polls" w czasie rzeczywistym.
Tym lepiej, że nie tylko prenumeratorzy.
A ja sobie jeszcze poplotę, dobrze?
Tak, nasz ksiądz zaszalał w niedzielę palmową. Już na koniec, przy ogłoszeniach parafialnych dał 15 min.popis propagandy. Np.żeby w wielki czwartek i piątek wziąść urlop bo zamiast pracować powinniśmy adorować grób.... a dzieci nie powinny chodzić na zajęcia pozalekcyjne tylko oczywiście do kościoła.
No tak, bo ty też dorosłemu człowiekowi wybierzesz przyszłość i przymusisz do wykonywania danego zawodu.
kiężyzm to nie zawód to zbujecki fach