Maciej Lepiato: Byłem w trzeciej gimnazjum. Nauczyciel zorganizował klasowe zawody w skoku wzwyż. Nikt z nas, uczniów, nie uprawiał wcześniej tej dyscypliny. Mieliśmy typowo szkolne warunki: dwa materace, zamiast poprzeczki – guma, której jeden koniec trzymał wuefista, a drugi przyczepiliśmy do drabinek. Skakaliśmy nożycami. Nie kładliśmy się w powietrzu, tylko przerzucaliśmy nogi. Najlepszy z kolegów walnął metr czterdzieści. Dla mnie mało. Skoczyłem metr pięćdziesiąt, sześćdziesiąt, siedemdziesiąt. I nagle dzwonek! Przerwaliśmy zajęcia.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze