Najpierw uchodzili za wyjątkowo dotkliwie pokrzywdzonych przez pandemię – oni, osobnicy uzależnieni od ruchu, współzawodnictwa ciało w ciało i ekstremalnego wydatkowania energii, zostali nie tyle uwięzieni, ile obezwładnieni, mogli się w domach poczuć jak w kaftanach bezpieczeństwa. Biznesowa konieczność wybawiła ich jednak błyskawicznie. Wciąż ponawiane lockdowny przyduszają inne branże, tymczasem zwłaszcza piłkarze, czyli atleci generujący najwyższe zyski, ganiają po boiskach intensywniej niż kiedykolwiek wcześniej. Stracili tylko jedno: wrzawę rozżarzonych trybun.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Ludzie wrócą do podróżowania choć mogą zobaczyć sobie miejsca na monitorze.
I tak samo wrócą na stadiony choć można obejrzeć na monitorze
Serdeczności dla pana redaktora! Zdrówka w Nowym Roku!
Ale pan Stec nie stawia tezy, że jakaś tam garstka ludzi nie woli emocji na żywo, chodzi mu o to że logika biznesu sportowego jest taka, że kibice na trybunach nie są koniecznie potrzebni, więc spora szansa że kiedyś znikną, albo będą zupełnie marginalni, tak jak marginalną popularnością cieszą się aktorzy teatralni w stosunku do gwiazd ekranu.
Rozumiem to. Ujmę to inaczej: jeżeli taka sytuacja potrwa dłużej niż parę miesięcy, przestanę oglądać piłkę nożną i przynosić zyski temu biznesowi. Już przestaję kochać ten sport i jestem bliski decyzji o zerwaniu. Myślę, że takich jak ja jest dużo więcej.