Upłynęło ledwie pół godziny gry, a gospodarze prowadzili 2:0. Przewagę uzyskali przytłaczającą, po każdym strzelonym golu ewidentnie pożądali kolejnego, choć nawet remis mógł w pełni ich satysfakcjonować – dawał awans. Madrytczycy wreszcie zademonstrowali moc godną barw królewskich, zdobiących szczyt rankingu Ligi Mistrzów wszech czasów, ozdobionych niedawno trzema z rzędu triumfami w całych rozgrywkach.
Czy naprawdę aż tyle znaczy dla nich Sergio Ramos? Wystarczyło, że wrócił po kontuzji, i piłkarze Realu natychmiast odzyskali spokój ducha. Nie, nie on wykonywał rozstrzygające zagrania – tym zajął się inny weteran, Karim Benzema, który jak na środkowego napastnika przystało, wbił oba gole pozbawiające gości złudzeń. Każdemu kibicowi musiało jednak przemknąć przez głowę, że sytuację znów uleczył kapitan.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
"Mistrzów"
No niezbyt.