Ależ to jest para! Szefowie Paris Saint-Germain sądzili, że będą czekać na półfinał znacznie krócej. Szefowie RB Lipsk przypuszczali, że poczekają znacznie dłużej.

Kto nie znałby kontekstu i szczegółów, mógłby pomyśleć, że kibice - którzy wszak od zawsze tęsknią za niespodziankami i nowymi twarzami - na widok półfinału w tym składzie oszaleją ze szczęścia.

Piłkarze z Paryża nie wzbili się w Lidze Mistrzów tak wysoko od 1995 roku – rozgrywki liczyły wówczas 16 drużyn, każdy kraj wystawiał tylko jednego przedstawiciela, w ćwierćfinale bawiły m.in. Hajduk Split czy IFK Göteborg, firmy obecnie egzotyczne. Zupełnie inna rzeczywistość.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Może i ten Lipsk zdaniem purystów futbolowych z nieprawego łoża, ale jednak ich sposób dochodzenia do sukcesów budzi jakiś respekt. Mniej szacunku budzi PSG, ale też Manchester City za Katarczyków czy Chelsea w pierwszej fazie Abramowicza. A Polacy przyjęliby choć jeden z takich klubów z otwartymi rękami. Teraz bez wielkich pieniędzy to takie kraje jak Polska nie zobaczą ćwierćfinału Ligi Mistrzów do drugiego przyjścia Chrystusa. Choć może to nie najlepszy przykład, bo my i w ćwierćfinale Pucharu Europy za Deyny i Bońka bywali sporadycznie a w Lidze Mistrzów cały jeden raz wyszliśmy z grupy. A byliśmy w LM całe trzy razy dotąd
    @dupawołowa
    W czasach Bońka, choć już bez Bońka, który z Widzewa odszedł chwilę wcześniej do Juventusu, to Widzew grał nawet wyżej, bo w półfinale (przegrywając właśnie z Bońkiem i jego Juventusem)...
    już oceniałe(a)ś
    2
    0