Pamiętacie scenę ze współczesnej historii Realu Madryt, w której Sergio Ramos poucza José Mourinho, by się do pewnych spraw nie wtrącał, bo nigdy nie kopał piłki na wysokim poziomie, więc nie ma pojęcia? Stanęła mi przed oczami, gdy czytałem doniesienia „France Football”, jakoby Ronaldo nie szanował Sarriego. Brzmiały wiarygodnie – skoro dla boiskowych megagwiazdorów niewystarczająco błękitna krew płynęła w żyłach ówczesnego szkoleniowca Realu, który przez całe życie kręcił się po Barcelonach (jako tłumacz, ale mimo wszystko) i podbił Champions League z drużyną Porto, to za jakiego Dyzmę musiał uchodzić obecny szkoleniowiec Juve, który do czterdziestki garbił się za biurkiem jako zwykły pracownik banku, długo błąkał się po szóstoligowych drużynkach w toskańskich pipidówach liczących niekiedy po kilkuset mieszkańców, dopiero po dekadzie na poziomie amatorskim wyżebrał posadę w Serie B?
Wszystkie komentarze
Chyba były na serio.
Ode mnie napiszę tylko, że Sarriemu mógłbyś co najwyżej nosić popielniczkę
Lampard, Solskjer, Zidane, Guardiola i Pirlo właśnie.