Sportowiec na igrzyska ma jechać w pełni skoncentrowany na najważniejszej robocie czterolecia (a czasami życia), a nie zastanawiać się nad duchami i atmosferą.

Jeśli była biegówkowa trasa, której życzyłam, by się stała olimpijską, to ta z Lago di Tesero. Ta znana z ostatnich dni Tour de Ski, z mistrzostw świata w Val di Fiemme. Życzyłam jej igrzysk nie tylko dlatego, że łączą mnie z nią niezwykłe wspomnienia. Ludzie z Val di Fiemme pracą, pasją i oddaniem zasłużyli na wielkie, sportowe święto. Olimpijski sen spełnią w 2026 r. I to jest piękna wiadomość. Nie miałam nic przeciw szwedzkiej kontrkandydaturze, jednak znacznie lepszą opcją wydawała mi się ta Mediolanu i Cortina d’Ampezzo. Rozumiem malkontentów, którzy trąbią, że we Włoszech będzie jeden wielki bałagan i improwizacja. Przeżyłam to na własnej skórze w 2006 r. w Turynie. Gdy przyjechaliśmy do wioski olimpijskiej w Sestriere, jeszcze domalowywano ściany, między budynkami rozłożono ogromne dywany, bo błota było po pas, stołówka też nie powalała. Wraz z zapaleniem znicza olimpijskiego wszystko było jednak gotowe. Może troszkę prowizoryczne, ale jeśli ktoś nie ma w naturze czepialstwa, to nie zwracał uwagi. A igrzyska wspominam świetnie. Pasja. Temperament. Uśmiech.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Agata Żelazowska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze