Ma być bezpieczniej, ale czy ciekawiej? Czy ktoś pokona Lewisa Hamiltona, czy Fernando Alonso całkiem się załamie, a Ferrari zmieni swoje DNA? Czy Robert Kubica wyjedzie z padoku? W niedzielę pierwszy wyścig sezonu.

Uliczny tor w Melbourne nie wybacza błędów – niewiele jest w nim miejsc, gdzie można się zagapić i znaleźć się poza trasą bez konsekwencji. A dodatkowo prognozy mówią, że w weekend ma padać.

[Królewskie negocjacje. Wygrali je Robert Kubica i Williams]

Kibice marzą, by początek ścigania zwiastował nieprzewidywalny sezon, bo od czterech lat bezkonkurencyjny jest Mercedes. Trzykrotnie mistrzem świata był w tym czasie Lewis Hamilton, raz Nico Rosberg. Po zakończeniu przez Niemca kariery pytanie przed inauguracją brzmi po prostu: czy ktoś będzie w stanie zatrzymać Hamiltona, drugiego najczęściej zwyciężającego kierowcę w historii? Do lidera, Michaela Schumachera, wciąż ma jeszcze daleko – 29 wygranych. Schumacher prowadzi również w liczbie tytułów mistrzowskich – wygrał siedem sezonów, Brytyjczyk na razie cztery. W ostatnich latach jedynym, który zbliżał się do kierowców Mercedesa, był Sebastian Vettel. Sam wygrał cztery tytuły mistrzowskie z rzędu, ale jeszcze za czasów, gdy Red Bull rządził na torze. Odkąd Niemiec przesiadł się do Ferrari, zwyciężył w ośmiu wyścigach – rok temu wygrał w Australii – ale na koniec sezonu zawsze jest za Hamiltonem. Mimo że Mercedes nie był najszybszy na testach w Barcelonie, Hamilton jest faworytem do zwycięstwa w Australii. W Hiszpanii kierowcy Mercedesa przejechali najwięcej okrążeń, co daje pewność, że bolid nie powinien spłatać figla podczas inauguracji sezonu.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze