Niezwykła scena rozjaśniała ten deszczowy, ponury dzień. Kiedy prowadzący po pierwszej serii Stoch siadał na belce jako ostatni w konkursie, na zeskoku czekała na niego cała drużyna. Ubrani w białe peleryny, ociekający deszczem, czekali, by mu gratulować. Skok wyglądał na formalność, ale był miarą niezwykłej dyspozycji dwukrotnego mistrza igrzysk w Soczi. 128,5 m – to najlepsza odległość serii finałowej. Stoch był klasą samą w sobie, znokautował rywali, by pierwszy raz od 2001 r. pod Bergisel zabrzmiał „Mazurek Dąbrowskiego”. 17 lat temu grano go dla Adama Małysza.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Bo takim zapyziałym społeczeństwem, dążącym do zgnojenia ("znokautowania") każdego, kogo postrzegamy za rywala - niestety jesteśmy. Pełnym kompleksów, jadu, żółci.
sport to rywalizacja, zastępuje chyba skutecznie instynkt walki, wojowania i zabijania. Pozbawianie bojowego języka w relacjonowaniu sportu to chyba nadmierna poprawność.