Od skoku na 5,43 do 6,00 używałem trzech różnych tyczek. Czwartej nawet nie wziąłem do rąk, ona jest na jeszcze wyższe skakanie - mówi Piotr Lisek, pierwszy polski tyczkarz, który skoczył 6 metrów.

Tadeusz Kądziela: Po tym jak 25 stycznia poprawił pan w Cottbus rekord Polski (5,92 m), pana menedżer Norbert Rokita napisał, że na pewno skoczy pan w tym sezonie sześć metrów. Pan też w to wierzył?

Piotr Lisek: No jasne, że nie wierzyłem. Na tej wysokości każdy centymetr robi różnicę, a sześć metrów to jest też bariera psychiczna. Nie myślałem, że na samym początku sezonu jestem już tak przygotowany, żeby ją pokonać.

Jakie to uczucie, da się to opisać?

– Mój mózg nie zarejestrował, co się działo w górze. Zawsze wszystko kontroluję podczas skoku, wiem, gdzie się znajduję, a na skutek tych emocji nic nie zakodowałem. Po prostu się obudziłem na materacu, patrzę, że poprzeczka została. Powiedziałem sobie: „Kurczę, no nie wierzę!”.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze