Angielski futbol zrozumiałem dopiero, gdy oglądałem mecz Swansea – Crystal Palace. Gospodarze wygrali 5:4, osiem z dziewięciu goli padło po stałych fragmentach gry. Rogach, wolnych, rzutach z autu – mówił niedawno trener Manchesteru City. Jego zespół po świetnym początku sezonu – dziesięciu zwycięstwach z rzędu – przeżywał zapaść, z kolejnych 15 meczów wygrał cztery. Dopiero ostatnio się odbił, poniedziałkowa wygrana z Hull była trzecią z rzędu.
A przecież wyspiarze tyle sobie po dwukrotnym zdobywcy Pucharu Europy obiecywali. Na pierwszym spotkaniu z angielskimi dziennikarzami Guardiola tłumaczył, że nie zdoła odmienić tamtejszej piłki. – Nie jestem na tyle dobry. Przybywanie z takim zamiarem do kraju, który wymyślił tę dyscyplinę, byłoby co najmniej aroganckie – mówił Hiszpan.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze