Groźba dyskwalifikacji kraju, któremu udowodniono udział w dopingu, albo odebrania mu ważnej imprezy, to jedyne poważne narzędzie, aby zmusić go do walki - mówi Michał Rynkowski, dyrektor polskiej Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie.

 

Radosław Leniarski: Toczy się właśnie walka buldogów pod dywanem. MKOl i WADA biją się o to, kto ważniejszy w walce z dopingiem.

Michał Rynkowski: – Tak, stosunki MKOl i WADA są napięte. MKOl nie chce przyznać się do błędów organizacji antydopingu w Rio de Janeiro. A takiej katastrofy nie było przez kilkadziesiąt lat. Do tego dochodzi Richard McLaren i jego drugi raport [w pierwszym kanadyjski prawnik podał m.in. drastyczne szczegóły, jak urzędnicy państwowi w Rosji kryli doping rodzimych olimpijczyków w Soczi], który zostanie opublikowany 9 grudnia. Po prostu zawiódł dozór ze strony MKOl. A teraz komitet jest zszokowany skalą dopingu. Jego władze nie spodziewały się, że aż tyle medali z Londynu i Pekinu będzie kwestionowanych, że po latach będzie taki wysyp. MKOl boi się odsunięcia się sponsorów od ruchu olimpijskiego. Działacze sądzą, że to im grozi przez działania WADA. Wielu olimpijskich urzędników tak na to patrzy i chce sprawy wziąć w swoje ręce. Chcą powołać swoją organizację antydopingową, która miałaby badać sportowców albo chcą ściślej kontrolować WADA. Komitet próbuje czegoś, czego dotąd nie robił – kreuje się na lidera walki z dopingiem. Przecież nigdy wcześniej nie dawał sygnału, że mógłby na przykład nie pozwolić na organizowanie igrzysk w kraju, w którym standardy antydopingowe są za niskie. Nigdy nie było to kryterium.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Małgorzata Bujara poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze