Kiedy obserwujemy kolejne bariery pokonywane przez wybitnego piłkarza, wielokrotnie zdarzają się chwile, w których wzdychamy: „No nie, teraz sięgnął szczytu, gra nadludzko, lepiej się już nie da”. Przeżywaliśmy to z Leo Messim, przeżywaliśmy z Cristiano Ronaldo, gdy bili snajperskie rekordy, które wydawały się nie do pobicia, a potem jeszcze bili te, które sami ustanowili itd.
Teraz – ciągle – doświadczamy tego w kontakcie z Lewandowskim.
W piątkowy wieczór Rumunów nie ocaliła nawet petarda, która wybuchła pod nogami polskiego napastnika. Ogłuszony, po przerwie w grze i długim cuceniu go przez sztab medyczny, zareagował dwoma golami. Na 2:0 i 3:0, podsumowującymi najlepszy wyjazdowy mecz Polaków w eliminacjach do turniejów mistrzowskich w XXI wieku. Ma już 42. bramki, wyprzedził na liście najskuteczniejszych Kazimierza Deynę, niebawem doścignie Latę (45) oraz Lubańskiego (48). I na szczyt wzleci prawdopodobnie już w przyszłym roku, jeszcze przed mundialem 2018, bo im energiczniej kręcimy z niedowierzaniem głowami, że gna na złamanie karku, tym chętniej on przyśpiesza.
Wszystkie komentarze