Jeden multimiliarder, jeden szaleniec, jeden narkopijak, jeden polski mistrz świata i jeden żwawy emeryt, który kocha boks.

Triumf metodycznego szaleństwa

Władimir Kliczko - Tyson Fury

28 listopada, Esprit Arena, Düsseldorf, Niemcy. O tytuły WBA, IBF, WBO w kategorii ciężkiej. Fury wygrał jednogłośnie na punkty.

Nie uroda boksu była ważna w tym pojedynku - w rzeczy samej był to boks brzydki jak ebola - ale to, że dzięki niemu doszło do przełomu. Kliczko był długoletnim dominatorem, żaden rywal nie dorastał mu do pięt pod względem technicznym, taktycznym, siły uderzenia, warunków fizycznych. Według prestiżowych zestawień był jednym z dwóch-trzech najlepszych pięściarzy bez względu na wagę, co najcięższym nie zdarza się często. A jednak Fury, pośmiewisko wśród zaawansowanych fanów boksu z powodu ułomnej koordynacji ruchowej i braków technicznych, stał się pierwszym pięściarzem, który wyboksował Kliczkę. Ukrainiec trafił rywala zaledwie 52 razy w całej walce, w tym tylko cztery razy w tułów.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Agata Żelazowska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze