Została już bezdyskusyjnie najbardziej utytułowanym klubem bieżącego stulecia. Ligę Mistrzów wygrywała w latach 2006, 2009, 2011 i 2015, a sobotni triumf nad Juventusem znów był kulminacją sezonu perfekcyjnego.

I miał ów sezon zakończenie więcej niż adekwatne. Ostatnie dotknięcie ostatniego meczu w Champions League dało Katalończykom gola. Ideał. Ideał idealnie wkomponowany w chwilę bezprecedensową - Barcelona zdobyła także mistrzostwo oraz puchar kraju, czyli powtórzyła osiągnięcie sprzed sześciu lat, ponownie zakładając potrójną koronę. Nikt inny nie nosił jej dwukrotnie.

Trwa czas dla futbolu okropny, codziennie spadają na nas wieści o działaczowskim złodziejstwie i kupowanych za łapówki mundialach. Ale w Berlinie wreszcie oddychaliśmy czystym sportem. Choć w trakcie gry działo się sporo i ostro - turyńczycy żądali karnego za faul na Paulu Pogbie, Katalończyków rozwścieczył nieuznany gol Neymara etc. - to po ostatnim gwizdku na boisku nie tliły się żadne złe emocje. Barcelona ściskała Juventus, Juventus gratulował Barcelonie. Pełen szacunek po obu stronach. Zwycięzcy ustawili nawet szpaler, by pokonani przed zejściem do szatni przedefilowali przy oklaskach rywali.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze