"Czarujący człowiek Manuel Pellegrini? - treść transparentu pojawiającego się na Etihad Stadium na temat trenera na Stamford Bridge uznana by została za sarkastyczno-ironiczną. José Mourinho oszalałby z wściekłości, gdyby kibice Chelsea dostrzegli w nim kogoś innego niż futbolową wersję Dartha Vadera. Chilijczykowi czarna maska do uprawiania zawodu nie jest potrzebna. Nie chowa się za aurą niedostępnego guru toczącego nieustanną wojnę z wszystkimi wrogami w futbolowej galaktyce. On chodzi po ziemi, uważa siebie za śmiertelnika, któremu od czasu do czasu dane jest zwyciężać. Tak jak w tym roku w Premier League, gdzie zdobył pierwsze trofeum, odkąd pracuje w Europie. Czekał na nie dokładnie 10 lat.

W futbolu nigdy nie było mu lekko. Ze zdeformowanej prawej stopy kpili koledzy z Universidad de Chile przez całe 13 lat kariery na boisku. Środkowy obrońca zostawał po każdym treningu, ćwicząc lewą nogę z takim zapałem, że kończąc przygodę piłkarską, uważany był za mańkuta. Zawsze odstawał od reszty graczy, śmiali się, gdy przyjeżdżał na trening swoim fiatem 600, zawsze w wielkim pośpiechu. Napastnik Jorge Soc~as, który grał dla Chile na mundialu w RFN w 1974 roku, wspomina, że już na pierwszy rzut oka można było poznać, iż Pellegrini należał do innej klasy społecznej niż pozostali gracze Universidad de Chile. Czasem naiwnie tłumaczył im, po co tak haruje, jak ważne jest wykształcenie. Sam zdobył tytuł inżyniera w wieku 25 lat, studiując i grając zawodowo w piłkę jednocześnie.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze