Rooney miał okazać się niegodny MU. Kiedy został zesłany na fotel rezerwowego we wtorkowym szlagierze z Realem Madryt, angielskie gazety odczytały to jako wyrok skazujący. A jednak się kręci - felieton Rafała Steca

Bujał ponad stratosferą, między gwiazdami formatu Leo Messiego i Cristiana Ronaldo, o czym dowiedzieliśmy się jesienią 2010, kiedy uznał, że Manchester United staje się niegodny jego talentu, nie podoła finansowo nabywaniu dorównujących mu piłkarzy, mknie do galaktyki bez przyszłości. Nie mógł się Wayne Rooney bardziej rozminąć z wizją szefa wszystkich szefów Aleksa Fergusona, który klub widział tak potężnym, iż zerwał z perspektywą współczesną, by ścigać się z historią. Zamierzał zdetronizować Liverpool w krajowym rankingu wszech czasów (już mu się udało), a także legendarnego trenera Boba Paisleya w międzynarodowym rankingu wszech czasów (jeszcze się nie udało). To były plany imperialne, nie skromne pomysły na przetrwanie kryzysu.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze